W szpitalu w Oleśnicy przerwano ciążę pani Anity, gdy była w 36. tygodniu. Dokonała tego ginekolożka dr Gizela Jagielska. Sprawę bada prokuratura rejonowa.
W środę do szpitala, który słynie z wykonywania aborcji, kiedy inne placówki odmawiają, wtargnął europoseł Grzegorz Braun, mówiąc że chce dokonać „zatrzymania obywatelskiego” doktor Jagielskiej. – Zostałam po prostu uwięziona w sekretariacie przez pana Brauna i towarzyszące mu osoby. Byłam tam wyzywana, szarpana, popychana. To była skandaliczna sytuacja – komentuje w rozmowie z Interią ginekolożka.
– Złożyłam w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury – informuje Jagielska.
Zobacz również:
Stwierdzono wrodzoną łamliwość kości
Historię pani Anity szeroko opisała „Gazeta Wyborcza”. Z reportażu dowiadujemy się, że kobieta do 28. tygodnia ciąży była zapewniana przez lekarzy, że wyniki badań są prawidłowe. Stwierdzono co prawda „skrócenie i wygięcie kości udowych”, ale mówiono jej, że nie ma powodu do obaw. Dopiero na późniejszym etapie pogłębione testy DNA wykryły geny odpowiedzialne za wrodzoną łamliwość kości. Kobieta wyznała, że do 34. tygodnia ciąży, opierając się na tym, co słyszała od lekarzy, żyła w przekonaniu, że to niegroźna wada.
Według publikacji „GW”, przełomem miał być moment, kiedy będąc w Łodzi badał ją prof. Piotr Sieroszewski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników i kierownik Kliniki Medycyny Płodu i Ginekologii UM w Łodzi. Towarzyszący mu studenci mieli stwierdzić: „patrz, jakie ma nogi wygięte, ile złamań”.
Prof. Sieroszewski wyjaśnia Interii, że jego szpital specjalizuje się w leczeniu wrodzonej łamliwości kości. – Kiedyś to była rzeczywiście straszna tragedia. Dzieci z tą wadą często umierały. Jednak od kilku lat jest program ministerialny, którym objęto naszą klinikę zaburzeń metabolicznych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Noworodki z taką wadą trafiają do niej od razu z sali porodowej. Dostają wlewy enzymów, których im brakuje, ze względu wrodzoną wadę. Leczenie sprawia, że te dzieci potem całkiem dobrze żyją, są sprawne intelektualnie. Mieliśmy już takie przypadki – podkreśla.
„Proponowałem pacjentce, by dziecko zostało w szpitalu”
Ginekolożka Gizela Jagielska jest przekonana, że w sprawie pani Anity działała zgodnie z prawem. – Aborcja była legalna, ponieważ po pierwsze odbyła się w szpitalu, co zakłada ustawa, a po drugie została zrobiona ze wskazań zawartych w ustawie, czyli zagrożenia zdrowia życia pacjentki – mówi Interii dr Jagielska.
Lekarka zastosowała metodę indukcji asystolii płodu, polegającą na wstrzyknięciu chlorku potasu do serca płodu. W przestrzeni medialnej rezonuje pytanie: jeśli ciąża musiała zostać przerwana, to dlaczego dziecko nie mogło przeżyć?
– To fundamentalne pytanie. Proponowałem pacjentce, że może zrzec się praw i wtedy dziecko zostanie w szpitalu – przyznaje prof. Piotr Sieroszewski.
Doktor Jagielska potwierdza, że pani Anita miała taką propozycję w Łodzi. – Jednak ona miała wskazania do aborcji, a nie do wykonania cięcia cesarskiego ze wskazań medycznych. To są dwie całkowicie różne sprawy – stwierdza.
Zobacz również:
Co mówi prawo?
W sierpniu 2024 roku resort zdrowia wydał wytyczne w sprawie obowiązujących przepisów prawnych dotyczących dostępu do procedury przerwania ciąży. Czytamy w nich, że „przepisy ustawy o planowaniu rodziny nie regulują terminu, w jakim możliwe jest przerwanie ciąży w sytuacji, gdy zagraża ona życiu lub zdrowiu kobiety ciężarnej. Z prawnego punktu widzenia przeprowadzenie procedury przerwania ciąży w tych okolicznościach nie powinno być zatem warunkowane czasem trwania ciąży”.
