Radykalne hasła, antyimigracyjne postulaty, race. Środowiska narodowe i ONR obok rodzin z dziećmi. Patriotyczne i antykomunistyczne okrzyki przerywane wezwaniami do dymisji rządu. Tegoroczny Marsz Niepodległości był wielki, głośny i po raz pierwszy – z udziałem Prezydenta RP.
Przynajmniej zdaniem organizatorów, którzy jeszcze przed rozpoczęciem pochodu podkreślili, że Andrzej Duda w 2018 roku poszedł tak naprawdę w swoim marszu, oddzielonym od Marszu Niepodległości. Karol Nawrocki był dziś w tłumie. Był oficjalnie witany dwukrotnie, w tym przez jednego z liderów Konfederacji. – Nasze postulaty wybrzmiały dzisiaj ustami prezydenta – podkreślił wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak.
Jeszcze przed rozpoczęciem marszu były prezydent Bronisław Komorowski stwierdził w wywiadzie dla Interii, że „prezydent Nawrocki ma szansę uzyskania akceptacji przez środowiska narodowe, ale to by oznaczało, że porażkę poniesie idea ogólnonarodowego obchodzenia tego święta„.
– Ona już poniosła porażkę – komentuje w rozmowie z Interią dr Janusz Sibora, historyk i ekspert ds. stosunków międzynarodowych. – Co najwyżej można się zastanawiać czy można ją jeszcze odzyskać – mówi dalej.
Nawrocki w Warszawie, Tusk w Gdańsku. „Nie wysyła dobrego sygnału”
– Mamy dzisiaj Polskę rozdartą na dwa ośrodki władzy. Polskę prezydencką, narodową i Polskę skupioną wokół ośrodka władzy obecnego rządu, co bardzo wyraźnie widać – mówi nam Sibora.
Wskazuje przy tym, że prezydent Nawrocki świętował niepodległości na marszu w stolicy, a premier Donald Tusk na uroczystościach w Gdańsku.
– Premier, wyjeżdżający w dniu 11 listopada z Warszawy, opuszczający stolicę, nie wysyła moim zdaniem dobrego sygnału. Tym bardziej w bardzo rozchwianej sytuacji geopolitycznej. Premier powinien być co najmniej na uroczystościach przewidzianych ceremoniałem państwowym na placu Piłsudskiego – podkreśla dr Sibora.
– Wewnętrznie zastanawiam się, czego boi się premier. Że zostanie wygwizdany, wybuczany? Nie byłby pierwszy na świecie. Prezydent Francji nieraz był wybuczany, Angela Merkel podobnie. Premier popełnił polityczny błąd, bo może wykorzystać to opozycja. PiS i prawa strona dostają argument, mogą złośliwie mówić, że premier w narodowe święto wyjechał do Wolnego Miasta Gdańska. Jesteśmy wyczuleni na kwestie historyczne. Dlatego nieobecność w Warszawie daje opozycji propagandowe armaty. Do tego premier tak jakby oddaje pole w stolicy – mówi dalej nasz rozmówca.
Święto i Marsz Niepodległości? Wspólne świętowanie jest możliwe?
Przy krytyce Nawrockiego Komorowski wskazywał na swoją ideę marszu prezydenckiego z 2014 roku. – Tu właśnie mam pewien żal do prezydenta Komorowskiego, który nie wykorzystał szansy jaką miał. Bardzo się starał, ale nie udało mu się przekształcić tego marszu w marsz narodowy. To był niestety marsz elit partyjnych – wskazuje Janusz Sibora.
Zaznacza przy tym, że Marsz Niepodległości częściowo również zmaga się z tym problemem. – Dzisiejszy marsz to dla mnie też marsz składający się z dwóch części. Z prawicowych elit i ze społeczeństwa, rodzin z dziećmi, które nie zawsze dobrze czują się w huku i dymie – mówi dalej rozmówca Interii.
Jednak przez 16 lat Marsz Niepodległości stał się praktycznie najważniejszą imprezą 11 Listopada. I to Marsz Niepodległości, ze swoimi prawicowymi konotacjami, jest praktycznie bezkonkurencyjny, jeśli chodzi o obchody w skali kraju. Natomiast Polska i Polacy to nie tylko Marsz Niepodległości i spojrzenie na świat z prawej strony.
Czy dla osób o pozostałych poglądach nie ma innej możliwości na wspólne świętowanie, niż zgodzić się z agendą organizatorów marszu?
– Myślę, że można by podjąć próbę odzyskania tego marszu, gdyby nie organizować – tak jak robi to lewica czy szeroko pojęta koalicja obecnie sprawująca władze – alternatywnych uroczystości, tylko aktywnie włączyć się do tego marszu, przełamać jego przekaz swoim przekazem – sugeruje dr Sibora w naszej rozmowie.
Pytanie, czy taka obecność innych poglądów, często skrajnie odmiennych od najbardziej radykalnych uczestników Marszu Niepodległości, nie będzie prowokacyjna.

– Może to jest trochę tak, jak z lekami homeopatycznymi, które podaje się kropelka po kropelce. Może udałoby się uczestniczyć w sposób nieprowokujący. Wiem, że na przykład flaga tęczowa obok biało-czerwonej będzie tam od razu sygnałem do ataku. Ale przełamywanie przekazu można robić stopniowo, nie tak demonstracyjnie. W końcu to jest święto narodowe, więc można pójść tylko z flagą biało-czerwoną – odpowiada Sibora.
Wskazuje przy tym na pierwszy w Polsce marsz po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. – Obywatelski, oddolny, narodowy pochód, zorganizowany w ciągu tygodnia. Oczywiście estetyka była inna, ale szli wszyscy razem, przedstawiciele Kościoła z rabinatem, przedstawiciele władz, władze miejskie, stowarzyszenia kobiece, uczelniane, weterani. Wszystko odbywało się w idealnym porządku. Nawet jak przechodzili socjaliści z czerwonymi sztandarami, to po prostu ich przepuszczono i poszli dalej. Można? Można – wskazuje nasz rozmówca.
Marsz Niepodległości. Mniej polityki, więcej społeczeństwa
Janusz Sibora zaznacza również, że sama idea wspólnego świętowania podczas marszu jest ważna. – Przygotowałem sobie takie zdanie: przestrzeń dana świętu musi pozwalać, aby publiczna radość przeżyć się mogła bez przeszkód – mówi i dodaje, że istotę marszu dobrze rozumieją Francuzi, dla których w uroczystości na świeżym powietrzu „ogranicza nas tylko sklepienie niebieskie”.

Jednocześnie nasz rozmówca zwraca uwagę, że w wielu miejscach w Polsce, mniejszych miejscowościach, godne uroczystości patriotyczne 11 listopada odbywają się bez „politycznego balastu”.
– Może trzeba politykom po prostu powiedzieć, żeby oni tego dnia po prostu się wmieszali w tłum, a nie szli w pierwszym rzędzie. Trochę spróbować rozrzedzić emocje. Tak jak do gęstej zupy doleje się trochę wody, to wtedy czasami będzie lepsza. Uważam, że jeszcze mamy szansę. Przecież na marsz przychodzą rodziny. Ludzie jadą z nowymi, wyprasowanymi flagami i nie można im tego zabierać. Wyrażają swój patriotyzm tak, jak go rozumieją. To dla mnie chwalebne, że ktoś poświęca swój czas i jedzie do Warszawy z dziećmi, uczy je patriotyzmu – podkreśla dr Janusz Sibora w rozmowie z Interią.
Jakub Krzywiecki
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl