Marzenie o wysłaniu człowieka na powierzchnię Marsa od dawna kiełkuje w umysłach naukowców i przedsiębiorców. W końcu firma Celestis przedstawiła plan, w jaki sposób można to zrobić. Będą chcieli wysłać człowieka na orbitę wokół Czerwonej Planety, lecz nie w taki sposób, w jaki mogłoby się wydawać.
W 2011 roku została opublikowana kultowa już rozmowa prowadzącego Alana Murraya z The Wall Street Journal z miliarderem Elonem Muskiem. Prezes SpaceX zarzekał się wtedy, że w ciągu dekady wyśle pierwszego człowieka na Marsa. Za niedługo minie 15 lat od tego wywiadu, a cały przemysł kosmiczny znajduje się „lata świetlne” od umieszczenia człowieka na powierzchni Czerwonej Planety.
Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka, ale głównym jest wysokie ryzyko i niska opłacalność. Jeszcze nie opracowaliśmy technologii, która byłaby w stanie uchronić astronautów przez kosmicznym promieniowaniem przez tak długi czas podróży. Przypomnijmy, że wyprawa na Marsa będzie trwała około 8 miesięcy w jedną stronę. Dodatkowo nie ma tutaj miejsca na błąd. W razie jakichkolwiek nieprzewidzianych sytuacji, astronauci zdani byliby na siebie.
Istnieje jednak inny sposób, by wysłać człowieka na Marsa. Firma Celestis otworzyła właśnie rezerwacje na misję „Mars300”.
Chcą wysłać człowieka na Marsa, a przynajmniej to, co z niego zostało
Brzmi jak początek opowiadania science fiction, jednak to faktyczny projekt komercyjny: amerykańska firma Celestis otworzyła rezerwacje na misję „Mars300”, która ma w 2030 roku wysłać skremowane szczątki oraz próbki DNA zmarłych na orbitę wokół Czerwonej Planety. To nie jest symboliczne upamiętnienie, nie jest to też lot suborbitalny z szybkim powrotem kapsuły, to realna, długotrwała obecność w pobliżu Marsa. A wszystko to za 24 995 dolarów od uczestnika.
Choć idea umieszczania ludzkich szczątków w przestrzeni kosmicznej może wydawać się szokująca, Celestis działa na rynku od niemal trzech dekad. Firma z Houston wysyła urny i kapsuły z DNA w kosmos już od 1997 roku, korzystając z najróżniejszych rakiet, od klasycznych konstrukcji po debiutującego niedawno Vulcan Centaur firmy ULA. Misja Mars300 ma jednak zupełnie inny charakter: to pierwszy projekt, który nie zakłada powrotu i który wykracza daleko poza ziemską orbitę.
Celestis ogłosiła właśnie rozpoczęcie przyjmowania rezerwacji na 300 miejsc w kapsule, która ma wystartować jako ładunek dodatkowy na pokładzie przyszłej, nieokreślonej jeszcze misji transportowej na Marsa. Firma pobiera obecnie 10% zaliczki, którą — jak zapewnia — przechowuje w zabezpieczonym, ubezpieczonym federalnie rachunku powierniczym aż do momentu potwierdzenia daty startu i wyboru konkretnego dostawcy rakiety. Ten wybór nadal pozostaje zagadką. W tej chwili jedynym realnym kandydatem zdolnym przewieźć tak nietypowy ładunek na trajektorii marsjańskiej jest SpaceX ze swoim systemem Starship, ale nawet tu pełna operacyjność pozostaje kwestią kilku kolejnych lat testów.
Ambicje firmy są jednak jednoznaczne i, zdaniem jej założyciela Charlesa Chafera, misja Mars300 ma być „kolejnym odpowiedzialnym krokiem ludzkości ku gwiazdom”. Chafer podkreśla, że połączenie nauki, eksploracji i idei pozostawienia po sobie dziedzictwa ma unikalny, symboliczny charakter.
Jednakże przedsięwzięcie budzi również wiele pytań. Najważniejsze dotyczy ochrony środowiska Marsa. Kosmiczna agencja COSPAR jasno reguluje zasady ochrony planetarnej, aby nie dopuścić do zanieczyszczenia innych światów ziemskimi mikroorganizmami. Celestis zapewnia, że kapsuły oraz proces przygotowania szczątków będą zgodne z odpowiednimi protokołami, ale szczegóły dotyczące egzekwowania tych standardów nie zostały jeszcze ujawnione.
Grafika: depositphotos.com