Pytania, jakie się pojawiają, dotyczą jednak nie samego przerwania ciąży, a tego, jak powinno się postąpić z płodem i czy decyzja o wstrzyknięciu mu do serca chlorku potasu była zgodna z prawem. Problem polega na tym, że co do tego brak jasnych wytycznych.
Prof. Piotr Sieroszewski wyjaśnia, że to, co społeczeństwo uważa za aborcję, to tak naprawdę poronienie, które występuje w ciąży do 23. tygodnia. W tym czasie, jeżeli ciąża zostaje przerwana, czy to z przyczyn naturalnych, czy przez lekarzy, płód nie ma szansy przeżycia.
– Natomiast powyżej 24. tygodnia mamy do czynienia z porodem i żadne zaklinania medialne tego nie zmienią. Mamy płód potencjalnie zdolny do przeżycia poza ustrojem matki. Przerwanie ciąży powyżej 24. tygodnia oznacza albo indukcję porodu albo wykonanie cięcia cesarskiego, po to żeby tę ciążę zakończyć, ale nie oznacza jednoznacznie, że mamy zabijać płód – podkreśla prof. Sieroszewski.
W jego opinii, podanie chlorku potasu do serca płodu to pewnego rodzaju eutanazja. – Mamy paragraf 152 kodeksu karnego, który mówi, że kto za zgodą kobiety przerywa ciążę, w przypadku płodu zdolnego do przeżycia podlega karze więzienia od 6 miesięcy do 8 lat, tak mówi wprost polskie prawo – punktuje.
Lekarze, pytają, co robić. Ministerstwo milczy
Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników zapytało minister zdrowia Izabelę Leszczynę o to, jak lekarze powinni postępować w takich sytuacjach. Oczekują jasnej wykładni. Resort natomiast milczy.
– W zeszłym roku powstały wytyczne, ale tam nie ma wyjaśnienia, co po przerwaniu ciąży po 24. tygodniu mamy zrobić z płodem, czy mamy zabijać te dzieci – mówi prof. Sieroszewski.
– Bardzo prosimy panią minister, żeby nam powiedziała, co my mamy właściwie zrobić – apeluje do Izabeli Leszczyny.
Doktor Gizela Jagielska również prosiła resort zdrowia o precyzyjne wytyczne. – Pismo wystosowywałam w sierpniu ubiegłego roku, ale nie dostałam oficjalnej odpowiedzi. Rozesłałam je do wielu ekspertów, jedyną odpowiedzią jaką dostała, było pismo profesora Mirosława Wielgosia, konsultanta krajowego do spraw perinatologii, który napisał, że pacjentka powinna mieć przedstawione wszystkie sposoby zakończenia ciąży, czego my zawsze przestrzegamy – mówi ginekolożka.
Przyznaje, że w polskim prawie w ogóle nie istnieje definicja aborcji, a sprawa wymaga uregulowania. – Na świecie aborcja definiowana jest jako poronienie lub martwe urodzenie. W Polsce takiej definicji nie mamy i stąd spory pomiędzy prawnikami i lekarzami – mówi w rozmowie z Interią.
Zobacz również:
Prof. Sieroszewski: Jako fachowcy jesteśmy w potrzasku
Interia zapytała Ministerstwo Zdrowia, jakie jest stanowisko ministry Izabeli Leszczyny w tej kwestii. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
– Zrobił się nam nie tylko moralny, ale też prawny problem, więc na pewno będziemy tę sprawę wyjaśniać – przekazała natomiast Interii wiceminister zdrowia Urszula Demkow.
Głos zabrał też lekarz-ginekolog i poseł Marek Hok z Koalicji Obywatelskiej, wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia. – Wytyczne powinni wydawać nie politycy, ale lekarze i środowisko ekspertów, którzy zajmują się tymi problemami codziennie. Po to powołane są władze Towarzystwa Ginekologów i Położników, czy konsultanta krajowego, który powinien takie wytyczne przygotować wspólnie ze środowiskiem, by uniknąć kontrowersji takich jak ta – powiedział.
Prof. Sieroszewski podkreśla, że wszystkie kwestie ideologiczne powinny być pominięte w tej sprawie.
– Nie o nie tutaj chodzi. My, jako fachowcy, znaleźliśmy się w potrzasku z jednej jest prawo, z drugiej oczekiwania i obietnice, które są w tym prawie niespełnione – mówi Interii.
Czas na ruch Ministerstwa Zdrowia i jednoznaczne stanowisko.
Paulina Sowa, Łukasz Szpyrka, Jolanta Kamińska