
- – Nie należy bagatelizować zagrożenia rosyjskiego, niemniej zaangażowanie sił rosyjskich w wojnę w Ukrainie krytycznie komplikuje Moskwie możliwości realnej projekcji siły na innych kierunkach – mówi płk Maciej Korowaj
- Ze słów analityka wynika, że gen. Komornicki za „armię na tyłach” uznał rosyjskich poborowych. – Mówimy w tym przypadku o żołnierzach służby zasadniczej o różnym stopniu przeszkolenia i zgrania, jeżeli chodzi o możliwości prowadzenia operacji – dodaje płk Korowaj
- Analityk zauważa jednak, że Rosjanie podjęli pewne działania, które mogą Bałtów niepokoić. Bo tak należy traktować odtworzenie Leningradzkiego Okręgu Wojskowego oraz Moskiewskiego Okręgu Wojskowego
- Więcej takich komentarzy znajdziesz na stronie głównej Onetu
„Rosjanie budują potężną armię na tyłach. Jeśli pokój nie zostanie osiągnięty, a rozłam w NATO będzie się utrzymywał, Rosja zaatakuje kraje bałtyckie” – to słowa gen. Leona Komornickiego, byłego zastępcy szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Przytoczyła je w czwartek redakcja „Politico”, której generał, odnosząc się do ewentualności ataku na Bałtów, powiedział także: „może to nastąpić pod koniec tego roku lub na początku przyszłego. Inwazja jest częścią ich planu”.
– Moim zdaniem pan generał powiela rosyjską narrację straszenia NATO i Europy. Oczywiście nie należy bagatelizować zagrożenia rosyjskiego, niemniej zaangażowanie sił rosyjskich w wojnę w Ukrainie krytycznie komplikuje Moskwie możliwości realnej projekcji siły na innych kierunkach – zaczyna płk rez. Maciej Korowaj, analityk rosyjskiej wojskowości.
„Gen. Komornicki myli żołnierzy”
Rozmówca Onetu nie ukrywa swojego sceptycyzmu wobec opinii wygłoszonej w „Politico”.
– Należy zdać sobie sprawę, z jednego faktu: 90 proc. sił lądowych Rosjan jest w tej chwili zaangażowanych w „specjalną operację wojenną”, jak oni nazywają działania w Ukrainie – wylicza płk Korowaj. – Ci żołnierze biorą w nich udział po podpisaniu kontraktu z Ministerstwem Obrony Narodowej na co najmniej rok za bardzo dużą sumę pieniędzy. Te 10 tys. zł miesięcznie na rosyjskiego szeregowego, walczącego w Ukrainie, w przeliczeniu na złotówki to sporo, nawet jak na nasze warunki, a w Rosji szczególnie dużo. Zwłaszcza że żołnierze kontraktowi rekrutowani są z biedniejszych rejonów. Zwykle pochodzą oni z tzw. głubinki .
Płk Korowaj mówi, że tzw. kontraktników jest około 700 tys. (do tego dochodzą jeszcze siły Rosgwardii czy innych struktur Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – także zaangażowane w Ukrainie: zazwyczaj w zabezpieczaniu „strefy tyłowej”).
– Ale jedno trzeba pamiętać: ci „kontraktnicy” się rotują. Jedna część walczy, druga odpoczywa – mówi Onetowi analityk. – I mamy jeszcze oczywiście służbę okresową, wielkości mniej więcej 300 tys. ludzi. To dwa pobory: wiosenny i zimowy.
Ze słów płk. Korowaja wynika, że gen. Komornicki właśnie tych poborowych uznał za „armię na tyłach”.
– Gen. Komornicki myli żołnierzy kontraktowych z poborowymi – stwierdza analityk. – Te 300 tys. ludzi jak na rosyjski potencjał uderzeniowy w stosunku do sił natowskich, zaangażowanych w obronę krajów bałtyckich, to dużo. Ale mówimy w tym przypadku o żołnierzach służby zasadniczej o różnym stopniu przeszkolenia i zgrania, jeżeli chodzi o możliwości prowadzenia operacji.
„Najpierw trzeba byłoby zakończyć albo »zamrozić« wojnę w Ukrainie”
Płk Korowaj uznaje, że przewidywania gen. Komornickiego – o ataku na kraje bałtyckie – mogą się sprawdzić, jeśli najpierw siły zbrojne Federacji Rosyjskiej zostałyby zwolnione z prowadzenia „specjalnej operacji wojennej”. Wtedy ewentualnie jednostki wycofywane z Ukrainy, ponownie zgrane, uzupełnione żołnierzami służby okresowej, stanowiłyby poważne zagrożenie militarne dla państw bałtyckich.
– Ale to dość długi proces, bo najpierw trzeba byłoby zakończyć albo „zamrozić” wojnę w Ukrainie. I na takiej zasadzie, aby Ukraińcy nie chcieli, albo nie mogli, odbijać okupowanych terenów – zaznacza płk Korowaj (bo takie chęci odbijania dalej wiązałyby siły rosyjskie na tych terytoriach). – Pomijam przy tym problemy z dostarczeniem odpowiedniej ilości uzbrojenia dla rosyjskich sił, mających uderzyć na wojska NATO. Zatem atak, o którym mówił gen. Komornicki, jest teoretycznie możliwy, ale musi zostać spełniony szereg bardzo specyficznych i krytycznych warunków.
Na koniec analityk zauważa jednak, że Rosjanie podjęli pewne działania, aby wspomniane warunki spełniać. Bo tak należy traktować odtworzenie Leningradzkiego Okręgu Wojskowego oraz Moskiewskiego Okręgu Wojskowego (oba istniały do 2010 r., niedawno ponownie wydzielono je z Zachodniego Okręgu Wojskowego).
Jak mówi płk Korowaj, obie struktury są teraz w trakcie formowania, przykładowo tworzone są dla nich nowe brygady kolejowe. Co jednak oznacza, że w trakcie takiej modernizacji nie będzie decyzji o zaatakowaniu NATO. A działanie nowych struktur, po ich odbudowaniu, Rosjanie musieliby najpierw przetestować – chociażby w wielkich manewrach „Zapad” (po rosyjsku „Zachód”), prowadzonych wspólnie z Białorusinami. Manewry „Zapad-2025” są planowane na połowę września.