Skip to main content

To historia o szczurach, które w parę godzin zabrały mi poczucie bezpieczeństwa. Najpierw zauważyłam jednego. „Jak w mieszkaniu, to pani szczur” – usłyszałam w spółdzielni. „Nosz kur*a!” – pomyślałam. „Deratyzacja była robiona” – powtórzyła ta sama nieuprzejma pani. Akcja potoczyła się szybko: deratyzacja na własną rękę, hydraulik, wymiana drzwi rewizyjnych na metalowe. I szczury, które znalazły do nas inną drogę. Wreszcie przyszedł Killer, pogromca szczurów. W sumie kosztowało nas to niewiele ponad 2 tysiące złotych. Niech ta historia będzie dla Was przestrogą.

Jest 23:55, piątek już u kresu, za rogiem czeka sobota. Miała być dniem odpoczynku, regeneracji. Ale już ten konający piątek, a my konający wraz z nim, zapowiada tylko chaos i niepokój.
Z ledwo żywym mężem (po zabiegach pod narkozą) próbujemy oglądać serial. A właściwie to tępo gapimy się w telewizor, chcąc zagłuszyć dźwięk skrobania szczura w kratkę wentylacyjną. Gryzoń jest nieugięty. Cierpliwie, kawałek po kawałku, wygryza plastik. A z każdym gryzem też nasze poczucie bezpieczeństwa. Wracają historie z mediów o przenoszonych przez nie chorobach, jak ostatnio z Sarajewie o „epidemii szczurzej gorączki”. Wracają słowa słynnego profesora Stanisława Ignatowicza z SGGW, który mówił, że szczury to najszybciej rozmnażające się gryzonie.
– A jedna szczurza para w ciągu roku wydaje na świat aż dwa tysiące potomków – przestrzegał w rozmowie z naTemat profesor Stanisław Ignatowicz z SGGW. Szacuje się, że w Polsce może żyć ich nawet 18 milionów. Niektórzy twierdzą, że każdy Polak ma swojego szczura.
Gorąco mi. Awaryjne sprawdzam ogłoszenia, szukam nowego mieszkania. Szczur nic nie robi sobie z naszej obecności. W ogóle się nas nie boi. My jego za to bardzo. W parę minut zabrał nam całe poczucie bezpieczeństwa. A z naszego domu zrobił obleśny, ciemny korytarz.
„Jak w mieszkaniu, to pani szczur”
Zaczęło się niepozornie. W naszym świeżutkim, dopiero co wyremontowanym mieszkaniu, choć w bloku z lat 90., pojawił się szczur. Zauważyłam go w czwartek wieczorem w pomieszczeniu gospodarczym. Chciałam szybko wstawić pranie. Zamarłam, widząc, jak stoi w progu drzwiczek rewizyjnych. Jak długi ma ogon. Weszłam, trzasnęłam drzwiami i wyszłam. On też uciekł. Posłałam chłopa, żeby coś zaradził. Szczur stał jak przedtem.
Szybko do spółdzielni. „Jak w mieszkaniu, to pani szczur” – usłyszałam. „Nosz kur*a!” – pomyślałam.

