Skip to main content

  • Autorka książki wskazuje, że w dużych miastach Rosji panował strach. — Czułam się jak w dystopii. Miałam filmowe skojarzenia — opowiada
  • Najbiedniejszej warstwie społecznej poprawił się byt od wybuchu wojny. Od 2022 r. beneficjenci zaczęli odczuwać programy społeczne, tanie dofinansowane kredyty hipoteczne, zastrzyki gotówki w postaci rosyjskiego odpowiednika 500 plus — twierdzi
  • Gdy rozmawia się z Rosjanami, to zawsze podkreślają: „nasza wojna, nasi żołnierze”. Traktują to jako wspólne dziedzictwo, są również tak edukowani. Ten mit bardzo pomaga Putinowi we wszystkim. Można go nazwać mitem założycielskim putinowskiej Rosji — mówi Maja Wolny.
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

To część pierwsza wywiadu Bartosza Tredera z reportażystką Mają Wolny o Rosjanach.

Bartosz Treder, Onet: Jako jedna z niewielu wyruszyła pani w podróż do Rosji po wybuchu wojny w Ukrainie. Pokonała pani tysiące kilometrów kolejami, marszrutkami i samolotami. Jakie panowały wówczas nastroje względem inwazji? Czuła się pani jak w zbiorowej hipnozie?

Maja Wolny, reportażystka: Moja pierwsza wojenna podróż zbiegła się dokładnie w czasie z ogłoszeniem mobilizacji, czyli tuż po „wygranym referendum” w Donbasie. Można powiedzieć, że przyjechałam wtedy, gdy Rosjanie dowiedzieli się, że jest jakaś wojna, ponieważ wcześniej większość społeczeństwa widziała to jako eskalację konfliktu granicznego. Nie postrzegali ówczesnej sytuacji jako wojny. Pod koniec września 2022 r. to się zmieniło, ponieważ obywatele zaczęli być masowo werbowani do wojska i padł na nich blady strach.

W dużych miastach panowała straszna nerwowość. Nikt nikomu nie patrzył w oczy. Po mnie było widać, że jestem cudzoziemką. Nikt ze mną nie rozmawiał. To było trudne, gdy pytałam, która jest godzina, lub jak dojść do stacji metra. Nie uzyskiwałam odpowiedzi na podstawowe pytania. Nigdy wcześniej tego w Rosji nie doświadczyłam.

Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, jak ważne i naturalne jest to, że nawiązujemy z kontakt wzrokowy z ludźmi, których mijamy na ulicy. A tutaj czułam się jak w dystopii. Miałam filmowe skojarzenia: tak może wyglądać społeczeństwo ludzi, którzy boją się najmniejszego kontaktu z drugim człowiekiem. Ten strach się udzielał, ja też bardzo się bałam, śledzono mnie, np. nagle otrzymałam tajemnicze zaproszenie do rosyjskiej propagandowej telewizji. Ten strach i wszechobecną inwigilację opisuję w mojej książce „Pociąg do imperium”.

Maja Wolny Mtsh1000 / Wikimedia Commons

Maja Wolny

Jedyne z kim można było porozmawiać, to wtedy, gdy się za to płaciło, czyli np. podczas kupowania gazety, lub w restauracji. Była sytuacja, że chciałam pożyczyć od kogoś komórkę, aby zamówić taksówkę. Tłumaczyłam sytuację i mówiłam, że mogę nawet za to zapłacić, ale i tak odpowiedź brzmiała „nie, nie ma takiej opcji”. Miałam wrażenie z jednej strony społecznej depresji, a z drugiej powszechnego lęku, co jedno pewnie się łączy z drugim. To były moje pierwsze wrażenia z Moskwy i Petersburga we wrześniu i październiku 2022 r.

Polka zdradza, co usłyszała w Rosji. „Największy strach był związany z werbunkiem do armii”

A jak sytuacja wyglądała poza dużymi miastami?

Im dalej od centrów, tym samopoczucie ludzi było lepsze. W przypadku dużych miast wpływ miały „łapanki uliczne”, czyli werbunek do armii. Ludzie opowiadali sobie historie, że po kogoś przyszli do pracy, lub zabrali kogoś z domu. To było bardzo powszechne i strach z tym związany był tam największy.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

W dużych miastach Rosji mieszkańcy mogą też mieć większą możliwość dostępu do różnych informacji poza stricte komunikatami władzy, przez co są bardziej świadomi.

