Skip to main content

Masło — podstawowy produkt — zamieniło się w luksus, a w 2024 r. jego ceny wzrosły o prawie 30 proc. w obliczu galopującej inflacji i stóp procentowych na najwyższym poziomie od 20 lat. To nie tylko teoria — ludzie kradną masło, by odsprzedać je na czarnym rynku, a supermarkety uciekają się do stosowania osłonek antykradzieżowych, zwykle zarezerwowanych dla kawioru lub szlachetnej whisky.

Ceny szybują w górę także w przypadku innych podstawowych produktów: ziemniaki podrożały o 56 proc., jajka znów są towarem deficytowym, a rubel spadł do najniższego poziomu od roku, jeszcze bardziej zmniejszając siłę nabywczą zwykłych Rosjan.

To coś więcej niż tylko kryzys budżetowy. To wyraźny sygnał dla gospodarki, która ugina się pod ciężarem wojennych wydatków Putina.

Rozwiązanie Kremla? Importowanie zbyt drogich podstawowych produktów z Iranu, Indii i Turcji, podczas gdy wicepremier Dmitrij Patruszew „monitoruje” ceny, nie planując ich ograniczenia. Tymczasem inflacja jest napędzana nie przez standardową dynamikę rynku, ale przez nieustanne wydatki wojenne, które spychają gospodarkę na krawędź.

Bójki w sklepach

Moja teściowa przekonała się o tym na własnej skórze podczas niedawnej wizyty w Dublinie. W zeszłym miesiącu była zszokowana, gdy odkryła, że białoruskie masło w Moskwie kosztuje teraz 250 rubli (według aktualnego kursu 10 zł) — prawie tyle samo, co wysokiej jakości Kerrygold w Irlandii.

Niektórzy mieszkańcy Moskwy uciekają się do napadów, aby zdobyć podstawowe dobro, ponieważ ceny rosną poza zasięgiem wielu osób. Nagranie z monitoringu z 29 października z supermarketu Piateroczka uchwyciło dwóch mężczyzn próbujących ukraść 25 paczek masła. Gdy próbowali uciec, przy wyjściu wybuchła bójka: jeden z rabusiów wielokrotnie uderzył ekspedientkę, podczas gdy drugi groził jej nożem.

Według doniesień na Telegramie złodzieje nie kradną masła na własny użytek, ale w celu odsprzedaży. Dziesiątki paczek zostały zauważone na straganach w metrze lub na dedykowanych kanałach mediów społecznościowych.

Ceny wzrosły częściowo z powodu zamknięcia fabryk Health & Nutrition, które zostały przejęte od francuskiej międzynarodowej firmy Danone przez współpracowników czeczeńskiego watażki Ramzana Kadyrowa. W odpowiedzi władze zwracają się ku importowi z Turcji, Iranu, Indii i Ameryki Łacińskiej, ale towary są dostarczane konsumentom po wygórowanych cenach.

„Broń albo masło”

Import po wygórowanych cenach potęguje inflację, podczas gdy Kreml nadal przeznacza znaczne fundusze na wojsko, zamiast inwestować w krajowe rolnictwo lub kontrolę cen.

Putin często chwalił się odpornością rosyjskiej gospodarki i twierdził, że Rosja może mieć zarówno „masło, jak i broń” po tym, jak w maju mianował ekonomistę Andrieja Biełousowa do kierowania ministerstwem obrony.

Koncepcja „broń albo masło” odnosi się do ekonomicznych kompromisów między wydatkami wojskowymi i cywilnymi danego kraju. Podkreśla, że rządy mają ograniczone zasoby i muszą wybierać.

Kreml wielokrotnie wybierał broń, priorytetowo traktując wydatki na wojsko i infrastrukturę na przedłużającą się wojnę, a coraz mniej „masło” — towary i usługi wspierające codzienne życie. Pod koniec ubiegłego roku Rosja została dotknięta deficytem jaj i kurczaków, ponieważ sankcje zaostrzyły zakłócenia w łańcuchu dostaw i rosnące koszty paszy dla zwierząt.

Początkowa pewność Putina, że wojna zakończy się szybko, z ograniczonym wpływem na życie codzienne, okazała się całkowicie błędna. Fale sankcji nie zdołały obalić gospodarki, ale niezaprzeczalnie podniosły koszty dla zwykłych Rosjan, zakłócając łańcuchy dostaw i niszcząc krajową produkcję.

Potęga Putina chwieje się w posadach

Ponieważ inflacja wymknęła się już spod kontroli, prezes banku centralnego Elwira Nabiullina ostrzegła, że konieczne mogą być „drastyczne” zmiany w polityce, podnosząc w zeszłym miesiącu stopy procentowe do bezprecedensowego poziomu 21 proc. Wojna i sankcje zerwały jednak związek rubla ze stopami procentowymi i nawet wysokie koszty pożyczek nie są w stanie ustabilizować waluty.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Putin oparł się na Nabiullinie, aby utrzymać gospodarkę na powierzchni, ale tworzą się pęknięcia. Po prawie trzech latach bank centralny prognozuje, że w 2024 r. wzrost spadnie o połowę z 3,9 proc. do 2,5 proc., podczas gdy Bank Światowy i MFW przewidują zaledwie 1,7 proc. i 1,3 proc.

