
Czy jesteś w stanie przypomnieć sobie moment, kiedy podczas rozgrywki czułeś… nic? Godziny spędzone na bieganiu w Assassin’s Creed bez żadnej walki, mozolne oczyszczanie mapy w Far Cry, godziny spędzone na craftowaniu w Minecrafcie albo monotonny grind poziomów w Final Fantasy. Te fragmenty potrafią znużyć bardziej niż czytanie instrukcji obsługi pralki. A jednak – co ciekawe – nie uciekamy od nich. Właściwie większość z nas regularnie godzi się na nudę przed ekranem.
Nuda? It’s not a bug, it’s a feature
Chyba od zawsze kojarzymy grywalność z nieustannym przypływem adrenaliny. W tym kontekście pytanie o rolę nudy wydaje się wręcz obrazoburcze. Ale prawda jest taka, że nawet największe hity – jak Grand Theft Auto V czy The Legend of Zelda: Breath of the Wild – mają w sobie momenty monotonne, powtarzalne, czasem wręcz frustrujące. Twórcy projektują je świadomie. I mają ku temu swoje powody.
Monotonia buduje świat i skalę
W Red Dead Redemption 2 podróże konne przez bezkresne prerie potrafią się dłużyć. Gdy koń powoli przebija się przez mglisty las, a przez kilka minut nie wydarza się absolutnie nic, nie sposób nie zerknąć na zegarek. I właśnie wtedy świat gry staje się prawdziwy. Codzienność postaci zaczyna przypominać naszą własną. Rockstar nie próbuje ukryć tej monotonii – wręcz przeciwnie, eksponuje ją jako nieodłączny element życia na Dzikim Zachodzie.
To samo znajdziesz w serii The Elder Scrolls. Wielogodzinne wędrówki przez lasy w Skyrim albo w Oblivion mają swoje powtarzalne tempo. Od czasu do czasu natkniesz się na jaskinię, czasem na obozowisko bandytów, ale przez większość czasu po prostu idziesz. Wielu graczy wspomina te chwile z zaskakującą nostalgią. Monotonia nie jest tu błędem – staje się częścią klimatu, narzędziem budującym poczucie podróży i skali świata.
Nuda jako kontrast dla emocji
Kiedy wszystko wokół wybucha, a kolejne misje wrzucają cię w środek akcji, łatwo się zmęczyć. Twórcy tacy, jakHideo Kojima czy Hidetaka Miyazaki, doskonale wiedzą, że potrzebny jest czas na złapanie oddechu. W serii Dark Souls mamy długie, puste korytarze, w których przez kilka minut nie pojawia się żaden przeciwnik. Chwilowa stagnacja sprawia, że każdy nagły atak bossa wybrzmiewa mocniej, a satysfakcja z przejścia trudnego fragmentu rośnie.
Nieprzypadkowo najwięcej napięcia czujemy nie podczas samej walki, ale tuż przed nią – w tej cichej, wręcz nudnej chwili oczekiwania. W The Last of Us Part II Naughty Dog każe graczowi przez dłuższy czas przeczesywać zrujnowane budynki, zbierać śmieci czy nawet wpatrywać się w zniszczone wnętrza. Te pozorne dłużyzny budują napięcie, pozwalają lepiej wczuć się w świat i przeżyć momenty grozy z większą intensywnością.
Frustracja – największy nauczyciel
Frustracja to siostra nudy. Nieprzypadkowo najwięcej emocji wywołują gry, które nie boją się denerwować gracza. W Bloodborne czy Sekiro: Shadows Die Twice powtarzasz te same walki po kilkanaście razy. Giniesz, wracasz, giniesz, wracasz… To jest właśnie sedno – momenty frustracji pozwalają doświadczyć czegoś, co na długo zostaje w pamięci. Satysfakcja z pokonania trudnego bossa po godzinie prób jest większa niż radość z dziesiątej wygranej potyczki w Call of Duty.