W Rosji dostęp do informacji poza oficjalnym kanałem jest stosunkowo łatwy. To nie jest tak, jak w Chinach, że cenzura internetowa idzie strasznie głęboko i trzeba mieć spore umiejętności hakerskie, aby ominąć systemy zabezpieczeń. Ja w Rosji miałam gratisową aplikację VPN i jednym kliknięciem łączyłam się przez inne serwery niż rosyjskie. Mogłam spokojnie korzystać z „zakazanych” mediów społecznościowych lub wejść na kanały opozycyjnych mediów na Telegramie. Skoro ja to mogłam zrobić, to każdy może. Rosjanie o tym wiedzą.

Samo posiadanie aplikacji VPN nie jest karane. Inna sytuacja jest, gdy posiada się inne rzeczy, jak np. zdjęcia z ukraińskimi flagami. Ludzie się strasznie boją i to jest ten czynnik, czemu nie sięgają po te informacje. Myślę, że również jakieś 60 proc. społeczeństwa nie jest tym żywo zainteresowane.

Dlaczego aż taki odsetek może nie być zainteresowany wojną?

To może być np. najbiedniejsza warstwa społeczna, której los się poprawił od wybuchu wojny. Od 2022 r. beneficjenci zaczęli odczuwać programy społeczne, tanie dofinansowane kredyty hipoteczne, zastrzyki gotówki w postaci rosyjskiego odpowiednika 500 plus. Bardzo zmniejszyła się liczba osób biednych. Pod koniec pierwszego roku wojny liczba osób, które żyją poniżej minimum egzystencji zmalała o 700 tys. osób. To bardzo dużo.

Władimir Putin MIKHAIL METZEL / KREMLIN POOL / SPUTNIK / POOL / PAP

Władimir Putin

To się czuło. Zaczęłam jeździć do Rosji na początku XXI w. i widziałam, jak ludzie się bogacą. Wciąż mamy obraz strasznie biednej, zapóźnionej, obskurnej Rosji i oczywiście, można łatwo takie miejsca znaleźć, ale w Polsce również.

Maja Wolny: Rosjanie mówili, że stała się rzecz najgorsza. Przywykli do wojny

Wracając do nastrojów społecznych, czy myśli pani, że coś się zmieniło? Społeczne przerażenie w 2022 r. mogła zdominować mobilizacja wojskowa, ale czy teraz jest inaczej?

Tak, tego jestem pewna. Gdy byłam w Rosji już pod sam koniec tamtego roku, zanim otrzymałam zakaz wjazdu, to już wtedy było inaczej i panowała przedświąteczna atmosfera. Odwiedziłam Moskwę i Petersburg i był strach, ale nie to przerażenie, że nikt nie chciał w oczy spojrzeć. Gdy poruszałam ten temat z moimi rozmówcami, to mówili: „wiesz, stała się rzecz najgorsza, czyli już przywykliśmy do tej wojny”. To przestało na nich robić wrażenie, szok minął i życie toczy się dalej. Były koncerty, lodowiska, dekoracje świąteczne. Temperatura spadła, ale od tych kolorowych światełek i choinek nastroje się ociepliły.

Święta w Moskwie YURI KOCHETKOV / PAP

Święta w Moskwie

Tego przerażenia już nie ma. Wpływ na to ma też aspekt finansowy, ponieważ walczący Rosjanie w Ukrainie otrzymują jednorazowy ekwiwalent średniej rocznej pensji od rządu. Te benefity różnego typu, takie jak transfery socjalne dla starszych i biednych przez porządne indeksowanie rent i emerytów wpłynęły na społeczną aprobatę wojny. Na Zachodzie cały czas mówimy, że w Rosji nie będzie miał kto walczyć. Chcielibyśmy, aby tak było, ale to bardzo zniekształca nam obraz sytuacji. Musimy sobie uświadomić, jaka jest prawda. To była moja główna motywacja, aby pojechać do Rosji po wybuchu wojny. Uważam, że trzeba stanąć jak najbliżej rzeczywistości, nawet jeśli jest ona mroczna.

