Skip to main content

Wszyscy słusznie ekscytujemy się próbą skręcenia/sfałszowania/nieuznania wyników wyborów przez PO i część koalicji rządzącej, kryzysem w wielu miejscach zachodniej Polski wywołanym przez niemiecką akcję przerzucania imigrantów. Pod koniec czerwca Unia potwierdziła nam, że jeszcze bardziej pogrąża się w swym zielonym szaleństwie. Tymczasem gdzieś w tle, po cichu toczy się nadal jedna z najważniejszych wojen Europy. Chodzi o nieustające niszczenie przez Unię i lewicowych władców Europy wolności słowa.

To walka cywilizacyjna, bo bez wolności słowa nie będą istniały żadne inne wolności, a demokracja i praworządność będą wyglądały tak, jak je sobie Tusk z Bodnarem wyobrażają.

Wolni Europejczycy mają na tej wojnie wielkiego sojusznika – Stany Zjednoczone, ale tylko dlatego, że prezydentem został Donald Trump. Kamala Harris zapowiadała zaprowadzenie cenzury – nie ma wątpliwości, że jej administracja zlekceważyłaby II Poprawkę do Konstytucji gwarantującą wolność słowa i pod byle pretekstem przycisnęła media społecznościowe zmuszając je do ograniczenia swobody wypowiedzi.

Komitet Sprawiedliwości Izby Reprezentantów (jak u nas komisja sejmowa) pod przewodnictwem Jima Jordana, z którym jeszcze jako kandydat spotkał się w Waszyngtonie Karol Nawrocki, wezwał Komisję Europejską do zaprzestania „eksportu cenzury” i uchylenie DSA – Aktu o Usługach Cyfrowych i DMA – Aktu o Rynkach Cyfrowych. Na ich mocy Unia grozi amerykańskim firmom jak Meta (właściciel Facebooka) i X Muska karami w wysokości 6 proc. ich globalnych dochodów, a nawet zablokowaniem ich działalności na terenie Unii,(pomińmy rozważania czy to możliwe.) jeśli nie zaprowadzą cenzury.

To ten sam Komitet, który w maju pisał do unijnego komisarza Michaela McGratha o łamaniu w Polsce demokracji i praworządności przez obecny rząd.

Pod koniec czerwca ukazał się raport Komitetu Sprawiedliwości. Wskazano w nim, że „niejasne i daleko idące” przepisy zawarte w DSA zachęcają gigantów mediów społecznościowych do stosowania cenzury prewencyjnej.

Niejasne, nadmiernie uciążliwe przepisy ukierunkowane na tzw. „ryzyka systemowe” tworzą środowisko, w którym platformy chętniej usuwają lub obniżają rangę zgodnych z prawem treści, aby uniknąć potencjalnych kar

— napisano.

Inaczej mówiąc media społecznościowe na wszelki wypadek, wolą zablokować czy ocenzurować jakieś treści, byle nie narazić się na kary i nie użerać się z unijnymi biurokratami.

To oznacza zaprowadzanie cenzury systemowej, takiej która nie jest incydentem, ale na stałe dotyczy pewnych treści. Np. o imigrantach, LGBTUEWC, globalnym ociepleniu, czy czymkolwiek, co akurat sobie unijni władcy wymyślą. Komitet stwierdza, że Unia zmienia standardy swobody wypowiedzi na całym świecie, a nie tylko na obszarze, którym włada.

Autorzy raportu piszą, iż Unia prowadzi „światowa krucjatę” na rzecz zdławienia wolności słowa i zaprowadzenia międzynarodowej cenzury.

To brzmi jak żart, ale Unia chce nawet decydować o tym co wolno publikować Amerykanom, co im wolno czytać, słuchać i oglądać. Jako przykład wskazano m.in. to, że w sierpniu 2024 roku odpowiadający za dławienie wolności słowa ówczesny komisarz rynku wewnętrznego Thierry Breton zażądał od Elona Muska by ten ocenzurował swój wywiad z ponownie ubiegającym się wtedy o prezydenturę Donaldem Trumpem.

Francuski cenzor na Europę w specjalnym piśmie zażądał od Muska by usunął treści, które „promują nienawiść, nieporządek, podżeganie do przemocy lub pewne przypadki dezinformacji”.

Musk odpowiedział wtedy w swoim stylu publikując na X mem z komentarzem, który w swobodnym tłumaczeniu brzmi mniej więcej „Pi…ol się w ryj”.

