Latem spotkałam przyjaciółkę. Schudła 7 kg w ciągu trzech miesięcy. — Zaczęłaś w końcu biegać? — zapytałam ją. Nie zaczęła. Powiedziała, że sport jej nie kręci. Zamiast się przemęczać, zmobilizowała tylko palec wskazujący i pobrała aplikację, jedną z tych, które skrupulatnie wyliczają, ile kalorii dziennie spożywasz.
Brzmi trochę, jakby to było chore? Może, ale nie czułam się chora z przejedzenia. Czułam się mądra i lepsza. Jakbym w końcu znalazła formułę, która nieuchronnie sprawi, że schudnę — podczas gdy inni wciąż zmagali się z dietami: niskotłuszczową, wysokowęglowodanową, przerywanym postem i odchudzaniem we śnie etc. Utrata wagi to bardzo prosta kalkulacja równowagi.
„W wieku 45 lat metabolizm nie działa na pełnych obrotach, ale raczej jakby chodził o kulach”
Z ręką na sercu — albo na pośladkach, brzuchu czy udach: która kobieta jest w stu procentach zadowolona ze swojej figury? Cóż, nigdy nie lubiłam swoich nóg, dlatego przeważnie chowałam je pod sukienkami i spódnicami. Teraz jestem szczuplejsza niż kiedykolwiek w moim dorosłym życiu. To tylko 5 kg, których większość ludzi nie zauważa, ale dla mnie to ogromna różnica.
Cyfrowe liczniki kalorii są łatwe obsłudze za pomocą smartfona. Automatyczny system nagradzania bardzo skutecznie wykorzystuje nasze podstawowe instynkty. Pragnienie potwierdzenia sukcesu jest stale zaspokajane w małych dawkach. W ten sam sposób działają aplikacje do nauki języków obcych i fitnessu.
Zawsze uważałam liczenie kalorii w jedzeniu za mało „sexy” — i nadal tak uważam. Moja przyjaciółka sprawiła, że ten sposób na schudnięcie wydał mi się bardzo stresujący. Potem jednak wytłumaczyła, że czasami można zjeść coś słodkiego. Z sera zrezygnowała jednak całkowicie. — Nie zdajesz sobie sprawy, ile ma kalorii — powiedziała.
Stworzyłam więc profil, wpisałam, że jestem kobietą, mam 178 cm wzrostu i 45 lat, a następnie moją wagę: 64,5 kg. Aplikacja chciała również znać moją wagę docelową. Cóż, zastanowiłam się: ile chciałam ważyć? Marzyłam, żeby nosić dżinsy w rozmiarze 29 — bez wybrzuszeń po bokach i uczucia ścisku. 4 kg mniej powinny rozwiązać problem. Taki założyłam sobie cel, a aplikacja wyznaczyła mi osiem tygodni liczenia kalorii, co oznaczało 0,5 kg tygodniowo mniej.
I tak znalazłam się na diecie. Musiałam wpisywać do dziennika śniadanie, obiad, kolację i przekąskę. Każdy posiłek ma limit kalorii. Jeśli wkładasz jedzenie do ust, trafia ono nie tylko do żołądka, ale także na listę. Jeśli jesz ziemniaki z twarogiem na obiad, wpisujesz twaróg do dziennika i masz do wyboru różne warianty — od „twarogu light” po „twaróg śmietankowy 40 proc. ”. Klikamy na produkt, ważymy lub szacujemy liczbę gramów i widzimy kalorie. Tak samo z ziemniakami.
Aby schudnąć, nie wolno mi było przekraczać dziennej dawki kalorii. W końcu tylko ci, którzy spalają więcej kalorii, niż przyjmują w jedzeniu i napojach, stają się szczuplejsi. Wiedziałam o tym jeszcze przed aplikacją, ale nie wiedziałam dokładnie, co to oznacza. Jasne, czasami dobrze zrezygnować z batonika czekoladowego lub pójść pobiegać, ponieważ zjadło się cały talerz frytek. Ale czy warto? A przede wszystkim, czy można w ten sposób schudnąć?
Aplikacja jest natomiast rygorystyczna. Pokazuje mi dokładnie, co mogę zjeść, aby schudnąć 0,5 kg w ciągu tygodnia. A kiedy wpisałam swoje jedzenie na listę, szybko zdałam sobie sprawę, jak niewiele to faktycznie jest. Mimo wszystko, ważna jest konsekwencja: w wieku 45 lat metabolizm nie działa na pełnych obrotach, ale raczej jakby chodził o kulach.
