
W skrócie:
-
Budżet Battlefield 6 przekroczył 400 milionów dolarów (około 1,45 miliarda zł według obecnego kursu).
-
Wydawca chce zgromadzić aż 100 milionów graczy, stawiając poprzeczkę wyżej niż kiedykolwiek wcześniej.
-
Presja i tempo prac doprowadziły zespół do granic wytrzymałości, a premiera planowana jest już na marzec 2025 roku.
Nowy rekord czy prosta droga do klęski?
Lata temu, gdy Battlefield naprawdę liczył się na rynku, walczył o uwagę z serią Call of Duty. Wydawało się, że ten wyścig może trwać w nieskończoność, ale rzeczywistość bywa brutalna – marka straciła na znaczeniu, a EA długo nie potrafiło znaleźć pomysłu na powrót do formy. Teraz sytuacja wygląda tak, że wszyscy patrzą na EA i pytają: czy to jeszcze zdrowy rozsądek, czy już marzenie na granicy szaleństwa?
Według informacji z Ars Technica wydawca oczekuje, że Battlefield 6 przyciągnie 100 milionów graczy. Mało kto uświadamia sobie, jak nierealny to cel – tylko czterdzieści gier w historii przekroczyło ten próg. Nawet Call of Duty: Warzone znajduje się na samym dole tej elitarnej listy. A przecież ostatni Battlefield nie zbliżył się nawet do takich statystyk.
Miliony na stole, godziny na liczniku
Presja idzie w parze z pieniędzmi – budżet gry wywindowano już do ponad 400 milionów dolarów. „Elektronicy” widzą to jako inwestycję, która po prostu musi się zwrócić. W praktyce oznacza to codzienną walkę z czasem i oczekiwaniami, które zmieniają się szybciej niż memy o Battlefieldzie 2042. Nieoficjalnie mówi się, że gra pojawi się na rynku już w marcu przyszłego roku.
Jeden z przecieków sugeruje, że nowa odsłona dostanie tryb free-to-play, najpewniej battle royale. Pomysł w teorii sprytny, bo darmowe gry rzeczywiście potrafią zgarnąć gigantyczne liczby. Ale nawet najwięksi sceptycy podkreślają, że przekroczenie magicznej bariery 100 milionów wymaga nie tylko szczęścia, ale i produktu, który zaskoczy cały rynek. A tego, póki co, nikt nie widział na oczy.
Zespół na granicy, deweloperzy gaszą pożary
Za kulisami nie jest wcale wesoło. Pracownicy studia coraz częściej opowiadają o skrajnym zmęczeniu. Zdarza się, że deweloperzy muszą brać urlop zdrowotny albo znają kogoś, kto właśnie odpadł z powodu wypalenia. Niektórzy, nawet ci z wieloletnim doświadczeniem przy innych tytułach AAA, twierdzą, że nigdy wcześniej nie spotkali się z podobnym poziomem presji. Jeśli dodamy do tego napięte terminy, pojawia się pytanie, czy ktoś w ogóle nad tym wszystkim jeszcze panuje.
Fani Battlefielda od miesięcy zasypują fora i platformę X domysłami: czy seria naprawdę może wrócić na szczyt? Czy EA da radę dowieźć taki projekt bez katastrofy po drodze? Deweloperzy próbują dowcipkować, że najbardziej brakuje im w tym wszystkim starego, dobrego chaosu znanego z dawnych części.
Battlefield i marzenie o Fortnite
„Elektronicy” chcą mieć swój hit na miarę Fortnite czy Warzone. Zamierzają rzucić na stół wszystkie atuty, ale historia pokazuje, że nawet najlepszy budżet nie gwarantuje sukcesu. 100 milionów graczy to liczba, która działa na wyobraźnię, ale równie dobrze może pogrzebać serię, jeśli gra nie spełni oczekiwań.
Do premiery coraz bliżej, ale napięcie w zespole raczej nie opadnie. Na razie wszyscy czekają na konkretne zapowiedzi i gameplaye, które pokażą, czy Battlefield rzeczywiście ma szansę na nowy początek, czy zostanie kolejną lekcją dla branży: „nie wszystko, co kosztuje miliony, zmienia się w złoto”.
Czy wiesz, że…
Według danych Fandom, tylko czterdzieści gier w historii osiągnęło pułap 100 milionów graczy. Najwięcej w tej grupie to tytuły darmowe lub mobilne – wśród nich Minecraft, Fortnite, PUBG, ale też Candy Crush. Battlefield nigdy wcześniej nie przebił nawet połowy tej liczby.