„Deratyzacja była robiona” – powtórzyła ta sama nieuprzejma pani.
„Ale kiedy? Kiedy ta de-ra-ty-za-cja”?” – próbuję się dowiedzieć.
Ale niczego się nie dowiaduję. Wychodząc, wybieram numer do kobiety, która walczy z pluskwami i szczurami. Będzie za godzinę. Ufff. Mówi, że w Warszawie jest plaga szczurów od dawna. Od miesiąca próbuje przegonić szczury z przedszkola. Dzieci płaczą, matki nie chcą ich tam prowadzać.
Rozstawia u nas, co trzeba. I wystawia rachunek na 250 zł. Instruuje też, że trzeba założyć metalowe drzwi do kratki rewizyjnej. Przez parę godzin szukam hydraulika, który przeniesie wodomierze i zamontuje metalowe drzwiczki. Uczciwie dzielę się historią ze szczurem w roli głównej. Ale jakoś nikt nie ma czasu. Pierwszy hydraulik, któremu dość oględnie opowiadam o sprawie (pomijając wątek szczura), ma wolny termin następnego dnia.
Przyjeżdża, montuje metal. Kratka wymieniona. Kawka i herbatka wypite. 350 zł. „Dziękujemy”. „Proszę się nie martwić, do was szczur nie wejdzie”. No wiadomo, tylko wczoraj zajrzał. Ale pewnie przez przypadek.
On tu jest, gryzie klatkę wentylacyjną
No dobra, sytuacja opanowana. Dziecku powiedzieliśmy, że w magazynku (tak mówimy na pomieszczenie gospodarcze) zamieszkał na moment duży pająk. „Ale już sobie poszedł” – przekonujemy. Sami też jeszcze w to wierzymy. Tylko pies jakoś za blisko nas się trzyma. Nie odstępuje na krok.
„Sytuacja opanowana. Już nie schizuj” – poirytowany mąż próbuje mnie uspokoić, kiedy wieczorem znowu słyszę szczura. „To deszcz pada. Uspokój się, włączę serial, żebyś skupiła się na czymś innym”. No dobrze.
Oglądamy serial o rzeczach gorszych niż ten nasz szczur, który – według mojego męża – jest już historią. Ale ja dalej go słyszę. „Nosz ku*wa, skrobie, mówię ci” – rzucam do chłopaka.
Dla świętego spokoju, dalej mocno poirytowany, wstaje, żeby mi udowodnić, że w magazynie nie ma szczura. I szybko zmienia ton. „On tu gryzie kratkę wentylacyjną” – krzyczy zza ściany, wyglądając za słup z pralki i suszarki, nad którym jest kratka wentylacyjna. „I zaraz się przegryzie, chodź, zobacz” – zachęca.
Dochodzi północ, a my przez szczury nie śpimy już kilka nocy. Zapowiada się kolejna nieprzespana. W internecie znajduję człowieka o przydomku „killer”, w Google ma opinie superbohatera. Wchodzi do domu i ratuje sytuację. Dzieci mogą spać, dorośli wychodzić do pracy. Życie znów zaczyna mieć swój porządek.
Dzwonię. Przyjedzie. Czekamy. Włączamy serial, znów chcemy zakłócić dochodzące zza ściany dźwięki. Po godzinie jest nasz wybawca, uzbrojony po zęby: z gadżetami, narzędziami, kamerą i latarką na czole. Jak górnik. Człowiek od zadań specjalnych, pogromca szczurów. Pomaga takim zwykłym Kowalskim jak my, ale i aktorom, i politykom. Dużo tych historii opowie przez tę naszą wspólną noc.
Szczurzy killer
Zaczyna od czarnej kawy. Potem ściąga buty i cichutko sunie do magazynu, by wyciągać resztki kratki wentylacyjnej. Rozkłada lepy na szczury. Znów czekamy. Rozmawiamy szeptem. „Szczur nas słyszy. Musimy wyjść” – mówi Killer. On i mój mąż idą na klatkę, ja z psem do sypialni.
Nie mija 15 minut. Złapały się aż dwa szczury. Killer się cieszy, my jeszcze bardziej. Chociaż oczywiście jesteśmy też przerażeni. „Bo jakie dwa szczury? Miał być jeden” – mówię.
„One lubią chodzić grupami” – słyszę. I już wiem, że będzie ich więcej.
Podobno, kiedy między blokami widzisz jednego biegnącego szczura, to znaczy, że na tym osiedlu żyją ich już tysiące.
Słyszymy: że szczury są i w najbiedniejszych, i najbogatszych częściach miasta. Są w stanie przegryźć się nawet przez ścianę. Spółdzielnie radzą sobie z nimi lepiej lub gorzej. Najczęściej gorzej, dlatego tacy desperaci jak my wydzwaniają nocami (wtedy szczury są najaktywniejsze) po takich speców jak Killer. Nie popełnijcie mojego błędu i montujcie wszędzie metalowe kratki wentylacyjne i nie oszczędzajcie na drzwiach rewizyjnych.
Szybko z pierwszej robi się piąta nad ranem. Na liczniku cztery szczury. Killer własnoręcznie robi metalową kratkę wentylacyjną. Wwierca ją około 5. W głowie mam już scenariusz na wypadek wizyty poirytowanego, wybudzonego ze snu sąsiada.
Killer w białym wiadrze wynosi cztery szczury. Instruuje, radzi, co dalej począć. Schodzi z nami do piwnicy. Znajduje „świeże odchody”. Płacimy ponad tysiąc złotych. Zostaje nam wymienienie pozostałych kratek na metalowe. Wizyta w spółdzielni, która musi wziąć się za robotę. I nadzieja, że szczury nie wrócą. Choć co wieczór około północy nasłuchujemy, czy nie wróciły.