Skip to main content

Są już wstępne wyniki sekcji zwłok policjanta śmiertelnie postrzelonego na Pradze. Wskazują jako przyczynę śmierci ranę postrzałową. Takie informacje przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prokurator Norbert Woliński

Prokurator podkreślił, że to wstępne wyniki sekcji zwłok, a szczegółowe będą podane w pisemnej opinii z zakresu medycyny sądowej – podaje Onet.

Prokuratura oskarżyła funkcjonariusza, który postrzelił policjanta, o przekroczenie uprawnień i nieuzasadnione użycie broni służbowej, a także o spowodowanie choroby realnie zagrażającej życiu, a w następstwie spowodowanie śmierci innej osoby. Wobec policjanta zastosowano dozór policji.

– Pięć razy w tygodniu mężczyzna musi zgłaszać się na komendę, ma zakaz zbliżania się do świadków i do miejsca, gdzie doszło do zdarzenia – takie informacje przekazał po wyjściu z sali rozpraw prokurator prowadzący sprawę.

Postrzelenie policjanta na Pradze. Jak do niego doszło?
Z najnowszych ustaleń wynika, że policjanci dostali wezwanie do agresywnie zachowującego się mężczyzny. Na miejsce udali się dwaj umundurowani funkcjonariusze. Jeden z nich został przy radiowozie, drugi (bardziej doświadczony) wszedł do kamienicy. Tam dołączyli do niego dwaj nieumundurowani policjanci.

W trakcie interwencji jeden z nich, Mateusz Biernacki, prawdopodobnie wybiegł z bramy kamienicy. Wtedy właśnie padł strzał ze strony młodszego policjanta, który został przy radiowozie. Prawdopodobnie był zaskoczony, nie wiadomo dlaczego nie rozpoznał policyjnego wywiadowcy. „Nie wytrzymał ciśnienia” – powiedział nasz informator dziennikarzowi naTemat Konradowi Bagińskiemu.

Nie wiadomo, czy strzelający policjant dochował procedur. Przypomnijmy, że policja może strzelać tylko w określonych sytuacjach, przedtem ostrzegając o możliwości użycia broni i oddając strzał ostrzegawczy. Od tej procedury są wyjątki, chodzi o sytuację bezpośrednio zagrażającą życiu funkcjonariusza lub innych osób. Czy strzelający policjant uznał, że biegnący kolega zagraża jego życiu?

Z kolei według informacji przekazanych przez „Gazetę Wyborczą” dzieci z osiedla już wcześniej zwróciły uwagę na dziwne zachowanie sąsiada. Mężczyzna ten był znany mieszkańcom jako osoba często wszczynająca awantury pod wpływem alkoholu lub innych substancji psychoaktywnych.

Zakłócał spokój sąsiadów, m.in. spacerując z głośnikiem i puszczając muzykę. Od września przeciwko niemu toczyło się postępowanie, w ramach którego zarzucano mu m.in. spowodowanie uszczerbku na zdrowiu, groźby karalne oraz posiadanie narkotyków. To do niego został wezwany patrol policji w sobotę 23 listopada.
Tragiczna w skutkach interwencja policji
Do interwencji, która miała miejsce na warszawskiej Pradze, skierowano patrol składający się z początkującego policjanta i doświadczonego kierownika wydziału północnopraskiej komendy rejonowej. Bartosz Z. na co dzień pracował w Nowym Dworze Mazowieckim. 23 listopada był jego pierwszym dniem dyżuru w Warszawie. Na interwencje udał się z sierż. szt. Mateuszem Biernackim, gdyż nikt inny nie mógł.
– To pokazuje, jakie są braki w policji. Kierownik jeździ z żółtodziobem, który na początku powinien chodzić na patrole w prewencji, a pojechał na akcję, bo nie było komu – przekazał „GW” jeden z funkcjonariuszy znający kulisy sprawy.