Skip to main content
Polska

Oleśnica i sprawa pani Anity, prokuratura prowadzi śledztwo. Co wiadomo?

Autor 17 kwietnia 2025Brak komentarzy

Sprawa sięga marca, gdy „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł, w którym głos zabrała sama pacjentka szpitala w Łodzi – pani Anita (nie są to jej prawdziwe dane). Kobieta, która ma już jedno dziecko, w 2024 roku dowiedziała się, że jest w ciąży. Podczas rutynowego badania przeprowadzonego w 20. tygodniu usłyszała coś niepokojącego.

Wspominała, że przeprowadzona początkowo amniopunkcja wykazała, że płód jest obciążony wadą genetyczną. Później ta diagnoza miała się nie potwierdzić, a u płodu stwierdzono „skrócone i wygięte kości udowe, pozostałe w zakresie normy”. Kolejna diagnoza wskazywała na wrodzoną łamliwość kości.

Sprawa pani Anity. Liczne diagnozy

Pani Anita relacjonowała, że prof. Hanna Moczulska, kierowniczka Poradni Genetyki Klinicznej w łódzkim Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego, uspokajała ją i przekonywała, że to „wada w najlżejszej postaci”.

Jak czytamy, po konsultacji z prywatną ginekolog, kobieta dowiedziała się, o wysokim prawdopodobieństwie małowodzia (stanie, w którym płynu owodniowego jest zbyt mało). Pani Anita udała się do szpitala w Pabianicach, bo w Łodzi nie było miejsca. O placówce zrobiło się głośno, gdy NFZ nałożył na nią karę za odmówienie pacjentce legalnej aborcji.

ZOBACZ: Prokuratura zajmie się Grzegorzem Braunem. Wtargnął do szpitala w Oleśnicy

W Pabianicach kobieta miała usłyszeć, że płód rozwija się prawidłowo, po czym została wypisana. W międzyczasie zwolniło się miejsce w szpitalu w Łodzi. Tam przeszła badania i polecono jej zostać na oddziale do porodu.

W rozmowie z „GW” kobieta wspominała badanie pod okiem prof. Piotra Sieroszewskiego, prezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników i kierownika Kliniki Medycyny Płodu i Ginekologii UM w Łodzi. Lekarzowi mieli towarzyszyć studenci, którzy – zgodnie z relacją kobiety – mieli głośno komentować stan płodu.

Kobieta trafiła na oddział psychiatryczny. Trzy dni spędziła w izolatce

Ekspertka od chorób kości, z którą później skontaktowano panią Anitę, miała jej powiedzieć, że wada była już widoczna w 20. tygodniu ciąży, kiedy kierowano ją na amniopunkcję. Lekarka miała przekonywać kobietę, że ma szansę urodzić. Pani Anita relacjonowała, że wówczas przekazała lekarzom, że rozważa aborcję. Ci mieli ją zbyć, a następnie została skierowana na izbę przyjęć do szpitala psychiatrycznego. Tam odbyła rozmowę z dyżurującą specjalistką psychiatrii i wróciła na ginekologię.

Ostatecznie panią Anitę ponownie wysłano na oddział psychiatryczny. Z jej relacji wynika, że musiała zostać na oddziale wbrew swojej woli. Kobieta dowiedziała się, że istnieją obawy, że może targnąć się na swoje życie – ona sama twierdziła, że nigdy by tego nie zrobiła. Na trzy dni trafiła do izolatki. 

ZOBACZ: Burza po akcji Brauna w szpitalu. „Ale chyba nikogo nie pobił”

Po powrocie na ginekologię od prof. Sieroszewskiego, który – według wiedzy pani Anity sam wysłała ją na oddział psychiatryczny – usłyszała, iż lekarz jest zdziwiony, że tam trafiła, bo „świetnie się trzymała”.

