Kontrakty terminowe na główne amerykańskie indeksy i obligacje rządowe USA spadają, kryptowaluty gwałtownie lecą w dół. Eksperci porównują politykę taryfową Donalda Trumpa do trzęsienia ziemi.
Późnym wieczorem w środę 2 kwietnia prezydent USA Donald Trump ogłosił w Ogrodzie Różanym Białego Domu nałożenie obiecanych ceł. Cła zostały wprowadzone dla wszystkich (no prawie) krajów, minimalna stawka to 10 proc., dla niektórych — wielokrotnie więcej.
Podczas prezentacji Trump pokazał tabelę z cłami, ale trudno było określić ich wielkość w każdym przypadku.
Według Agencji Reutera cła w wysokości 10 proc. nakładane są na towary z większości krajów Ameryki Południowej i Bliskiego Wschodu, a także z Wielkiej Brytanii i Australii. Chiny otrzymują 34 proc., UE — 20 proc. Niespodziewanie wysokie cła nakładane są na Kazachstan (27 proc.) i Serbię (37 proc.). Taryfy na towary z Kambodży są jeszcze wyższe: 49 proc. Tajwan otrzymał 32 proc., Indie — 26 proc., Korea Południowa — 25 proc., Japonia — 24 proc., Izrael — 17 proc.
Ale to nie wszystko — ogłoszono „dodatkowe” cła (na niektóre towary, takie jak samochody), które, jak się wydaje, zostaną zsumowane z cłami „wzajemnymi” (które są nakładane przez inne państwa na USA), stawka na niektóre chińskie towary osiągnie 67 proc., a dla UE — 39 proc.
W tabeli Trumpa nie ma Kanady ani Meksyku — nie podlegają one ogólnemu 10-procentowemu cłu i najwyraźniej stawka zostanie ustalona osobno. Nie ma też Rosji — ale Ukraina jest — dostała najniższe 10 proc.
Co z Rosją?
Możliwe, że cła dla Rosji zostaną ustalone podczas rozmów o zawieszeniu broni — specjalny wysłannik Putina i tajny miliarder Kiriłł Dmitrijew już przybył do Waszyngtonu, a Steve Witkoff również tam leci. Ze względu na tę podróż Dmitrijew został nawet tymczasowo zdjęty z amerykańskich sankcji.
Nie jest wykluczone, że na Rosję szykowane są szczególnie brutalne cła — w przypadku jej nieprzejednanej postawy, choć obroty handlowe między oboma krajami są absurdalne. Wariant: taryfy zostaną nałożone na nabywców rosyjskich towarów, nawet jeśli nie są one dostarczane do Stanów Zjednoczonych.
Właśnie teraz 50 amerykańskich senatorów z obu partii zaproponowało ustawę, zgodnie z którą jeśli Rosja będzie ociągać się z rozmowami rozejmowymi, na import z krajów, które kupują rosyjską ropę, gaz, uran itp. zostaną nałożone wymyślne 500-procentowe cła. (Ale to nie jest to, co proponuje Trump).
„W wielu przypadkach przyjaciel jest gorszy niż wróg, jeśli chodzi o handel” — powiedział Trump, komentując swoją rewolucję handlową. „Dotujemy wiele krajów i wspieramy ich działalność i biznes. Dlaczego to robimy? Chodzi mi o to, w którym momencie mówimy: musicie sami na siebie pracować?”. Prezydent wyjaśnił, że jest tylko jeden sposób na wyzerowanie ceł: to przeniesienie produkcji do Stanów Zjednoczonych.
Rewolucja
Rynki natychmiast zareagowały na te innowacje. Kontrakty terminowe na indeksy S&P spadły o 2 proc., podobnie jak japoński indeks Nikkei. Rynek chiński w momencie przygotowywania materiału był jeszcze zamknięty, ale nie ma wątpliwości co do jego spadku. Kryptowaluty również spadają: bitcoin stracił 1 proc. w ciągu pierwszej godziny, a następnie kolejne 1,5 proc. Ale kontrakty terminowe na złoto natychmiast ustanowiły rekord wszech czasów na poziomie 3,2 tys. dol. (12 tys. zł) za uncję trojańską.
Pierwsze reakcje ekonomistów również są przygnębiające. Eksperci Bloomberga zamierzają ponownie obliczyć prawdopodobieństwo recesji w USA: kraj po prostu nie ma wystarczającej zdolności do „substytucji importu”, co oznacza, że inflacja wzrośnie.
Donald Trump podpisuje cła w Białym Domu, 2 kwietnia 2025 r.
Nawiasem mówiąc, nie ma też wolnej siły roboczej — bezrobocie w USA nadal utrzymuje się na poziomie poniżej 5 proc., który jest uważany za wystarczający dla wzrostu gospodarczego. W świetle polityki migracyjnej Trumpa nie ma też nadziei dla imigrantów, którzy mogliby zająć miejsca przy maszynach, gdyby nagle się pojawili. Idealne warunki to nawet nie recesja, ale stagflacja — niski wzrost gospodarczy przy wysokiej inflacji. Nawiasem mówiąc, nie ma też nic dobrego dla świata: według szacunków Bloomberga światowy handel może stracić 33 bln dol. (126 bln zł). Amerykańskie stowarzyszenia biznesowe już obliczają przyszłe straty.