W międzyczasie sankcje wymierzone w rosyjski sektor naftowy i gazowy — kluczowy dla finansowania wojny w Ukrainie — w końcu zaczynają przynosić efekty, po tym jak przez prawie trzy lata były nieskuteczne. Niedawne środki wymierzone w rosyjską flotę tankowców, która potajemnie przewoziła objętą sankcjami ropę, zakłóciły dostawy i zmniejszyły strumienie przychodów. 28 października Bloomberg News poinformował również, że rosyjski producent gazu Nowatek wstrzymał produkcję w swoim flagowym projekcie Arctic LNG-2.

Sytuacja pogarsza się także dla Gazpromu, który w 2023 r. odnotował stratę w wysokości 6,8 mld dol. (28 mld zł) — pierwszą od 1999 r. Gigant jest uzależniony od krótkoterminowych pożyczek, które mogą nadwyrężyć rosyjski sektor finansowy. Przy kurczących się rezerwach i braku kapitału zagranicznego pomoc może okazać się niemożliwa.

Rosyjskie firmy na skraju bankructwa

Rosyjska gospodarka o wartości 2 bln dol. (8,2 bln zł) oparła się prognozom upadku od czasu inwazji na Ukrainę, wyprzedzając nawet Stany Zjednoczone i większość głównych gospodarek europejskich pomimo surowych sankcji. Nabiullina utrzymała ją na powierzchni — niemal cudem — ale pęknięcia się pogłębiają.

Według doniesień Nabiullina próbowała podać się do dymisji po inwazji w 2022 r., ale Putin nakazał jej zostać. Jej poczucie izolacji wzrosło w zeszłym miesiącu, kiedy jej najlepsza zastępczyni i najbliższa doradczyni, Ksenia Judajewa, odeszła na stanowisko w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, pozostawiając Nabiullinę w dużej mierze samą w zarządzaniu rosyjską gospodarką.

Wysokie stopy procentowe są uciążliwe dla rosyjskich firm, zmuszając je do cięcia planów ekspansji, aby pokryć rosnące koszty utrzymania i spełnienia żądań płacowych. Obciążone długami firmy, które nie otrzymują pożyczek subsydiowanych przez państwo, są na skraju bankructwa, ponieważ refinansowanie staje się prawie niemożliwe.

Poprzednie krachy wskazują, że nieruchomości często sygnalizują szersze spowolnienie gospodarcze, a rosyjski sektor wykazuje niepokojące oznaki.

Gigant nieruchomościowy Samolet Group może stać się jedną z pierwszych ofiar rosnących stóp procentowych. Największy pod względem posiadanych gruntów deweloper w kraju stoi obecnie w obliczu scenariusza ratowania przez państwo po tym, jak jego obligacje i akcje straciły na wartości.

Targ w Moskwie, październik 2023 r. NATALIA KOLESNIKOVA / AFP

Targ w Moskwie, październik 2023 r.

Poziom niespotykany od czasów sowieckich

W sektorze mieszkaniowym koniec programu dopłat do kredytów hipotecznych na Kremlu w lipcu doprowadził do czterokrotnego wzrostu oprocentowania niektórych kredytów do ponad 20 proc., co spowodowało załamanie sprzedaży nowych i używanych mieszkań w dużych miastach. Z drugiej strony, rynek wynajmu przeżywa boom, ponieważ osoby wykluczone z możliwości posiadania domu szukają mieszkania.

Tymczasem ponad 200 centrom handlowym w Rosji grozi bankructwo z powodu rosnącego zadłużenia po ostatniej podwyżce stóp procentowych. Związek centrów handlowych zaapelował do ministra rozwoju gospodarczego Maksima Reszetnikowa o preferencyjne wsparcie kredytowe.

Otwarte zaangażowanie Putina w przedkładanie siły militarnej nad potrzeby wewnętrzne nie wykazuje żadnych oznak słabnięcia. W przyszłym roku Rosja zwiększy swoje wydatki wojskowe o 27 proc. do rekordowego poziomu 13,5 bln rubli (550 mld zł) w porównaniu z rokiem bieżącym.

W sumie Kreml planuje przeznaczyć 40 proc. swojego budżetu na 2025 r. na obronę i bezpieczeństwo wewnętrzne, przewyższając łączne wydatki na edukację, opiekę zdrowotną, usługi społeczne i gospodarkę. Prawie 30 proc. zostanie przeznaczone bezpośrednio na wojsko — to poziom niespotykany od czasów sowieckich.

Wraz z rosnącymi wydatkami i malejącymi przychodami Rosja odnotowuje obecnie roczny deficyt fiskalny w wysokości prawie 2 proc. PKB. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że opróżnia swój Fundusz Dobrobytu Narodowego do ok. połowy przedwojennej sumy.