W sprawie kobiety odbyło się konsylium lekarskie, gdzie ta złożyła podanie o aborcję. Pod wnioskiem podpisali się lekarze i psychologowie z Oddziału Diagnostyczno-Obserwacyjnego. W piśmie zaznaczono, że małowodzie i hipotrofia płodu (stan, w którym dziecko w łonie matki nie osiąga odpowiedniego wzrostu i wagi w stosunku do wieku ciąży) stanowią pośrednie zagrożenie także dla zdrowia fizycznego pani Anity. Zwracano też uwagę na ryzyko pęknięcia błon płodowych i obumarcia płodu, co może prowadzić do sepsy.

Adwokatka pani Anity podała, że kobieta wskazała metodę zakończenia ciąży, zalecaną po 20. tygodniu. Polega na wstrzyknięciu płodowi chlorku potasu.

Pani Anita w szpitalu w Oleśnicy

Z relacji pani Anity wynika, że na jej podanie prof. Sieroszewski miał zareagować złością. „Wyborcza” ustaliła, że wcześniej krytykował on wskazaną przez kobietę metodę przerywania ciąży.

Ostatecznie lekarz miał się zgodzić, ale na przeprowadzenie cesarskiego cięcia. Kobieta odmówiła i opuściła szpital, po czym udała się do szpitala w Oleśnicy. Tam przeszła kolejne badania, które wykluczały „lekką postać wady”. Dziecko mogło nie oddychać samodzielnie, nie było pewności, czy przeżyje okres noworodkowy.

ZOBACZ: „Wprowadzanie terroru”. Minister komentuje akcję Grzegorza Brauna w szpitalu

Jedyną lekarką, która zgodziła się przeprowadzić zabieg aborcji w 36. tygodniu ciąży była dr Gizela Jagielska, która tego dnia rozpoczęła dyżur. Następnie u pani Anity chciano przyspieszyć poród – kobieta relacjonowała, że trwał sześć godzin.

Opowiedziała „GW”, że lekarze „zrobili się dla niej mili, gdy zobaczyli dziecko”.

Lekarz odpowiada na zarzuty pacjentki

W wydanym po publikacji artykułu oświadczeniu prof. Sieroszewski przekazał, że „nie był lekarzem prowadzącym panią Anitę w ciąży, ani nie wykonywał u niej diagnostyki prenatalnej”, a „ciąża pani Anity była prowadzona przez lekarza spoza kliniki”.

„Nie jest prawdą, że pani Anita dowiedziała się o wadzie płodu od studentów medycyny” – czytamy.

Lekarz podkreślał, że kobieta przebywała w łódzkiej klinice przez trzy dni, została przyjęta w zaawansowanej ciąży w 35. tygodniu z „już postawionym rozpoznaniem – wrodzona łamliwość kości u płodu”.

ZOBACZ: Grzegorz Braun pojawił się w szpitalu. Próbował dokonać „zatrzymania obywatelskiego”

„Wrodzona łamliwość kości jest wadą, przy której dzieci są sprawne intelektualnie i istnieje leczenie celowane tej wady, bez potrzeby terapii eksperymentalnej” – przekazał lekarz.

Prof. Sieroszewski odpiera zarzuty jakoby lekarze „zbyli panią Anitę”, stwierdził, że medycy „zaproponowali rozwiązanie przez cesarskie cięcie z dalszym, wysokospecjalistycznym leczeniem dziecka w Klinice Pediatrii”.

Lekarz: Wyraziła zgodę na leczenie, jednakże załamała się

„Pani Anita wyraziła zgodę na przedstawiony plan leczenie, jednakże po dwóch dobach załamała się psychicznie (co jest w pełni zrozumiałe w sytuacji stresowej). Miała proponowane wsparcie z naszej strony, ale odmówiła pomocy psychologicznej” – czytamy.