Nie wiemy, czy unijny komisarz skorzystał z rady, ale sprawa się rozmyła, a niecałe 3 miesiące później Trump został wybrany na prezydenta. Gdyby nie jego wygrana, to Unia z błogosławieństwem Harris na pewno by go cenzurowała, tak jak to robiono gdy przegrał wybory w 2020 roku.

Pretekstem do dławienia wolności słowa jest owa mowa nienawiści i fake newsy pod co oczywiście można podciągnąć każdą wypowiedź, która się władcom i właścicielom Europy nie spodoba. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że w Europie nie powstało żadne znaczące medium społecznościowe. Te najważniejsze należą do firm amerykańskich, więc to w nie bezpośrednio uderza Unia swoim DSA i dlatego wolni obywatele Europy mają sojusznika w Stanach Zjednoczonych.

W marcu tego roku głosami rządzącej koalicji przyjęto w Sejmie i Senacie rządowy projekt ustawy o powszechnym zaprowadzeniu cenzury. Posłowie PiS i Konfederacji byli przeciw. Nowe przepisy, które miałyby być wprowadzone do Kodeksu Karnego przewidują m.in. kary więzienia do dwóch, trzech i pięciu lat za tzw. mowę nienawiści, w zależności od tego czy zostanie ona zakwalifikowana jako zwykła zniewaga, czy bezprawna groźba etc.

Przestępstwa będą ścigane z urzędu – nawet zwykłe znieważanie. I tak jeśli np. napiszę, że Szczerba jest intelektualnie wykluczony, to nie potrzeba będzie nawet jego reakcji, tylko Bodnar sam gorliwie naśle na mnie swych prokuratorów.

Jak to działa w praktyce widzimy w odwiecznie demokratycznych i praworządnych Niemczech. Tam przekonał się o tym emerytowany sierżant wojskowy Stefan Niehoff.

Pewnego dnia o 6 rano do drzwi jego domu na bawarskiej wsi załomotali funkcjonariusze policji z nakazem przeszukania całej posesji. Okazało się, że chodzi o to, że sierżant kilka miesięcy wcześniej opublikował mema przedstawiającego wicepremiera Niemiec, szefa Zielonych Roberta Habecka i butelkę niemieckiego szamponu do włosów „Schwarzkopf Professional. Tyle, że oryginalną nazwę emeryt przerobił na „Schwachkopf Professional” – co tłumaczy się jako „profesjonalny idiota”.

Odbyła się rewizja, zarekwirowano mu sprzęt elektroniczny i ostatecznie po 9 miesiącach śledztw i rozpraw sądowych w czerwcu skazano na 825 euro grzywny. Przestępca emeryt złamał prawo znane jako „lèse-majesté” – obraza majestatu, którym otoczeni są władcy Niemiec. Uznano, że Niehoff sugerując, że ówczesny wicepremier Habeck jest „profesjonalnym idiotą” utrudnił mu sprawowanie urzędu.

Podobne przykłady mniej czy bardziej groteskowe setkami płyną z całej Europy. Dries Van Langenhove, były członek parlamentu belgijskiego, szef młodzieżówki prowadzącej w sondażach partii Vlaams Belang został skazany na rok więzienia w zawieszeniu i 10-letni zakaz sprawowania funkcji publicznych za to, że na zamkniętym czacie z działaczami opublikowano teksty niepochlebne dla imigrantów.

Gdyby obecnej koalicji rządzącej udało się przepchnąć swą ustawę o cenzurze, to urzędnicy od Bodnara, czy kogo tam, blokowaliby wszystkie treści o tym jak Niemcy podrzucają nam nielegalnych imigrantów. A gdyby gdzieś jakiś tekst przemknął, to do drzwi autora załomotaliby o 6 rano funkcjonariusze. Tak jak to zrobiono u chłopaka, który ośmielił się napisać, że w czasie powodzi w Kotlinie Kłodzkiej nie było na miejscu służb państwa.

Nie moglibyśmy też pisać co sądzimy o odchyleniach Kontka, Giertycha, czy Bodnara.

Prezydent Andrzej Duda skierował projekt ustawy o cenzurze do Trybunału Konstytucyjnego. To błąd, bo trzeba to było wysłać tam gdzie jest tego miejsce – do śmieci. Miejmy nadzieję, że prezydent Nawrocki naprawi to niedopatrzenie.