Do Star Wars: Outlaws podchodziłem z dużą dozą sceptycyzmu. Bowiem ostatnie gry Ubisoftu radziły sobie różnie: Avatar był średni, Prince of Persia genialny, a Assasin’s Creed: Mirage pozostawił wiele do życzenia. I na szczęście, odpowiedni dystans pozwolił mi się cieszyć z tej gry, choć i tak nie dało się nie dostrzec wszystkich wad tej gry…
Fabuła
Historia głównej bohaterki, to taki misz-masz Hana Solo i Luke’a Skywalkera. Kay dorastała na jednej planecie, bez możliwości ucieczki z niej, ale nagle nadarza się szansa, aby to zmienić. Kiedy to się udaje, ta staje się międzygalaktycznym łowcą głów, która musi prowadzić porachunki z wszystkimi ważnymi kartelami. Motyw prosty, bo od razu da nam wrażenie tego, co już znamy.
Przyznam, że fabuła, a szczególnie jej jakość, jest dla mnie najistotniejszym elementem gier dla pojedynczego gracza. Dlatego z Outlaws mam spory dylemat, bo jest strasznie nierówno. Niektóre misje są bardzo dobrze napisane, a motyw kolaboracji i zdrad różnych kartelów również potrafi wciągnąć. Jednakże główna bohaterka jest mało porywająca – ta hybryda pomiędzy Lukiem i Hanem wyszła przeciętnie, bo czuć, że ta postać jest zwyczajnie zbyt bezpieczna. A szkoda, bo był tutaj ogromny potencjał, aby napisać kogoś bardziej ciekawego.
Ogólnie jest to element gdzieś w połowie stawki – na pewno nie zepsuje Wam odbioru giereczki, natomiast nie ma tutaj wybitnego scenariopisarstwa. W dodatku dialogi nieraz są zbyt sztywno napisane (klasyka Ubisoftu), więc finalnie możecie poczuć się rozczarowani. Ja i tak cieszę się, że jest to przynajmniej lepsze od Mirage, bo tam nie dało się tego wytrzymać…
Rozgrywka
Rozgrywka jest już znacznie trudniejszym tematem. Twórcy zrobili bowiem dość prostą grę. Ot, mamy strzelanko-skradankę, która znacznie bardziej stawia na ten drugi element. Jednocześnie ten element ma tyle błędów, iż nie da się czerpać z niego pełnej przyjemności. Sam nieraz skopałem różne misje, bo przeciwnicy zachowali się w jakiś nietuzinkowy sposób, przez co mnie schwytali i musiałem zaczynać od zera (ze straconą reputacją lub wczytanym zapisem). Pewnie to kiedyś naprawią, bo prace nad grą cały czas trwają, ale nie ma tutaj oznaczenia wczesny dostęp, a więc nie będzie litości.
Do tego samo strzelanie nie jest za bardzo angażujące. Ot, mamy bardzo prostą strzelankę, która w żaden sposób nie bawi się swoim arsenałem – już Battlefront 2 sprzed 10 lat temu był pod tym kątem o niebo lepszy. Czuję jednak, że taki niedzielny gracz, nie oczekujący specjalnych urozmaiceń czy nowatorskich technik, może się tutaj odnaleźć. Jest prosto, jest czytelnie, więc ktoś na tym zysk, ale na pewno nie będą to weterani.
Do tego zepsuto nawet transport. Jazda ścigaczem powinna być czystą przyjemnością, a finalnie jest zrobiona bez smaku. Wlatywanie w planety trwa długo i jest bardziej mozolne, niż satysfakcjonujące. Walki powietrzne mają potencjał, ale finalnie sprowadzają się tylko do ustawienia celowania i strzelania, póki nie musimy skupiać się na celowaniu. Szkoda, bo to kolejne elementy, mające ogromny potencjał, a zostały zrobione zwyczajnie średnio.
Żeby jednak nie było, że tylko cisnę – uważam grę w Sabaka za bardzo udaną. Słyszałem różne opinie, od zachwytów po krytykę, ale ja ustawiłem się w tym bardziej optymistycznym gronie. To prosta minigierka, bazująca mocno na szczęściu, ale daje nam poczucie grania w takim międzygalaktycznym kasynie. To samo tyczy się zresztą innych minigierek – sporo jest tutaj takich małych rozrywek, które mają nam budować ten hazardowy klimacik. Dla mnie jest to w porządku, bo buduje klimat, choć jednocześnie mam dylemat moralny, czy w grach powinny być takie elementy – to jednak wciąż hazard i powinniśmy unikać propagowania go.
O co tyle szumu?
Ze swoją recenzją poczekałem kilka dni, bo chciałem zobaczyć odzew innych ludzi. Popatrzeć na inne perspektywy i najwyżej zestawić swoją opinię z innymi. I cóż… widzę, że ludzie przejechali się po tej grze, jak walcem po asfalcie, a ja sądzę, że to trochę niesłuszne. Bo ta gra to taki czysty średniak – stara się być maksymalnie bezpieczna, oferować to co znane, a gdzieś tam na bokach dodać coś świeżego. Nie jest to wybitne, a w połączeniu ze słabą optymalizacją czy kilkoma sztywnymi elementami (choćby w/w strzelanie i jazda na ścigaczu) może być zawodem.
Jednak ja całkiem nieźle się bawiłem. Pograłem sobie w Sabaka, poskradałem się po kartelach, a do tego pozwiedzałem rozmaite planety. Spędziłem w tej gierce sporo czasu i choć miejscami się nudziłem, to nadal nie uważam, że należy jej wystawiać najgorsze recenzje. Powtarzam – to co najwyżej średniak, ale ma kilka elementów, za które można go docenić. I trudno zestawiać mi to z grami usługami, gdzie naprawdę skopano wszystko.
Aby jednak nie było tak słodko – muszę pojechać po cenie i tych specjalnych paczkach zakupowych. Jeśli nie wiecie o co chodzi, to istnieją 3 wersje do wyboru: najtańsza z samą grą, albo droższe, które zawierały dodatki, specjalną misję oraz 3-dniowy dostęp przed wszystkimi. Nienawidzę tej praktyki z wczesnym dostępem i będę ją zawsze krytykował. Szczególnie, że na PS5 wywaliło ludziom zapisy w ten sposób, więc zdecydowanie nie pykło.
Podsumowanie
Ogólnie, Star Wars: Outlaws to dla mnie ostry średniak. Zdecydowanie nic wybitnego, ale ma kilka pomysłów, które szanuję i na pewno nie chcę po nim cisnąć tak, jak pozostali. To taka definicja gry 5/10, czyli niczego, co Was z butów nie wywali, ale przyjemnie będzie się w to grało w niedzielę. Poczekajcie chwilę z zakupem, w tym czasie twórcy połatają skradanie, a może jeszcze jakąś promkę dorzucą.
Grę otrzymałem do testów dzięki uprzejmości firmy Ubisoft. Wydawca nie miał wpływu na treść recenzji.