W czerwcu 1908 r. we Lwowie grupka młodych ludzi, w dużej części wywodzących się z pogrążonej w kryzysie po przegranej rewolucji 1905 r. Organizacji Bojowej PPS, utworzyła Związek Walki Czynnej. Dzięki tolerancji austriackich władz wojskowych Józef Piłsudski, będący inspiratorem powstania ZWC, mógł przystąpić do tworzenia pierwszych oddziałów strzeleckich.
W owym czasie przyszły marszałek nie miał jeszcze sprecyzowanej koncepcji walki o niepodległość, był natomiast – zgodnie z dominującym w XIX-wiecznej polskiej myśli politycznej punktem widzenia – przekonany, że głównym wrogiem Polski jest Rosja i że tylko przez jej gruzy wiedzie droga do suwerennego państwa.
Za przykładem piłsudczyków poszły inne formacje polityczne. W 1910 r. jedna z rozłamowych grup Narodowej Demokracji, skupiona wokół pisma „Zarzewie”, zainicjowała działalność Polskich Drużyn Strzeleckich. Pod naporem opinii publicznej jak i obaw przed utratą wpływu na radykalnie nastawioną młodzież, także galicyjscy endecy zmuszeni byli powołać do życia organizacje paramilitarne. Wszelako zamierzenia obozu narodowo-demokratycznego były inne niż piłsudczyków czy zarzewiaków.
Dmowski uważał inaczej
W tym samym roku i w tym samym mieście, w którym Kazimierz Sosnkowski utworzył na polecenie Piłsudskiego ZWC, ukazała się książka Romana Dmowskiego „Niemcy, Rosja i kwestia polska”. Po błyskotliwej analizie kryzysu wewnętrznego, w jakim znalazło się państwo rosyjskie, jak też procesu rosnącej zależności Austro-Węgier od Berlina, jej autor konstatował:
Od szeregu lat w umysłach Polaków rozwija się i utrwala przekonanie, że główne niebezpieczeństwo dla ich bytu narodowego stanowią Niemcy i że walka z nimi jest głównym momentem walki o byt i przyszłość narodu.
Zdanie to weszło na trwałe w skład nacjonalistycznego wyznania wiary i stało się główną wytyczną dla polityki obozu wszechpolskiego w pierwszych latach wojny.
Dmowski, odrzucając antyrosyjską tradycję powstańczą i chłodno analizując położenie Polaków w trzech zaborach, doszedł do wniosku, że rzeczywiste zagrożenie dla naszej tożsamości narodowej stanowi realizowana z pruską dokładnością germanizacja, a nie chaotyczna i powierzchowna rusyfikacja.
W ten sposób, na 10 lat przed powstaniem niepodległej Rzeczypospolitej, uformowały się, w zalążkowej postaci, dwie przeciwstawne, ale zarazem uzupełniające się orientacje: antyrosyjska piłsudczyków wspieranych przez kilka lewicowych partii politycznych oraz antyniemiecka narodowych demokratów.
Nieuchronność wojny
Rok 1908 obfitował w wydarzenia nie tylko na polskiej scenie politycznej: 5 października Austro-Węgry ogłosiły aneksję Bośni i Hercegowiny. Wywołało to sprzeciw Serbii, za którą stała Rosja związana przymierzem z Francją i Anglią. Z Wiedniem z kolei w ścisłym sojuszu pozostawały Niemcy.
Po raz pierwszy od wielu lat europejska opinia publiczna uświadomiła sobie wówczas powagę sytuacji i możliwość wybuchu wojny obejmującej cały kontynent.
Chociaż kryzys bośniacki, wskutek słabości Rosji, nie zakończył się konfliktem, to przeświadczenie o jego nieuchronności zadomowiło się w umysłach wielu mieszkańców Europy. Potwierdzały je systematycznie wybuchające kolejne kryzysy międzynarodowe: w 1911 r. w sprawie Maroka, a w 1912 i 1913 r. w związku z dwiema kolejnymi wojnami bałkańskimi.
Wreszcie 28 czerwca 1914 r. w Sarajewie zamordowany został przez bośniackiego separatystę Franciszek Ferdynand, następca tronu Austro-Węgier. W dwa miesiące później w stanie wojny znajdowało się już osiem państw, w tym wszyscy trzej nasi zaborcy. Wymarzona przez wieszczów wojna powszechna narodów stała się faktem.
Fiasko powstania
Plan Piłsudskiego, opracowany w latach 1909-10 na wypadek wybuchu wojny, opierał się – jak oceniał jego biograf prof. Andrzej Garlicki – na następujących przesłankach:
„1) w planach rosyjskich nie leży ochrona terenów położonych na lewym brzegu Wisły; 2) formacje polskie będą działać na przedpolu armii austriackiej i posuwać się za wycofującą się armią rosyjską; 3) wkroczenie oddziałów polskich na teren zaboru rosyjskiego wywoła masowy dopływ do nich ochotników, tak że w miarę posuwania się w kierunku do Warszawy, przed wojskami państw centralnych, pozwoli to na stworzenie politycznych faktów dokonanych, które będą musiały zostać uznane przez państwa centralne”.
