To auto jest jak pierwszy przebłysk lata, chociaż jak nim jeździłem, był środek maja. Mini Cooper S w wersji Cabrio to miejski wariat, a ze składanym dachem ma jeszcze więcej uroku i stylu.
Wystarczyło słońce i jakieś 19 stopni, żeby z czystym sumieniem można było wpuścić do środka auta trochę więcej powietrza niż tylko przez opuszczoną szybę, co w połączeniu z faktem, że jest to Mini, było bardzo miłym dodatkiem do już i tak fajnego samochodu.
Mini Cooper S jest kwintesencją tej marki: mały, zwinny, gokartowy, ze swoim wyjątkowym designem – no Mini pełną gębą. A co to konkretnie znaczy? Rozłóżmy to na czynniki pierwsze.
Przede wszystkim zacznijmy od wymiarów, a te nie są imponujące, ale całkowicie wystarczające dla… dwóch osób jeśli jedziecie w dłuższą podróż niż przejażdżka po mieście. Mini Cooper S w wersji Cabrio ma 3,86 metra długości, 1,72 metra szerokości, 1,41 metra wysokości oraz 2,495 metra rozstawu osi.
Daje to sporo przestrzeni dla kierowcy oraz pasażera i rozsądną przestrzeń na tylnej kanapie dla dwóch osób, na którą dostajemy się poprzez odchylenie przednich foteli do przodu (to auto trzydrzwiowe). Oczywiście jeśli nie macie 184 cm wzrostu tak jak ja, bo będziecie mieli mało miejsca na kolana i nad głową.
Ale zanim rozpiszę się bardziej na temat wnętrza tego auta, to wrócę jeszcze do designu „zewnętrza”. A ten nie zmienia się jakoś gruntownie od lat i stale urzeka charakterystycznymi okrągłymi lampami z przodu, małym grillem oraz tylnymi światłami z sygnaturą świetlną układającą się we flagę Wielkiej Brytanii. Podobny brytyjski motyw znajdziecie też na materiale składanego dachu.
Testowana przeze mnie wersja miała bardzo ładny lakier w odcieniu Indygo Sunset Blue, który świetnie mienił się w pełnym słońcu oraz klasyczne, ciekawie stylizowane 17-calowe felgi.
Deska rozdzielcza jak… baranek
To teraz kilka słów na temat wnętrza. Wiemy już, że nie ma tu szaleństwa jeśli chodzi o przestrzeń na tylnej kanapie, ale nie jest to auto, którego przeznaczeniem jest robienie długich tras z gronem przyjaciół.
To bardziej samochód na wypad we dwójkę pod miasto na piknik lub na plażę albo do polansowania się bez dachu po mieście, bo powiedzieć, że Mini Cooper S zwraca na siebie uwagę, zwłaszcza z opuszczonym dachem, to jak nic nie powiedzieć.
Do tego ten design wewnątrz. Od razu rzuca się w oczy okrągły wyświetlacz komputera multimediów i wyświetlacz przezierny na płytce, która przypomina celownik w myśliwcu i wysuwa się z deski rozdzielczej przy wsiadaniu do samochodu. I tutaj uwaga: jeśli nie ustawicie sobie dobrze fotela, to raczej nie zobaczycie w pełni tego, co się na nim pokazuje.
Oczywiście jeśli nie lubicie takiego rozwiązania, to możecie zawsze patrzeć m.in. na prędkość i ograniczenia na ekranie środkowym, ale nie jest to zbyt wygodne.
Zaś pod ekranem środkowym znajdziecie stacyjkę i przełącznik trybów jazdy. Każdy z nich inaczej dostosowuje parametry auta, np. usztywnia czy też „zmiękcza” zawieszenie, wyostrza układ kierowniczy czy też zmienia czułość przyspieszenia.
