- Kluczową przyczyną zaniedbań i nadużyć w procesie legalizacji pobytu cudzoziemców w Polsce było unieważnienie przez rząd PiS już w 2017 r. polityki migracyjnej — mówi o nadrzędnym wniosku z prac komisji jej przewodniczący poseł KO Marek Sowa
- W aferze wizowej pojawia się szereg wątków dotyczących nadużyć ze strony ważnych polityków PiS, nacisków na konsulów i rozmontowania systemu wydawania wiz, przez co do Polski w sposób niekontrolowany mogły trafić setki cudzoziemców
- Komisja śledcza zamierza wraz z raportem końcowym przyjąć także 11 zawiadomień, które następnie skieruje do prokuratury. W tym dotyczącym byłego ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua pojawiają się trzy poważne zarzuty
- Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Komisja śledcza kończy bieg. Co wiemy o aferze wizowej?
Raport z prac sejmowej komisji śledczej ds. afery wizowej liczy ponad 350 stron i jest już niemalże gotowy. Zostanie przedstawiony i przyjęty na listopadowym posiedzeniu komisji. Onet zapoznał się z najważniejszymi wnioskami, jakie się w nim znalazły. Jak się dowiedzieliśmy, część raportu będzie stanowiło także 11 zawiadomień do prokuratury wobec osób, które, jak dowodzi komisja, miały związek z aferą.
O nielegalnym handlu wizami nie byłoby tak głośno, gdyby nie wcześniejsze ustalenia dziennikarzy. W Onecie już we wrześniu 2023 r. ujawniliśmy to, jak wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PiS Piotr Wawrzyk pomógł swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych. Ściągani przez ekipę Wawrzyka Hindusi udawali ekipy filmowe z Bollywood. Za przerzucenie do Ameryki każdy płacił 25-40 tys. dol. I choć brzmiało to jak żart, proceder okazał się tylko elementem potężnego mechanizmu rozmontowania polityki migracyjnej, który toczył się pod okiem ważnych polityków PiS.
Piotr Wawrzyk najpierw stracił miejsce w rządzie, potem na listach wyborczych PiS, a w styczniu został zatrzymany przez CBA i usłyszał prokuratorskie zarzuty w związku z aferą wizową. Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności.
„Unieważnienie polityki migracyjnej przez rząd PiS”
Komisja śledcza, która zaczęła działać w lutym, za cel wzięła sobie zbadanie, kto i w jakim zakresie poza Wawrzykiem jest w aferę wizową zamieszany. Jej członkowie pod lupę wzięli to, jak wyglądała legalizacja pobytu cudzoziemców w Polsce między listopadem 2019 a listopadem 2023 r. Kluczowym elementem prac komisji były przesłuchania świadków — łącznie 37 osób, ale istotne okazało się także prześwietlenie dokumentów, m.in. tych, które przechodziły przez ręce urzędników MSZ.
— Kluczową przyczyną zaniedbań i nadużyć w procesie legalizacji pobytu cudzoziemców w Polsce było unieważnienie przez rząd PiS już w 2017 r. polityki migracyjnej. To, w połączeniu z różnego rodzaju wrzutkami legislacyjnymi np. do ustawy covidowej stworzyło potężną lukę, którą wykorzystywały nieuczciwe agencje pośrednictwa pracy i uczelnie – to nadrzędny wniosek z prac komisji śledczej, o którym Onetowi mówi jej przewodniczący poseł KO Marek Sowa.
NIK o nadużyciach wiceministra MSZ. „Faworyzowanie jednego pracownika”
Ale konkluzji jest więcej, bo rozregulowanie systemu wydawania wiz w Polsce nie udałoby się, gdyby nie zaangażowanie polityków ówczesnej władzy. Dużą rolę miał odegrać w tym wspomniany Piotr Wawrzyk, który, jak wykazuje komisja, był szczególnie podatny na wpływy z zewnątrz, głównie firm sprowadzających pracowników z zagranicy. Ten wątek szerzej opisała w swoim raporcie sprzed dwóch tygodni także Najwyższa Izba Kontroli.
Według niej jedną z firm, które korzystały z protekcji wiceministra Wawrzyka, była agencja pośrednictwa pracy HR Motives. Minister miał przekazywać konsulatom w Azji i Afryce polecenia, by przyjmowali wnioski o wizy składane przez ludzi, którzy za pośrednictwem tej firmy załatwili sobie pozwolenie na pracę w Polsce. W sumie w tym trybie wydano ponad 4,5 tys. wiz. Proceder trwał, mimo że pracownicy MSZ mieli świadomość, że faworyzowanie jednego pośrednika, który na tym doskonale zarabia, jest nietransparentne i może rodzić podejrzenia o korupcję. Współpraca ta nie ustała, nawet gdy wyszło na jaw, że grupa rekrutowanych przez HR Motives przedsiębiorców po otrzymaniu polskich wiz wystąpiła o azyl w Niemczech.
