Skip to main content

Adobe zakończyło swój tydzień pełen nowości, które w dużej mierze będą miały swoją właściwą premierę za nieokreślony czas, lecz już teraz można poczuć smak zmian w wersjach testowych. Jednakże w moim odczuciu i wielu komentujących, prominentne nie było to, co twórcy zyskają, tylko jak bardzo Adobe ma ich w nosie.

Adobe Max 2025, nikt nie będzie zdziwiony, przeminęło pod znakiem sztucznej inteligencji. Szok prawda? Końcówka 2025 roku to wciąż bełkot AI, bo w końcu cały przemysł tak wiele zainwestował, że nie pozwolą nam o tym zapomnieć, a co najważniejsze, wyssać z nas każdy grosz. Konferencja Adobe była doskonałym przykładem, jak bardzo korporacje są odklejone od rzeczywistości i jak mocno chcą zdradzić tych, dzięki którym mają swoją pozycję.

Te nowości zwiastują nadchodzące podwyżki. A wszystko kosztem użytkowników

Max 2025 było tak złe, że aż trudno zacząć wymieniać. Jako wieloletni użytkownik ich programów, czuję się zrobiony w balona i jednocześnie naiwnie, bo mam uczucie zdrady, a było nie ufać korporacji. Zatem zacznę od dobrego, że zaimplementowano w Photoshopie program konkurencji – Topaz AI. Jeżeli nie wiecie, co to jest, to czeka was prawdziwa gratka.

Adobe

Topaz to program do poprawiania jakości samego zdjęcia przy użyciu sztucznej inteligencji. W skrócie: rozmazane zdjęcia, za dużo ziarna od wysokiego AI, niska rozdzielczość i podobne to przeszłość. Topaz wygeneruje plik RAW, jakby żadna ze skaz nigdy nie istniała. Doskonała rzecz, bo wypadki się zdarzają. Druga sprawa to układanie (kolejny z plusów konferencji) podobnych zdjęć i odseparowanie tych, które nie spełniają zadanych przez nas wymogów. A także dodanie asystenta, który np. zmieni nazwy warstw.

I w zasadzie tyle, reszta to zapowiedzi projektów, które nie wiadomo kiedy wejdą w życie oraz pełne wydania rozwiązań już używanych od co najmniej roku, gdy wpadły w betę lub teraz zostały kosmetycznie rozszerzone. To, co mnie jednak zabolało najbardziej, było bezpośrednią zdradą użytkowników, bez których firma nie byłaby przecież tym, czym jest.

Czytaj dalej poniżej

Firefly to oszustwo w biały dzień

W świcie modeli AI, podczas okropnego „pożyczania” sztuki artystów w imię postępu (wcale nie darmowego wykorzystania cudzej pracy do własnego zysku), Adobe pokazało, że postąpi etycznie. Firefly to ich narzędzie do generatywnej sztucznej inteligencji, z tym że uczy się jedynie na pracach ludzi świadomie wyrażających na to zgodę, gdy tego narzędzia używa – w telegraficznym skrócie mówiąc. I spoko. Czy to wciąż ma jakąś wartość artystyczną? Pewnie nie, lecz przydaje się do usunięcia kapsla z drogi, peta z chodnika, a i znak drogowy usunie – detale.

W całej tej grupie OpenAI, Midjourney i reszty, trzeba przyznać, że wbili trochę jak rycerz na białym koniu. Miło ze strony Adobe wejść w taki – w miarę – transparentny sposób. Tymczasem przychodzi Adobe Max 2025 i dosłownie w pierwszym dniu wszystko wyrzucają za płot. Wielkie ogłoszenie dodania wsparcia generatywnego AI wielkich tej branży z Google Gemini na czele.

Tym prostym ruchem zachowują swoją twarz jako tych, którzy grają fair, lecz wprost pokazując artystom jak bardzo ich nie poważają. W końcu jednym z punktów zapalnych jest fakt, że wszystkie startupy oraz ogromne, miliardowe korporacje wykorzystują bez zgody autorów ich prace. Zatem Adobe co robi? Dodaje do narzędzi dla artystów rozwiązania bezkarnie używające cudzych prac pod przykrywką postępu technologicznego, który tak pięknie brzmi w brukowcach. Ale spoko, w końcu to nie Firefly, tylko Gemini, więc ich ręce są czyste.

To prowadzi zaś do kolejnego wątku, bo przecież kto na tej implementacji zyskuje najbardziej? Spoiler! Nie artyści.