Rosja na tę okrutną wojnę patrzy inaczej, Rosjanie patrzą inaczej. My w Europie odwracając głowę na lewo od Wschodu postrzegamy sytuację w inny sposób, niż azjatyccy sąsiedzi Rosji, którzy widzą zupełnie inny kraj. Oni widzą kraj atrakcyjny. My koncentrujemy się na aspektach moralnych, etycznych, na łamaniu praw człowieka, a inni widzą Moskwę jako partnera gospodarczego więc będą z nią handlować i podtrzymywać jej bilans ekonomiczny.

Rosjanie są bardzo dumnym narodem jak wiele izolowanych krajów. II wojnę światową określają jako tzw. wielką wojnę ojczyźnianą, a ówczesne zwycięstwo traktują jako świętość. Czy wojna z Ukrainą ma dla nich podobne znaczenie pod względem poczucia dumy z własnego narodu?

To jest bezsprzecznie prawda, że II wojna światowa to dla nich największa świętość. To jest prawda ogólnopokoleniowa. W Rosji spotkałam nawet wielu młodych ludzi, którzy o II wojnie światowej mówili z takim przejęciem, jakby była wczoraj. Dla nich to wydarzenie historyczne jest bardzo żywe. Widziałam na własne w oczy w Krasnojarsku 14 lub 15-latków, którzy w mundurach pilnowali świętego płomienia, który płonie przy tablicy, gdzie są wyszczególnione nazwiska wszystkich poległych. To dla nich wielka duma i honor. Ci młodzi ludzie na bok okładają swoje życie i stoją na baczność przed płomieniem. Tak średnio sobie wyobrażam, aby u nas wielu nastolatków się pchało do czegoś takiego.

Gdy się rozmawia z Rosjanami, to zawsze podkreślają: „nasza wojna, nasi żołnierze”. Traktują to jako wspólne dziedzictwo, są również tak edukowani. Ten mit bardzo pomaga Putinowi we wszystkim. Można go nazwać mitem założycielskim putinowskiej Rosji, który bardzo konsoliduje ludzi. Należy też pamiętać, że największą traumą dla społeczeństwa rosyjskiego wbrew pozorom nie jest stalinizm, czasu wielkiego terroru i łagry, tylko czasy Pieriestrojki i Jelcyna. Aby pogodzić sowieckie dziedzictwo i liberalną politykę gospodarczą to trzeba było wymyślić nowy mit założycielski, odwrócić się od Gorbaczowa i wziąć tylko sprawy ekonomii, czyli niecentralne planowanie komunistyczne, ale jednak gospodarka rynkowa.

Ta opowieść o II wojnie światowej połączyła wszystkich Rosjan, nawet tych, którzy widzieli w Pieriestrojce coś ważnego. To jest postrzegane jako „uzdrowienie świata” we wszystkich pokoleniach. Rosjanie patrzą na wojnę w Ukrainie jako misję dziejową. Im nie chodzi jedynie o zdobycze terytorialne, geopolitykę, dostęp do ciepłego morza. To są sprawy drugorzędne. Najważniejsze dla nich jest zwycięstwo moralne, które ma nadejść. W przemówieniach Putin od początku mówił o „denazyfikacji”, ale Rosjanie naprawdę wierzą, że Moskwa ma być „trzecim Rzymem”. Rola Moskwy jest dla nich bardzo dziejowa i uważają, że są namaszczeni, aby tę misję dziejową spełnić. Rosjanie nie widzą swoich działań niszczycielskich jako bezdusznej agresji, łamania granic i umów międzynarodowych.

Reportażystka o propagandzie rosyjskiej. „W tę narrację włącza się cerkiew”

Uważają, że są wyzwolicielami.

Tak, tacy uczestnicy wielkiej krucjaty. Ogień i miecz jest, ale ten ogień ich zdaniem „oczyszcza”. To brzmi strasznie, ale ja słowo „oczyszczenie” słyszałam bardzo często od Rosjan. Ludzie mówili, że świat musi się oczyścić i że to, co się dzieje na Ukrainie to wyższa konieczność. Twierdzą, że jeśli „nie przeciwstawią się złu”, to będzie tylko gorzej. To jest przerażające. W tę narrację włącza się również cerkiew.