Centrum wizowe w mateczniku ministra Raua. „Dysponujemy notatką”
Kolejnym obszarem, w którym komisja śledcza wskazuje nieprawidłowości, jest kwestia politycznych motywacji, jakie stały za zlokalizowaniem Centrum Decyzji Wizowych (CDW) w Łodzi oraz Centrum Informacji Konsularnej (CIK) w Kielcach. Okręg łódzki to matecznik ówczesnego ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua, ze Świętokrzyskiego z kolei startował do Sejmu jego zastępca Piotr Wawrzyk.
— Minister Rau zeznał przed komisją, że nie był inicjatorem ani nie zabiegał o to, by CDW powstało w jego okręgu wyborczym. Dysponujemy jednak notatką z 10 stycznia 2023 r., z której wynika, że akceptował tę decyzję — mówi szef komisji śledczej Marek Sowa. Ten wątek pojawi się jeszcze przy zawiadomieniu do prokuratury, jaki wobec byłego szefa MSZ planuje skierować komisja śledcza, ale o tym za moment.
Co istotne, decyzja o lokalizacji centrum została podjęta zanim wykonano analizę kosztów. O tym jako pierwszy informował Onet. Komisja wykazuje, że to naraziło Skarb Państwa na szkody majątkowe. Umowa na lokal w Łodzi została podpisana na pięć lat i nie da się jej wypowiedzieć. Najem będzie kosztował w sumie ok. 2 mln zł. Umowę na lokal w Kielcach można wypowiedzieć najwcześniej po 3 latach, już wydano na niego ponad 680 tys. zł.
Wizy za łapówki i wątek opieszałości służb
Kolejny wątek to korupcja, o której dowiedzieliśmy się z zeznań Edgara Kobosa. Były bliski współpracownik Piotra Wawrzyka nie tylko przyznał się do brania łapówek w zamian za załatwianie wiz dla cudzoziemców u wiceszefa MSZ. Za zamkniętymi drzwiami, co opisaliśmy też w Onecie, zeznał, że w resorcie spraw zagranicznych wiedza o przepychaniu wniosków wizowych przez Wawrzyka była powszechna, zaś w aferę zamieszanych jest wiele osób.
Komisja wizowa pod lupę wzięła jednak to, jak na sygnały o korupcji zareagowały służby.
„Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA) po uzyskaniu informacji 27 lipca 2022 r. o przestępczym procederze związanym z legalizacją pobytu cudzoziemców na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz możliwości korupcji w MSZ, przez siedem miesięcy zaniechało działań operacyjno-rozpoznawczych i analityczno-informacyjnych. Działania te podjęto dopiero w I kwartale 2023 r., kiedy skala nieprawidłowości stała się tematem zainteresowania innych służb, w tym państw sojuszniczych” — pisze w końcowym raporcie komisja śledcza.
„Opóźnienia mają znamiona działań celowych przed wyborami”
Śledztwo w lubelskim departamencie Prokuratury Krajowej zostało wszczęte dopiero 7 marca 2023 r. Pod koniec kwietnia CBA zatrzymało Edgara Kobosa, gdy ten podczas kontrolowanej akcji przejmował 160 tys. zł łapówki. Piotr Wawrzyk został zdymisjonowany dopiero cztery miesiące później, a dopiero w styczniu 2024 r. usłyszał zarzuty.
„Opóźnienia w działaniu służb, w szczególności CBA mają znamiona działań celowych przed zbliżającą się kampanią wyborczą. Świadczy o tym zabezpieczenie w MSZ dopiero 31 sierpnia 2023 r. korespondencji służbowej prowadzonej z polskimi placówkami dyplomatycznymi, do których miały być kierowane listy z danymi cudzoziemców, w tym również zawartość poczty elektronicznej i telefony komórkowe osób zatrudnionych. Postanowienie o zabezpieczenie tych dokumentów zostało wydane przez Prokuraturę w dniu 11 sierpnia 2023 r.” — podsumowuje komisja śledcza.
„Błagający rolnicy” i proceder byłego wiceministra
Proceder dotyczący masowego wydawania wiz trwałby w najlepsze, gdyby nie sprzeciw części konsulów. W tym wątku poza Edgarem Kobosem, który miał stosować naciski na pracowników konsularnych, powołując się na bliskie relacje z Wawrzykiem, pojawia się także postać Lecha Kołakowskiego. Komisja ustaliła, że on także nielegalnie wpływał na proces wydawania wiz. Wykorzystywał przy tym swoją pozycję posła i sekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa.