Jednak ta równie prosta, co ambitna koncepcja okazała się w praktyce niewykonalna. Kiedy bowiem 6 sierpnia 1914 r. z krakowskich Oleandrów wyruszyła I Kompania Kadrowa, oddziały niemieckie od kilku już dni okupowały Zagłębie Dąbrowskie – teren, na którym z uwagi na silne wpływy PPS-u, Piłsudski spodziewał się uzyskać spore poparcie dla swej akcji.
Jeszcze większym ciosem okazała się dla jego planów pełna nieufności reakcja mieszkańców zaboru rosyjskiego na wkroczenie oddziałów strzeleckich. Planowane powstanie nie wybuchło, a chłopcy w maciejówkach wkraczający 12 sierpnia do Kielc napotkali na mur obojętności i strachu. Koncepcja Piłsudskiego załamała się i przed strzelcami stanęło widmo rozwiązania ich oddziałów oraz wcielenia w szeregi armii austriackiej.
Do likwidacji formacji strzeleckich nie doszło tylko dzięki szybkiej interwencji posiadających spore wpływy w Wiedniu konserwatystów zachodniogalicyjskich, którzy wznieśli się ponad mur uprzedzeń wobec uważanego wciąż za socjalistę Piłsudskiego.
Ich decyzja okazała się skądinąd trafną inwestycją polityczną na przyszłość, co w pełni ujawniło się po kilkunastu latach, kiedy – już po przewrocie majowym – Piłsudski wyciągnął zachowawców z politycznego marginesu i zapewnił im udział we władzy.
Utworzony w sierpniu 1914 r. z inicjatywy krakowskich konserwatystów Naczelny Komitet Narodowy przyjął na siebie rolę „najwyższej instancji w zakresie wojskowej, skarbowej i politycznej organizacji zbrojnych sił polskich”.
Pole manewru Piłsudskiego zostało w ten sposób ograniczone, podlegał bowiem jako dowódca I Brygady Legionów Polskich Departamentowi Wojskowemu NKN, ale równocześnie zdołał zachować coś daleko cenniejszego – elitarną formację wojskową, stworzoną dzięki nakładowi kilku lat pracy organizacyjnej.
Dmowski stawia na Zachód
Spektakularnego sukcesu w pierwszych latach wojny nie odniósł też działający po drugiej linii frontu Roman Dmowski.
Jakkolwiek odezwa głównodowodzącego armii rosyjskiej, wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza z 14 sierpnia 1914 r. zapowiadała zjednoczenie wszystkich ziem polskich pod berłem cara – co było zgodne z planami przywódcy narodowych demokratów – to jednak nie poszły za nią żadne następne gesty dobrej woli ze strony Piotrogrodu. Przez blisko rok Dmowski bezskutecznie usiłował nakłonić władze carskie do odejścia od antypolskiej polityki i złożenia obietnicy przyznania bodaj najskromniejszej autonomii dla przyszłego zjednoczonego Królestwa Polskiego.
Kiedy latem 1915 r., w rezultacie ofensywy państw centralnych, ziemie etnicznie polskie znalazły się w całości pod okupacją austriacką i niemiecką, Dmowski zdecydował się wyjechać na Zachód. Swoją decyzję motywował następująco:
„Dotychczasowy przebieg wojny wskazuje na to, iż rozstrzygnięcie nastąpi na froncie zachodnim, a nie na froncie rosyjskim. Niemcy będą niewątpliwie pobite, a o następstwach wojny zadecydują mocarstwa zachodnie koalicji, a nie Rosja. Przez Francję chyba będzie także ustalony los Polski, Rosja nie będzie tu już miała wiele do powiedzenia”.
Tak długo jednak, jak w Piotrogrodzie panował Mikołaj II, w Paryżu najważniejszym cudzoziemcem pozostawał ambasador Rosji Aleksander Izwolski i on też skutecznie torpedował wszystkie podejmowane przez Dmowskiego zabiegi, mające na celu pozyskanie rządów Francji i Anglii dla sprawy polskiej.
Przez pierwsze dwa lata wielkiej wojny, problem Polaków i ich niepodległościowych dążeń egzystował na marginesie polityki zmagających się mocarstw.
Wydawać się mogło, iż na próżno legioniści z I, II i III Brygady walczyli pod Mołotkowem, Łowczówkiem, Konarami, Kościuchnówką, na polach Wołynia i Bukowiny. A jednak ich ofiara nie okazała się zbyteczna, dowiodła bowiem, że polscy żołnierze potrafią walczyć i ewentualne powołanie milionowej armii ochotniczej z terenu Królestwa (co było realne) może stać się ciosem zdolnym powalić na kolana mocno już osłabioną Rosję.
Koła rządzące Niemiec i Austro-Węgier zdawały sobie jednak sprawę, że Polacy nie pójdą na front dopóty, dopóki wokół sprawy restauracji ich państwa panować będzie głucha cisza. Wyraźnie dawał to odczuć swoją postawą Piłsudski, który już w sierpniu 1915 r. zakazał dalszego werbunku do Legionów, a w rok później demonstracyjnie ustąpił ze stanowiska dowódcy I Brygady.
