Skip to main content

Niekontrolowana nadprodukcja i wynikające z niej długi doprowadziły do sytuacji, w której kultowe gadżety Funko straciły wartość, a ich twórcy stanęli na krawędzi upadku.

Jeśli jesteś technologicznym/popkulturowym geekiem, to na pewno masz w sobie cząstkę zbieracza. Znajdźki w grach, plakaty z filmów, płyty muzyczne, klocki LEGO czy pudełka po nowych urządzeniach. Wiele firm próbowało robić na tym biznes, ale mało komu udało się osiągać taki sukces jak Funko. Jej założyciel – Mike Becker – był takim samym hobbystą jak Ty czy ja – zapragnął produkować nostalgiczne figurki i zabawki inspirowane dawną popkulturą. Dopiero jednak w 2005 roku udało się zamienić ten pomysł w żyłę złota, za sprawą nawiązania współpracy z takimi markami jak Star Wars, Marvel czy DC. Funko trafiło w ręce nowego właściciela, który zalał rynek charakterystycznymi figurkami z gier, seriali, komiksów czy świata sportu.

Po latach Funko stało się jednak ofiarą własnej popularności – właściciele marki tak mocno uwierzyli w jej sukces, że przesadzili z produkcją, a im czegoś jest więcej, tym niższa wartość kolekcjonerska. Funko zaczęło popadać w długi, które najprawdopodobniej pociągną markę na samo dno.

Funko na skraju upadku – nadprodukcja, długi i przesyt rynku

Zza oceanu docierają przykre wieści dla fanów winylowych figurek. Właściciele marki ostrzegli inwestorów, że Funko może nie przetrwać kolejnego roku, bo liczba chętnych na zakup nowych produktów drastycznie spada. W zasadzie nie ma się co dziwić – pamiętam, że jeszcze dekadę temu trzeba było się trochę natrudzić, żeby dorwać limitowane figurki ulubionych postaci. Czasem wymagało to wycieczki do konkretnego sklepu, czasem cierpliwości podczas internetowego polowania na aukcjach. Dziś jednak figurki Funko są dostępne dosłownie wszędzie, nawet przy kasach w Biedronce, a to oznacza, że kolekcjonerskie walory przestały mieć znaczenie.

Źródło: Depositphotos

Kto jest temu winny? W głównej mierze samo Funko, które poszło drogą na ilość, a nie na jakość. W złotej erze Funko firma potężnie się zadłużyła i postawiła na nadprodukcję – nie zważając na alarmujące sygnały, wskazujące na spadek zainteresowania. Wydaje mi się, że projektanci Funko po prostu przesadzili – w pewnym momencie niemalże każda gałąź kultury popularnej miała swoje odzwierciedlenie w figurkach Funko, co w połączeniu z dużą dostępnością w marketach sprawiło, że rynek się przesycił.

Czytaj dalej poniżej

Największym rynkiem dla Funko było oczywiście USA, ale tam sprzedaż co rok spada o 20%, a firma ma już około 250 mln dolarów długu – w samym tylko 2025 roku Funko dwukrotnie próbowało renegocjować warunki umów kredytowych, by wydostać się z finansowych tarapatów.

Nie wyrzucajcie figurek – ich wartość może w przyszłości wzrosnąć

Teoretycznie sprawa nie jest jeszcze do końca przegrana, bo to wciąż silna marka, która w ofercie ma też niezwykle popularne blind-boxy figurkowe, zwane Bitty Pops, ale rokowania nie są najlepsze. Marka bada alternatywne rozwiązania, ale przygotowuje się na najgorsze.

Źródło: Depositphotos

Dla tych, którzy wciąż zbierają figurki Funko, może być to paradoksalnie dobra wiadomość, bo upadek i wstrzymanie produkcji po czasie może zwiększyć wartość modeli ze starszych kolekcji. Jeśli więc trzymacie na strychu wciąż zapakowane figurki, to być może w niedalekiej przyszłości będziecie mogli na nich zarobić.

Stock image from Depositphotos