To — jak czytamy w raporcie z prac komisji — „przynosiło korzyści firmom zajmującym się pośrednictwem pracy, w tym firmie SO JOB, powiązanej z jego asystentem Maciejem Lisowskim”. Kołakowski wezwany na świadka przed komisją śledczą zeznawał, że to rolnicy błagali go, by pomógł sprowadzić im pracowników. — Gdybym nie przekazał pism, które do mnie trafiały, to byłaby bezczynność — twierdził były wiceminister rolnictwa.
„Polska w pewnym sensie stała się słupem”
Liberalizacja przepisów wizowych — dowodzi dalej w raporcie komisja — stała się furtką do uruchomienia procederu „visa shopping”. Pozwolił on cudzoziemcom, szczególnie z krajów o wysokim ryzyku migracyjnym, ubiegać się o polskie wizy pracownicze, ale nie po to, by w Polsce pracować, lecz po to, by dostać się do innych krajów strefy Schengen lub Stanów Zjednoczonych.
„Nadużycia dotyczyły głównie wydawania wiz na podstawie oświadczeń firm, które często okazywały się fikcyjne. Władze stopniowo rozmontowywały procedury przyznawania wiz, a tworzenie »specjalnych ścieżek« wizowych dla wybranych firm prowadziło do kolejnych nadużyć” — pisze komisja w raporcie.
— Polska w pewnym sensie stała się słupem, pomagającym przedostać się cudzoziemcom dalej do Europy i Stanów Zjednoczonych. Skala procederu była porażająca, bo ponad połowa wiz pracowniczych wydawanych wówczas w UE wydawanych było właśnie w Polsce. Najgorsze, że — jak wynikało z zeznań byłego komendanta Straży Granicznej — Polska nie miała kontroli nad tym, co po przekroczeniu polskiej granicy działo się z tymi pracownikami — mówi poseł Sowa.
Przypomnijmy te zaznania gen. Tomasza Pragi, byłego komendanta SG sprzed komisji śledczej.
— Czy wiemy, jaki procent osób, które zapraszamy do pracy, podejmuje pracę w Polsce? — zapytał byłego komendanta SG poseł Maciej Konieczny.
— Nie jest to możliwe, bo trzeba by było kontrolować 100 proc. przedsiębiorców, którzy przyjmują cudzoziemców — odpowiedział świadek. Tłumaczył, że przepisy nie nakładają na Straż Graniczną obowiązku sprawdzenia, czy ktoś podjął pracę, czy nie.
Szybka ścieżka dla kluczowych inwestycji. W tle niszczenie dokumentacji
W wątku dotyczącym wiz pracowniczych głośno wybrzmiewała sprawa ściągania cudzoziemców do pracy przy dwóch inwestycjach spółek Skarbu Państwa: Polimery Police należącej do Grupy Azoty i Olefiny III realizowanej przez Orlen w Płocku. — W obu przypadkach skorzystano na rozmontowaniu systemu polityki wizowej. Dodatkowo przy pomocy klarisów ingerowano w pracę konsulów, by dla tych pracowników wprowadzić tzw. szybką ścieżkę — opisuje proceder poseł Sowa.
W taki sposób konsulom polecono m.in., by nie sprawdzali kwalifikacji zawodowych pracowników ubiegających się o wizy, tłumacząc, że zrobią to służby wojewody. Jak ustaliła komisja śledcza, do pracy przy Polimerach w ten sposób sprowadzono ponad tysiąc osób. Kontrolerzy NIK badający ten wątek w raporcie stwierdzają jednak, że MSZ nie był w stanie ustalić ostatecznej liczby wiz wydanych dla cudzoziemców zatrudnionych przy inwestycjach Grupy Azoty i Orlenu. Ani konsulaty, ani MSZ nie gromadzili danych, a „dokumentacja źródłowa związana z tymi wizami likwidowana była po roku” bądź „została wybrakowana”.
Wątpliwy pęd do polskiej nauki. „Rekrutowali się, by dostać wizę studencką”
Oprócz wiz pracowniczych za czasów rządów PiS miał trwać także proceder wydawania wiz studenckich. „Niektóre polskie uczelnie traktowały rekrutację zagranicznych studentów jako model biznesowy, nie weryfikując ich kwalifikacji ani rzeczywistych intencji studiowania” — pisze komisja w raporcie. Znalazło się w nim także zestawienie uczelni, które wśród swoich studentów miały największy odsetek tych pochodzących z zagranicy.