Kobieta pijąca zdrowe smoothie (zdj. ilustracyjne)
Szok przyszedł przy śniadaniu
Zjadłam płatki owsiane z migdałami i żurawiną, do tego jogurt waniliowy i owoce. Zważyłam wszystko. 85 g płatków owsianych. 60 g jogurtu waniliowego. Rozdrobniłam migdały i żurawinę i również je zważyłam. Sześć gramów migdałów i osiem gramów żurawiny. Do tego nektarynka, pół banana i latte. Zdałam sobie sprawę, że przegrałam. Wyszło mi 670 kcal. Przekroczyłam cel 402 kcal, który przysługiwał mi, jeśli chodzi o śniadanie.
Nie zdawałam sobie sprawy, że te małe czerwone jagody są słodzone i dlatego są bombami kalorycznymi. Jogurt zastąpiłam skyrem, który ma tylko połowę kalorii i smakuje równie dobrze.
„Aby uniknąć niesławnego efektu jo-jo, nie przestałam od razu korzystać z aplikacji”
Od tego momentu stałam się zakładnikiem mojej aplikacji, a liczenie kalorii trzymało mnie mocno w garści. Zaczęłam pić cappuccino zamiast latte macchiato, aby zaoszczędzić 100 ml mleka (47 kcal) — oczywiście niskotłuszczowego.
Usunęłam jabłko z mojego szprycera i tak zaoszczędziłam 85 kcal dziennie. Kiedy wracałam wieczorem ze sportu, przestałam robić sobie tosty z brie i zamiast tego jadłam twarożek z pomidorami. Ser i tak był dla mnie zakazany, tak sobie postanowiłam.
W niektóre dni mogłam zjeść coś wieczorem, ale nie byłam głodna. Aby nie zepsuć sobie statystyk, wolałam szybko położyć się spać.
Jednym ze sposobów, by jeść więcej, były ćwiczenia, czyli pozycja „aktywność”. Kiedy góra kalorii robiła się coraz większa, warto było z tej opcji korzystać. Opracowałam strategie, by ruszać się jak najwięcej. Nie chodzi tylko o sport. Zgłosiłam się na ochotnika do odbierania dzieci ze szkoły i przedszkola tak często, jak tylko mogłam. 15 minut jazdy na rowerze pozwala zaoszczędzić 57 kcal. Z radością wołałam do kuriera przez domofon: „schodzę na dół!”. Cztery minuty wchodzenia po schodach spalają 15 kcal. Tyle mniej więcej ma jeden plasterek salami.
Na wakacjach, kiedy ma się więcej czasu na jedzenie i picie, ćwiczenia uratowały mnie przed rezygnacją z liczenia kalorii. Jeśli chciałam wypić wieczorem kieliszek wina musującego — to 120 kcal — szukałam ruchu. Na szczęście wiele hoteli ma salę fitness z bieżnią, zawsze można też gdzieś pobiec. 20 minut biegania, potem kieliszek wina i 80 kalorii zostawało np. na 14 frytek, które podkradałam dzieciom z talerzy.
Brzmi trochę, jakby to było chore? Ale nie czułam się chora z przejedzenia. Czułam się mądra i lepsza. Jakbym w końcu znalazła formułę, która nieuchronnie sprawi, że schudnę — podczas gdy inni wciąż zmagali się z dietami: niskotłuszczową, wysokowęglowodanową, przerywanym postem i odchudzaniem we śnie etc. Utrata wagi to bardzo prosta kalkulacja równowagi. Po utracie czterech i 0,5 kg byłam szczuplejsza niż kiedykolwiek w życiu — i kupiłam parę dżinsów w rozmiarze 29, które idealnie pasowały.
Aby uniknąć niesławnego efektu jo-jo, nie przestałam od razu korzystać z aplikacji, ale zmieniłam ustawienia profilu z „schudnij” na „utrzymaj wagę”. W liczbach oznaczało to 1714 kcal dziennie. W porównaniu z wcześniejszym okresem to jak obżarstwo, chociaż muszę przyznać, że trudno mi przestać liczyć kalorie.
Ale nie potrzebuję już aplikacji i ignoruję jej ciągłe prośby o wpisanie mojego śniadania i kolacji lub zafundowanie sobie zdrowej przekąski czy też szklanki wody. Teraz panuje między nami cisza radiowa. A jeśli znów przybiorę na wadze, wiem już, jak zrzucić kilogramy.