Tak samo działa grind w grach RPG. Nawet jeśli w Pokémonach czy Personie kolejna walka z losowym przeciwnikiem potrafi zmęczyć, to właśnie ten powtarzalny wysiłek buduje więź z postaciami, daje poczucie rozwoju i pozwala lepiej zrozumieć strukturę świata. Bez monotonii nie byłoby euforii, kiedy w końcu uda się złapać rzadkiego stworka albo pokonać lidera sali.
Monotonia jako element relaksu
Niektórzy szukają w grach nie przygody ani emocji, ale właśnie monotonii. W Animal Crossing czy Stardew Valley powtarzalne, codzienne czynności – podlewanie kwiatków, zbieranie plonów, łowienie ryb – stają się swoistą medytacją. Gracze nie uciekają przed nudą, lecz jej świadomie szukają. To sposób na wyciszenie, na ucieczkę od przeładowanej bodźcami rzeczywistości.
Gdy czytam wypowiedzi graczy, którzy spędzili dziesiątki godzin wEuro Truck Simulator 2, najczęściej słyszę o przyjemności płynącej z długich, monotonnych tras. Samotność na autostradzie, jednostajny szum silnika i powtarzalność kolejnych zleceń przynoszą coś, czego nie daje żadna dynamiczna gra akcji. Monotonia jest tu nie tyle narzędziem designu, co istotą całego doświadczenia.
Czy gry bez nudy mają sens?
Coraz częściej spotykam się z opinią, że współczesne gry za bardzo boją się nudy. Wszystko musi być szybkie, efektowne, natychmiastowe. Nawet w grach z otwartymi światami mapy zaczynają się zapełniać dziesiątkami ikon, stając się czymś w rodzaju tablicy ogłoszeń. Niewiele jest miejsca na autentyczne wyciszenie. Jeśli już pojawia się monotonia, to często wyłącznie jako efekt uboczny, a nie przemyślana decyzja projektanta.
A jednak to właśnie te mniej spektakularne fragmenty na długo zostają w pamięci. Kto grał w Wiedźmina 3, ten pamięta nie tylko emocjonujące walki, ale też długie jazdy konne przez puste łąki, rozmowy z przypadkowymi wieśniakami, wielokrotne łowienie ryb czy poszukiwanie ziół. Nuda, frustracja i monotonia okazują się tym, co nadaje rytm, pozwala się wyciszyć, pomyśleć, a czasem nawet… docenić bardziej dynamiczne fragmenty rozgrywki.
Gracz a cierpliwość
Co ciekawe, gry uczą wytrwałości. Jesteśmy przyzwyczajeni do natychmiastowej gratyfikacji, tylko one potrafią nauczyć nas, że warto poczekać, wytrwać, nie poddawać się po pierwszym niepowodzeniu. Być może właśnie to dlatego wracamy do tytułów takich jak Dark Souls czy Monster Hunter. Szukamy wyzwania i wiemy, że nuda i frustracja to narzędzia, które pozwalają nam stać się lepszymi graczami.
Nie każdy to doceni. Nie każdy gracz ma cierpliwość do przemierzania pustkowi w Death Stranding albo do odtwarzania setnego identycznego ruchu w Mario Kart, by po raz kolejny pobić rekord. Ale nawet ci, którzy w takich momentach ziewają, przyznają po latach, że właśnie dzięki tym chwilom świat gry wydaje się bardziej autentyczny, a doświadczenie bardziej godne wspomnienia nawet po wielu latach..
Po co nam więc nudne gry?
Nuda, monotonia i frustracja – jeśli są dobrze wplecione w strukturę gry – służą nie tylko budowaniu klimatu, tempa i napięcia. Dają nam coś rzadkiego: czas na myślenie, na oddech, na zbudowanie autentycznej więzi z cyfrowym światem. Bez tych „nudnych” fragmentów gry byłyby tylko niekończącą się serią wybuchów, kolorów i natychmiastowych nagród. A przecież nie zawsze tego potrzebujemy.
Być może to właśnie w tych chwilach nudy odnajdujemy prawdziwą przyjemność. Nie chodzi przecież o to, by przez całą grę wyłącznie się zachwycać. Czasem warto się trochę ponudzić – żeby naprawdę docenić, co czeka za następnym zakrętem.