Akt 5 Listopada
Po długich wahaniach Berlina i Wiednia, 5 listopada 1916 r. generał-gubernatorzy: niemiecki w Warszawie i austriacki w Lublinie ogłosili manifest dwóch cesarzy, stwierdzający, iż z ziem „wydartych panowaniu rosyjskiemu”, zostanie utworzone „państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem”.
Równocześnie jednak nowy organizm pozostawać miał w bliżej nieokreślonej „łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami”. Polska miała zatem odrodzić się jako państwo buforowe, zależne od zachodniego sąsiada i stanowiące jeden z elementów składowych niemieckiej Mitteleuropy.
Akt 5 listopada nie mógł zadowolić działaczy niepodległościowych, ale też trudno nie uznać go za moment przełomowy w porozbiorowych dziejach sprawy polskiej. Po raz pierwszy bowiem od czasów kongresu wiedeńskiego państwa zaborcze uznały prawo Polaków do ukonstytuowania się we własne państwo.
W następnych miesiącach wydarzenia toczyły się już coraz szybciej, przybliżając chwilę, o której marzyło kilka pokoleń. W marcu 1917 r. w Rosji wybuchła rewolucja, która położyła kres imperium Romanowych. Rosja formalnie wciąż jeszcze uczestniczyła w wojnie, ale w praktyce żołnierze bardziej zajmowali się już wiecowaniem niż walką. Tymczasem 6 kwietnia do wojny przeciw państwom centralnym przystąpiły Stany Zjednoczone.
Te dwa fakty zmieniły zupełnie dotychczasowe położenie i taktykę głównych polskich obozów politycznych. Piłsudski doszedł szybko do przekonania, że dalsze pozostawanie w skazanym na klęskę obozie niemiecko-austriackim i zasiadanie w pozbawionej de facto wszelkich kompetencji marionetkowej Tymczasowej Radzie Stanu Królestwa Polskiego jest drogą donikąd. Dlatego też z jego polecenia, w lipcu 1917 r., większość żołnierzy I i III Brygady Legionów odmówiła złożenia przysięgi wierności niemieckiemu i austriackiemu dowództwu.
W odpowiedzi Niemcy aresztowali Piłsudskiego i osadzili w twierdzy magdeburskiej, gdzie przyszło mu spędzić kilkanaście następnych miesięcy. Został w ten sposób czasowo wyłączony z gry, ale legenda, jaka otoczyła jego irredentystyczną działalność, jak też pozostawieni w kraju współpracownicy sprawili, iż w listopadzie roku następnego był praktycznie jedynym polskim politykiem zdolnym do tego, by stanąć na czele odradzającego się państwa.
Nadzwyczaj korzystne perspektywy
Rewolucje w Rosji – najpierw lutowa, a następnie październikowa – otworzyły Dmowskiemu drzwi do gabinetów przywódców mocarstw zachodnich. Zorganizowany przezeń w sierpniu 1917 r. Komitet Narodowy Polski został wkrótce uznany przez Anglię, Francję, Włochy i USA za oficjalne przedstawicielstwo narodu polskiego.
Perspektywy polskich aspiracji niepodległościowych w ostatnim roku wojny przedstawiały się – po raz pierwszy od ponad stu lat – nadzwyczaj korzystnie.
W kraju abp Aleksander Kakowski, książę Zdzisław Lubomirski i Józef Ostrowski, tworzący Radę Regencyjną, systematycznie wymuszali na słabnących okupantach ustępstwa, budując podstawy polskiej administracji, szkolnictwa i sądownictwa. Natomiast na Zachodzie Dmowski i Paderewski przekonywali zwycięzców wojny o konieczności przyznania przyszłej Polsce dostępu do morza, a także Górnego Śląska, Wielkopolski, Wołynia, Galicji Wschodniej i wielu innych ziem.
W polityce zdarza się niekiedy, że do tego samego celu dąży się działając w bardzo różny, a niekiedy wręcz przeciwstawny sposób. Dopiero po upływie dłuższego czasu, gdy opadną już emocje, a bohaterowie wydarzeń opuszczą scenę, rzeczywisty sens ich działań staje się bardziej klarowny, zaś skutki zaskakująco zbieżne. Zagorzali przeciwnicy okazują się wówczas bojownikami jednej sprawy, chociaż żaden z nich – a często także ich następcy i kontynuatorzy – nie są zdolni do uznania tego faktu.
Za sprawą szczególnego zbiegu okoliczności na arenie międzynarodowej, sytuacja tego rodzaju miała miejsce przy okazji narodzin II Rzeczypospolitej, poprzedzonych wieloletnimi i na pierwszy rzut oka całkowicie sprzecznymi ze sobą wysiłkami różnych polskich ośrodków politycznych.
Dwutorowość polskiej polityki, która zrazu zdawała się być kolejną tragedią narodowych omyłek, w swym końcowym rezultacie okazała się rozwiązaniem najlepszym z możliwych.
Antoni Dudek