Ale najważniejsze jest to, że żaden z deklarowanych przez Trumpa celów nie zostanie osiągnięty poprzez nałożenie wysokich ceł.
Amerykańskie problemy
Jeden z jego deklarowanych celów to tworzenie miejsc pracy. Jednak Agencja Reutera przeanalizowała wyniki nałożonych ceł — nie tylko przez Trumpa. W 2018 r. Trump podniósł cła na pralki do 50 proc. i — jak obliczył American Economic Review w 2020 r. — utworzono ok. 1,8 tys. miejsc pracy, za które amerykańscy konsumenci zapłacili dodatkowe 1,5 mld dol. (5,7 mld zł) rocznie: cena urządzeń wzrosła. W ciągu dwóch lat wyniosło to 3 mld dol. (11 mld zł), czyli ponad 1666 dol. (6,3 tys. zł) na jedno miejsce pracy.
W 2009 r. Barack Obama nałożył cła na opony, aby zniechęcić do napływu tanich produktów z Chin. Powiedział, że w czasie obowiązywania ceł udało się uratować ponad 1 tys. miejsc pracy. Według badań przeprowadzonych przez Peterson Institute for International Economics konsumentów wysiłek ten kosztował 1,1 mld dol. (4,2 mld zł), czyli ponad 1 tys. dol. (3,8 tys. zł) na jedno miejsce pracy. Nawiasem mówiąc, większość opon i tak była importowana, ale już nie z Chin, ale z Ameryki Łacińskiej i innych krajów azjatyckich. To trochę drogo jak na miejsca pracy. Być może taniej byłoby, gdyby amerykańscy konsumenci zapłacili za przekwalifikowanie i zatrudnienie zwolnionych pracowników.
Kolejnym celem jest zmniejszenie długu publicznego. To dla USA naprawdę poważny problem, który pogłębia się dosłownie na naszych oczach. I nie chodzi tu o bezwzględną wartość długu narodowego (ponad 36 bln dol., czyli ok. 137 bln zł), ani nawet o jego relatywną wartość do PKB (123 proc.), ale o stale rosnące koszty jego obsługi. Dziś wynoszą one 4,7 proc. PKB — więcej USA wydają jedynie na artykuły socjalne, a obrona nawet w 2023 r. kosztować będzie jedynie 3,4 proc. PKB.
Jednak same wysokie cła nie zmniejszają długu publicznego — zmniejsza się on w przypadku nadwyżki budżetowej. Obecnie deficyt budżetowy USA wynosi 9 bln dol. (34 bln zł) i nawet zmniejszenie go o jakąkolwiek znaczącą kwotę nie jest możliwe. Wszystkie głośne działania Departamentu Efektywności Rządu (DOGE), prowadzone przez Elona Muska, pozwoliły zaoszczędzić (według niego) 115 mld dol. (439 mld zł). Dziennik „Financial Times” obliczył jednak, że w rzeczywistości całkowite wydatki rządowe w lutym wzrosły do 603 mld dol. (2,3 bln zł), +7 proc. rok do roku.
Zaproszenie do umowy
A rzeczywiste cięcia, które zostały osiągnięte, były znikome. Aby zmniejszyć deficyt budżetowy, konieczne są drastyczne cięcia w pozycjach socjalnych, dewaluacja dolara i podwyżki podatków, co raczej nie zadowoli wyborców. Ale cła mogą jeszcze bardziej zwiększyć deficyt budżetowy USA i zmniejszyć jego zdolność do radzenia sobie z rosnącym długiem publicznym — ostrzegła agencja ratingowa Moody’s. Powód jest prosty: obroty handlowe spadną, zwłaszcza jeśli inne kraje nałożą cła odwetowe. Mniejsze obroty oznaczają mniejsze podatki dla budżetu.
Kolejnym celem, o którym często mówi Trump, jest sprawiedliwość. Zmniejszenie deficytu handlowego z innymi krajami: przynoszą one do USA więcej, niż tam kupują. Jednak sam deficyt handlowy nie zawsze jest zły. Na przykład prawie wszystkie kraje mają deficyt handlowy z Chinami.
Z wyjątkiem Rosji — w 2024 r. Rosja miała nadwyżkę w wysokości 13,8 mld dol. (52 mld zł). Czy to dobrze? Nie, ponieważ nadwyżka wynika ze spadku chińskiego importu z powodu presji sankcji, a Rosja dostarcza zasoby energetyczne do Chin z dyskontem na rynku. Cła niekoniecznie skorygują nierównowagę. Na przykład Stany Zjednoczone mają nadwyżkę handlową z Brazylią, mimo że import z USA podlega 6-procentowemu cłu, a import z Brazylii tylko 1-procentowemu. I odwrotnie, Stany Zjednoczone kupują więcej od Francji niż Francja od Ameryki, mimo że cła na francuskie towary są wyższe niż na amerykańskie.
Być może jedyna hipoteza, która budzi pewną nadzieję: nałożone cła są rodzajem zaproszenia dla Trumpa do zawarcia umowy. Ale szczerze mówiąc, patrząc na poprzednie reakcje UE i Kanady, nie wierzę, że ta taktyka zadziała.