„To fachowa robota” — uważa informator gazety, który poznał wstępne ustalenia śledztwa. „Od pirotechników wiemy, że na wojnie w Ukrainie obie strony konfliktu dokładnie w taki sposób wykolejają pociągi. Plastyczny materiał wybuchowy rozmieszcza się co kilkadziesiąt centymetrów przy mocowaniach szyny z podkładem” — czytamy.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Ile ładunków zostało podłożonych na torach?
Gdzie miały miejsce eksplozje?
Jakie pociągi były zagrożone?
Kiedy zgłoszono nierówność torów?
Nowe doniesienia o dywersji. „Były trzy ładunki”
Alarm w służbach został ogłoszony w niedzielę 16 listopada. „Wczesnym rankiem maszynista pociągu Intercity zgłasza dyżurnemu ruchu »nierówność torów« niedaleko stacji Mika w pobliżu wsi Życzyn (pow. garwoliński, woj. mazowieckie). To trasa łącząca Warszawę z Lublinem. Dyżurny zatrzymuje kolejny pociąg pasażerski Kolei Mazowieckich. Strażacy ewakuują obsługę pociągu i dwóch pasażerów. Potwierdzają, że torowisko jest uszkodzone — brakuje fragmentu jednej szyny” — czytamy na łamach „Wyborczej”.
Do eksplozji doszło prawdopodobnie w sobotę około godz. 21. „Jeden z mieszkańców poinformował policję, że słyszał huk, ale nic więcej powiedzieć nie umiał. Policja nie odkryła uszkodzenia torów. W niedzielę do policjantów dołączają funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego” — przekazuje gazeta.
Już wstępne oględziny wskazują na akt terroru — ktoś podłożył ładunki wybuchowe. „Według naszego informatora z trzech ładunków dwa eksplodowały zgodnie z planem dywersantów, trzeci zawiódł — on także wybuchł, ale nie spowodował takich zniszczeń, jak się spodziewali. Dzięki temu po uszkodzonym torowisku nadal przejeżdżały pociągi, żaden się nie wykoleił” — wyjaśnia dziennik.
Informator „GW” nie chce zdradzić, dlaczego trzeci ładunek nie zadziałał tak, jak planowali dywersanci. „Mogę tylko powiedzieć, że mieliśmy szczęście jak cholera” — ucina.