Czy narracja cerkwi nadal ma tak duże znaczenie w propagandzie? Istnieją badania, które mówią, że coraz mniej Rosjan tam uczęszcza.

Duchowość w Rosji rozkwita w porównaniu do tego, co było wcześniej, ponieważ był kompletny zakaz. To jest połączenie pewnej rytualności z taką filozofią życia. Nawet jeśli ktoś nie chodzi regularnie do cerkwi, to gdzieś „łyka” ten model życia, który bardzo przystaje do tego ogólnie lansowanego. Cerkwie nawet na głubince są bardzo aktywne. To nie jest jak u nas, że są nabożeństwa w kościołach i siedzi tam grupka starszych osób. W rosyjskich cerkwiach odbywają się prelekcje, spotkania i stają się małymi domami kultury. Są zapraszani psychologowie, politycy, historycy. W cerkwiach dokonuje się też taka subtelna propaganda. Ludzie dowiadują się tam jak żyć w skomplikowanym świecie, otrzymują instrukcje jak sobie wszystko uporządkować.

"Pociąg do imperium" Maja Wolny, Wydawnictwo Marginesy Wydawnictwo Marginesy

„Pociąg do imperium” Maja Wolny, Wydawnictwo Marginesy

Żyją w przeświadczeniu, że wszyscy naokoło wątpią, błądzą, szukają, boją się czegoś, a w cerkwi mają odpowiedź na wszystko. Świat spójny, koherentny i wszystkie dylematy zostają rozwiązane. To porażające. Rozmawiałam o tym z ludźmi na prowincji i oni patrzą na przybyszów z Zachodu z politowaniem, na zasadzie: „wy biedni, zakłamywani”. Oni mają w sobie taki ogromny spokój, który wynika z treningu duchowego i spójnego wykładu jak ten świat wygląda. My na Zachodzie stawiamy pytania, wątpimy, nie ufamy autorytetom i władzy, a oni wręcz się poddali. Gdy pytałam, czy Putin jest bożym człowiekiem, to można się domyślić, jakie były odpowiedzi.

Barbara Włodarczyk w książce „Nie ma jednej Rosji” opisywała sektę, która czci Władimira Putina jako kolejne wcielenia św. Pawła.

Tak! W Rosji jest bardzo dużo sekt, zwłaszcza na północy i na wschodzie. Mają do tego świetne warunki, aby w nich żyć. Ale taki przeciętny Rosjanin, który nie jest w żadnej zamkniętej wspólnocie, to również ma poczucie takiego pogodzenia się i spokoju. Nie chciałabym generalizować, ale w Rosji bardzo mnie uderzała taka poddańcza akceptacja. To się przekłada na większe sprawy. Takie oddanie się, zaufanie i zawierzenie może w sensie duchowym się sprawdza, ale tutaj to rozgrywa się na płaszczyźnie politycznej, co łączy się również z historią i miejscem człowieka we wszechświecie. Nagle wizja świata staje się spójna i koherentna, co łączy populistów.

Łatwe odpowiedzi na trudne zagadnienia.

Tak, a na obywateli to działa uspokajająco. Ludzie mają poczucie, że Putin wszystko rozwiąże, coś na zasadzie: „oddajmy się pod jego skrzydła i wtedy bezpiecznie przetrwamy”. Mają do tego blask w oku, wynikający z przekonania, że w grę wchodzą wartości duchowe. To jest porażające. Najgorsze, że nie da się z nimi dyskutować i patrzą na innych z politowaniem, że nie rozumiemy ich głębszego sensu.

***

Dr Maja Wolny — polska pisarka, autorka powieści, reportaży, sztuk teatralnych, kuratorka wystaw. Doktor nauk humanistycznych, absolwentka Wydziału Polonistyki oraz Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Studiowała w Krakowie, Warszawie i Brukseli. Jako jedna z nielicznych udała się w podróż po Rosji po wybuchu wojny w Ukrainie, co opisała w książce „Pociąg do Imperium. Podróże po współczesnej Rosji”. W styczniu 2023 r. została zatrzymana na granicy polsko-białoruskiej i otrzymała 20-letni zakaz wjazdu na teren Białorusi, który został wydany przez władze Federacji Rosyjskiej.