Skip to main content

Spokój na Księżycu? Owszem, ale tylko z daleka to tak wygląda. W ostatnich dniach jego powierzchnia dwa razy rozbłysła krótkimi, ostrymi błyskami. To były dwie asteroidy, które z pełną prędkością roztrzaskały się o powierzchnię naszego satelity.

Astronomowie lubią mówić, że Księżyc to archiwum Układu Słonecznego. Każdy krater to historia takowego zderzenia. Brak atmosfery oznacza jedno: cokolwiek leci, uderza z pełną mocą. Tak było również w tym przypadku.

Oba rozbłyski uchwycił Daichi Fujii, kurator muzeum w Hiratsuce, który od lat monitoruje powierzchnię Księżyca. W czwartek o 20:33 miejscowego czasu zobaczył pierwszy błysk w okolicy krateru Gassendi, a dwa dni później — drugi, nieco dalej, na zachód od ogromnej równiny Oceanus Procellarum. Trwały ułamki sekund, ale były wystarczająco mocne, by zarejestrowały je kilka niezależnych teleskopów.

W próżni prędkości bywają bezlitosne. Jeśli asteroida wielkości kilku metrów uderza z prędkością dochodzącą do 96 tys. km/h, powstaje eksplozja odpowiadająca zapasowi dynamitu. Z powierzchni Ziemi widzimy wtedy krótkie błyski.

Jak rozpoznać, że to nie złudzenie optyczne?

W astronomii łatwo o fałszywy alarm. Detektory światła miewają swoje humory, a promienie kosmiczne potrafią oszukać nawet najlepsze algorytmy. Dlatego każdy błysk wymaga potwierdzenia. Europejska Agencja Kosmiczna nie widziała zdarzeń z własnych teleskopów — Księżyc był wtedy zbyt jasny. NASA akurat była wyłączona przez rządowy shutdown. Taka specyfika amerykańskich realiów.

Czytaj dalej poniżej

Tym razem jednak japońska sieć obserwacyjna zrobiła robotę. Ten sam błysk wykryły instrumenty z dwóch lokalizacji. Juan Luis Cano z ESA przyznał, że oba rozbłyski wyglądają ciekawie, czyli były prawdopodobnie bardziej energetyczne niż przeciętne zderzenia. Jeśli robią wrażenie z odległości 380 tys. km, to można sobie wyobrazić, jak wyglądałaby powierzchnia po takim zderzeniu z bliska.

Skąd te „pociski”?

Źródła dwóch asteroid nie da się ustalić z absolutną pewnością, choć kierunek i sezon sugerują trop. W listopadzie trwa rój Taurydów — odłamków pozostawionych przez kometę Enckego. Ów rój jest znany z większych i szybszych meteoroidów. Nie wszystkie spalają się w ziemskiej atmosferze. Część po prostu trafia w Księżyc, który nie oferuje im ani jednego centymetra ochrony w postaci atmosfery. Nie spalają się w niej, więc ich końcem podróży jest zawsze powierzchnia satelity.

Fujii podejrzewa właśnie Taurydy. W jego katalogu to nihil novi. Dokumentuje uderzenia od 2011 roku i naliczył ich około 60. Jednak dwa tak wyraźne błyski w jednym weekendzie? To rzadki układ — i dobry materiał do analizy statystycznej tego, co krąży w naszym otoczeniu.

Po co nam ta wiedza?

Wbrew pozorom obserwowanie księżycowych uderzeń nie jest li tylko fanaberią. To narzędzie do szacowania ryzyka. Jeśli wiemy, ile małych obiektów trafia w Księżyc, możemy z większą pewnością ocenić, jak często większe asteroidy przecinają orbitę Ziemi. A te większe potrafią już spowodować poważny problem — zwłaszcza jeśli spalą się dopiero nisko w atmosferze.

Dla przyszłych baz księżycowych te dane są jeszcze bardziej bezpośrednie. Inżynierowie potrzebują prognoz, by zaprojektować habitaty odporne na mikrometeoroidy. Kamień wielkości pięści przy prędkości dziesiątek tysięcy kilometrów na godzinę działa jak pocisk rakietowy.

Fujii uważa, że jego katalog błysków pomoże stworzyć realistyczne standardy bezpieczeństwa. Jeśli ludzie mają mieszkać na Księżycu, muszą wiedzieć, jak często odłamki z kosmosu będą próbowały przedziurawić im dach.

Czytaj również: Japończycy zachwycają w kosmosie. Chcą to powtórzyć z Księżycem

Księżyc jest ciekawszy, niż się zdaje

Dwa błyski w 48 godzinach to przypomnienie, że niebo wcale nie jest takie spokojne. Cały czas coś tam spada, odbija się, paruje, rozpada. My widzimy tylko wycinek tego wszystkiego — zresztą bardzo słabo. Tym cenniejsze są teleskopy amatorów, których czujność wypełnia luki między profesjonalnymi obserwatoriami.