Na spory plus zasługuje wykończenie wnętrza, bo jest na naprawdę wysokim poziomie, a przy tym z wykorzystaniem ekologicznych materiałów, bo na przykład boczki drzwi i deska rozdzielcza zostały pokryte recyklingowanym plastikiem splecionym w taki sposób, że robi wrażenie, jakby auto było wyłożone takim miękkim wełnianym barankiem.
I fakt, miękkie to nie jest, ale za to bardzo designerskie i totalnie w stylu Mini. Do tego miłe dla oka światło ambientowe wychodzące z ekranu środkowego oraz kilka zmyślnych schowków.
To, co moim zdaniem jest do poprawy to półka, a w zasadzie trzymak z paskiem i klipsem na telefon z funkcją ładowania indukcyjnego. Nie dość, że nie znajduje się to gdzieś bliżej w zasięgu rąk i trzeba się wychylić, żeby włożyć tam urządzenie, to jeszcze klips i pasek zasłaniają jego ekran.
Za to systemy bezpieczeństwa oraz asystujące auta jak i łączność bezprzewodowa ze smartfonem działają bez najmniejszych zarzutów. Auto posiada wiatrołap, ale jego montaż oznacza, że już tylnej kanapie nikt nie pojedzie.
Ale jak wspomniałem: to samochód idealny na wypady we dwoje. Dach opuszcza się banalnie prosto przyciskając przycisk na panelu nad przednią szybą. Trwa to kilka sekund i może się to dziać, kiedy auto jest w ruchu jednak przy prędkościach nie większych niż 30 km/h.
Jak jeździ Mini Cooper S?
Jednym słowem? Wyśmienicie. Mimo że to silnik benzynowy 2.0 l TwinPower Turbo, 4-cylindrowy o mocy 204 KM i momencie obrotowym 300 Nm, to mamy tutaj tylko 1455 kg wagi, więc to po prostu mały, zwinny dynamit na kołach, który niesamowicie klei się do drogi i ma bardzo precyzyjnie działający układ kierowniczy.
Każda przejażdżka tym autem, czy to z dachem, czy bez niego, to wielka frajda. Oczywiście z racji składanego dachu musicie iść też na kompromisy, bo przy złożonym wasza widoczność w tylnym lusterku jest raczej niewielka, ale mimo wszystko, warto! No i za dużo do tego Mini nie spakujecie, bo bagażnik ma dość małą ładowność – 215 litrów, a i klapa załadunkowa też zostawia wiele do życzenia, bo trzeba nią mocno trzasnąć, żeby zaskoczył zamek.
Za to całkiem mało pali, jak na taki silnik i moc, bo około 7 l na 100 km. A ile kosztuje?
Mini Cooper S – cena kabrioletu
Kupno Mini Coopera S w wersji ze składanym dachem to koszt od 178 600 złotych. W tym modelu w podstawowej wersji wyposażenia Classic mamy:
Okrągły wyświetlacz OLED o średnicy 24 cm, pełniący funkcję centrum dowodzenia systemem multimedialnym i ustawieniami pojazdu.
Nowa, sportowa kierownica wielofunkcyjna.
Systemy asystujące kierowcy, w tym asystent parkowania.
Reflektory i tylne lampy w technologii LED.
Klimatyzacja automatyczna.
System bezkluczykowego dostępu.
W pełni automatyczny, cichy dach tekstylny, który można otwierać i zamykać również podczas jazdy z niewielką prędkością.
Aplikacja MINI umożliwiająca zdalny dostęp do funkcji pojazdu.
Ostateczna kwota zależy od wybranego stylu (np. Favoured, JCW) oraz dodatkowych opcji.
Czy to dużo? No macie auto premium, składany dach oraz świetnie jeżdżące miejskie autko z wyjątkowym designem. No i nie oszukujmy się – nie będzie to raczej wybór na główny samochód, tylko raczej na drugi lub trzeci, więc warto puścić wodze fantazji i zaszaleć. Chociaż jak już szaleć, to może jakieś 911… Tak tylko głośno myślę.