„Była skonsultowana przez lekarzy psychiatrów, którzy zalecili kolejną konsultację w razie pogarszania się jej stanu psychicznego. Następnego dnia pani Anita przekazała lekarzom dyżurnym położnictwa własnoręczny list świadczący o jej skrajnym załamaniu psychicznym, wskazujący na zamiar popełnienia samobójstwa” – przekazał prof. Sieroszewski 

ZOBACZ: Śmierć ciężarnej Izabeli z Pszczyny. Sąd zdecydował w sprawie lekarzy

W opinii lekarza, to miało zdecydować o leczeniu zamkniętym kobiety w Klinice Psychiatrii.

„Oświadczam, że nie miałem nic wspólnego z decyzją lekarzy psychiatrów opiekujących się panią Anitą o leczeniu, a zwłaszcza o przymusowym izolowaniu jej w trakcie leczenia psychiatrycznego. Taka decyzja leży wyłącznie w kompetencji lekarza psychiatry. Decyzja psychiatrów o izolacji była motywowana wyłącznie jej złym stanem psychicznym (myśli samobójcze) a nie zamiarem odmowy przerwania ciąży” – czytamy.

„Postępowaliśmy zgodnie z prawem”

„Postępowaliśmy zgodnie z obowiązującym prawem, które nie zezwala na uśmiercanie płodu w trzecim trymestrze ciąży (tym bardziej, że mieliśmy do czynienia z dzieckiem zdolnym do życia)” – zapewniał lekarz.

Jak czytamy, „nasza decyzja nie była podyktowana subiektywnymi przekonaniami personelu medycznego czy też uprzedzeniami do kobiet, lecz obiektywną sytuacją prawną a przede wszystkim możliwością sprawdzonej i stosowanej terapii po urodzeniowej”.

ZOBACZ: Nielegalny rynek aborcyjny w Polsce. Wiceminister zdrowia reaguje na wstrząsający reportaż

„Rozumiem, że stres wynikający z tak trudnej sytuacji emocjonalnej doprowadził do załamania psychicznego pacjentki. Uszanowaliśmy także brak akceptacji pani Anity do naszej propozycji leczenia, w związku z czym po ustabilizowaniu stanu psychicznego została wypisana ze szpitala CKD UM w Łodzi” – podano.

Lekarze piszą do minister zdrowia

W kwietniu Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników skierowało do minister zdrowia Izabeli Leszczyny pismo, w którym zwrócono się z prośbą o „potwierdzenie prawidłowości rozumienia sformułowania 'przerwanie ciąży’ zawartego w art. 4a ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”.

Jak czytamy, „zdaniem Zarządu Głównego PTGiP, zasadny jest pogląd wyrażony m.in. w Systemie prawa medycznego, że 'co do zasady możliwa jest zatem w takich przypadkach terminacja ciąży bardzo zaawansowanej, jednak w doktrynie podnosi się, że w sytuacji, gdy płód osiągnął już zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki, przerwanie ciąży powinno być dokonane w sposób, który umożliwia także jego uratowanie, np. poprzez indukowanie wcześniejszego porodu lub wykonanie cesarskiego cięcia'”.

ZOBACZ: Zebrali podpisy „martwych dusz”. PKW je odrzuciła i składa zawiadomienie

„Innymi słowy, po osiągnięciu przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki i po zaistnieniu przesłanki w postaci zagrożenia życia lub zdrowia matki, zabieg przerwania ciąży, jakkolwiek całkowicie legalny, nie może jednak polegać na celowym uśmierceniu płodu” – dodano.

Po medialnych doniesieniach sprawą zainteresowała się Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy, która wszczęła śledztwo w sprawie przeprowadzenia w szpitalu w Oleśnicy aborcji z naruszeniem prawa. W związku z sytuacją do szpitala w środę wtargnął Grzegorz Braun, aby – jak twierdził – dokonać „zatrzymania obywatelskiego” jednej z pracujących tam lekarek. Chodziło o ginekolog Gizelę Jagielską, która przeprowadziła zabieg. Po tych wydarzeniach prokuratura wszczęła także śledztwo w sprawie m.in. naruszenia nietykalności cielesnej i znieważenia lekarza.

Czytaj więcej