Było przydatnie, lecz nie o to chodziło

Zacznijmy od tego, że najgłośniej wybrzmiewa w sieci, jak to artyści są źli na AI! Pięknie brzmiący ragebait, który odsuwa uwagę od głównego powodu niechęci, czyli prostego faktu wykorzystywania cudzej pracy bez czyjejś wiedzy. Nikomu nie jest miło, gdy ciężka praca nie jest wystarczająco wynagradzana. Dotyczy to każdego od osób pracujących w biurze, na produkcji czy za kółkiem. Chcemy by nam płacono uczciwie i z twórcami jest dokładnie to samo; chcesz mój rysunek? Zapłać.

Jest to istotne w kontekście sztucznej inteligencji, gdyż jest to ogromne kłamstwo mówić o nienawiści do tych narzędzi, bo fakt jest taki, że umilają pracę. Ot choćby poproszenie asystenta o zmiany nazw warstw czy posegregowanie wszystkiego według powtórek lub braku ostrości na głównym obiekcie. Ba, dzięki nowej funkcji usuwania odbić, nie trzeba się przejmować za bardzo tym, że zapomniało się wziąć odpowiedni filtr na obiektyw z domu. To są bardzo przydatne narzędzia poprawiające komfort pracy i niwelujące te nużące aspekty edycji.

Adobe jednak poszło w inną stronę. Okazuje się, że tak naprawdę ich ostatnie lata prac nad AI, były w zasadzie testem na żywym organizmie nim przejdą do meritum sprawy, czyli porzuceniu artystów na rzecz bogatych klientów. Sprawa jest prosta, bacznie przyglądali się adopcji nowych narzędzi, dzięki czemu detale były dośrubowywane. Jednak podczas gdy użytkownicy cieszyli się, że już nie muszą spędzać godzin nad usuwaniem kurzu czy idealnym zakreślaniem ludzi i nieba, Adobe tworzyło podstawy do wytworzenia automatu idealnego na korporacji chcących masowości, nie wartości.

Nie uwierzę nikomu, kto mówi, że chciałby, aby to był standard

Dowodem na to są wszystkie pstrokate generatory zaprezentowane podczas Max 2025. Edytujesz jedną torebkę, a następnie powielasz ją na tysiące różnych. Efekt nie musi być idealny, ma być tylko wiarygodny. Robisz jedną sesję z modelami i następnie generujesz im nowe ubrania. Strzelasz jedną fotkę weselną o dowolnej porze i następnie dostosowujesz każdą scenerię przy użyciu sztucznej inteligencji. To nie służy nikomu poza firmami chcącymi wcisnąć nam tanie produkty. Jeżeli nie lubisz masówek z Temu i Sheina, to nie ma powodu, aby się zachwycać tymi zmianami w programach Adobe.

Tracą zarówno artyści, jak i ich odbiorcy oraz klienci

Boli strasznie fakt, jak firma robiąca się na sojusznika twórców każdej treści od wideo, przez audio po zdjęcia i rysunki, wbija nóż w plecy i to jeszcze ich kosztem. Nie chodzi o to, że ktoś zabierze pracę, wierzę że ta zawsze będzie, bo ludzie łakną uczuć. Pewnie, teraz wszyscy rzucili się na generowanie filmików ze statycznych zdjęć, jednakże w końcu zapragną tego co czyni nas ludźmi – wyjątkowości chwil ze wszystkimi ich wadami i zaletami.

Bowiem z tymi zmianami, Adobe wprowadza narzędzia dla firm, które chcą nam wcisnąć cokolwiek i przekonać, że tego właśnie pragniemy – wtórności, braku oryginalności, seryjności niczym maszyny. Szkoda więc, że zamiast dać narzędzia dla twórców, np. generowanie pracy na różnych obiektach, żeby dostosować dla klienta idealny produkt, skupiają się na bełkocie AI zalewającym nas z każdej strony.

Naprawdę, nikt nie chce po prostu wrzucać byle jakiej treści, aby potem generować cokolwiek.

I nawet nie chodzi już o sztukę, czy etykę tego wszystkiego. Jest to także po prostu koszmarnie, koszmarnie nudna wizja, z którą nikt nie będzie zadowolony. Adobe najwyraźniej jest tak odklejone i skupione na odzyskaniu inwestycji w AI, że tego nie rozumie i ich korporacyjni klienci też pewnie nie. Do czasu aż wrócą z podkulonym ogonem, o ile będzie do kogo wracać, jeżeli ludzie nie przeniosą się na przykład do darmowego Affinity czy innej opcji.