— Przyjmowanie cudzoziemców na studia przez polskie uczelnie nie jest niczym złym. Jednak czym innym jest dbanie o różnorodność czy wymianę kulturową, a czym innym to, co wykazaliśmy podczas prac komisji – zaznacza poseł Marek Sowa. I wskazuje przykłady uczelni, na które masowo rekrutowali się cudzoziemcy, ale część z nich w ogóle nie podejmowała nauki. — Są przypadki np. 40-latków, których zaświadczenie potwierdzające średnie wykształcenie budzą wątpliwości, a którzy rekrutowali się na te uczelnie, ale nie po to, by się uczyć, a po to, by dostać wizę studencką i na tej podstawie dostać się do strefy Schengen — opisuje proceder przewodniczący komisji śledczej.
W raporcie są wymienione uczelnie, które niemal w 100 proc. korzystały na studentach zagranicznych. Proceder dotyczy głównie uczelni prywatnych, prowadzących niewielką działalność dydaktyczną, na które przepustką jest opłacenie czesnego.
Niebezpieczna relokacja z Białorusi i Rosji. „Rola konsula ograniczała się do wydania wizy”
Z punktu widzenia nie tylko polityki zagranicznej, ale bezpieczeństwa wewnętrznego państwa największym zagrożeniem w kontekście afery wizowej mogło być to, co komisja ustaliła w wątku dotyczącym programu Poland Bussines Harbour (PBH). Jak już wiadomo, powstał z inicjatywy byłego premiera Mateusza Morawieckiego i minister rozwoju w jego rządzie Jadwigi Emilewicz. Ale, co ustaliła komisja, jego działanie nie miało podstaw prawnych, opierało się wyłącznie na roboczych ustaleniach między instytucjami rządowymi. Tymczasem program miał ułatwić relokację białoruskich specjalistów IT do Polski, a wkrótce po jego uruchomieniu, został rozszerzony na obywateli innych państw, w tym Rosji.
„W okresie od września 2020 r. do 20 listopada 2023 r. w ramach PBH przyznano 95 115 wiz; najwięcej dla obywateli Białorusi — 89 907 i Rosji — 2613 (w tym 1838 wiz po agresji Rosji na Ukrainę), a łączny odsetek pozytywnie rozpatrzonych wniosków wyniósł 97,6 proc.” — czytamy w raporcie komisji.
Jej członkowie ustalili także, że tylko niewielki procent posiadaczy wiz faktycznie przekroczył granicę Polski. Straż Graniczna zarejestrowała na kierunku wjazdowym do Polski jedynie 13 tys. 259 cudzoziemców posiadających wizę, w tym 12 tys. 608 obywateli Białorusi i 345 Rosji. Co działo się z pozostałymi?
Marek Sowa: — Można się tylko domyślać, że dla reszty wiza stała się przepustką do niekontrolowanego pobytu na terenie Unii Europejskiej. Tym samym realizacja programu PBH stała się najprostszym, najszybszym i najtańszym sposobem uzyskania możliwości wjazdu na terytorium strefy Schengen. Rola konsula w procesie rozpatrywania wniosku o wizę ograniczała się w zasadzie do jej udzielenia.
Jedenaście zawiadomień do prokuratury i wątek krzywoprzysięstwa
W sprawie afery wizowej swoje śledztwo prowadzi prokuratura. Sejmowa komisja śledcza wraz z raportem na koniec swojej pracy zamierza sformułować 11 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa.
Jak się dowiedział Onet, cztery z nich będą dotyczyć osób związanych z MSZ za czasu rządów PiS. Jeden będzie kierowany wobec byłego szefa polskiej dyplomacji, a dziś posła PiS Zbigniewa Raua. Komisja zarzuca mu m.in. niedopełnienie obowiązków, pośrednictwo w procesie rozmontowywania systemu wydawania wiz. W zawiadomieniu być może pojawi się także wątek krzywoprzysięstwa. Chodzi o wspomniane zeznania przed komisją śledczą, gdy Rau (mówiąc pod przysięgą) przyznał, że cieszył go fakt zlokalizowania CDW w jego rodzinnej Łodzi, ale nie miał na to wpływu. Dokumenty przez niego sygnowane mają — w opinii komisji — świadczyć, że kłamał.
Trzy kolejne zawiadomienia — jak usłyszeliśmy — będą dotyczyły kadry kierowniczej MSZ. Może chodzić m.in. o byłego dyrektora generalnego Służby Zagranicznej.
Dwa zawiadomienia do prokuratury komisja śledcza skieruje wobec osób, które miały zwlekać z podjęciem działań w sprawie afery wizowej, choć były o niej zawiadamiane.
W kolejnym zawiadomieniu ma się pojawić nazwisko Jadwigi Emilewicz, która — zdaniem komisji — była osobą, która „firmowała” program Poland Bussines Harbour. Wraz z nią w piśmie do prokuratury wymienione mają być jeszcze dwie osoby.
Komisja badająca aferę wizową chce też poinformować śledczych o swoich ustaleniach i zarzutach wobec Lecha Kołakowskiego i Macieja Lisowskiego.