Skip to main content

Birmingham, Nottingham, a wkrótce niemal połowa brytyjskich hrabstw. Zadłużają się, podnoszą podatki, tną usługi, a na końcu toną pod stertą nieodebranych śmieci. Kiedy w Wielkiej Brytanii bankrutuje hrabstwo, nie robi tego po cichu – konsekwencje są bolesne, długofalowe i dotykają każdego mieszkańca.

Co się dzieje, gdy lokalne władze popadają w finansowy niebyt? Na ulicach pojawiają się stosy śmieci, transport publiczny się kurczy, usługi zdrowotne wydłużają czas oczekiwania do granic absurdu, a opieka społeczna staje się pustym hasłem. To rzeczywistość, która dzieje się na oczach mieszkańców Birmingham, Nottingham i wielu innych miast, które znalazły się na skraju bankructwa.
A to dopiero początek.

Według raportów National Audit Office, w 2025 roku niemal 43% brytyjskich hrabstw może stanąć w obliczu niewypłacalności. Deficyt budżetowy sięga 4,6 miliarda funtów, a coraz większa część budżetów lokalnych (58%) idzie na opiekę społeczną. Problem w tym, że pieniędzy na nią brakuje, bo Londyn nie kwapi się z podniesieniem finansowania centralnego, a jednocześnie wymusza cięcia i oszczędności.

Hrabstwa ratują się podwyżkami podatków. Efekt? Mieszkańcy płacą więcej i dostają mniej. W Londynie, Manchesterze i Birmingham ludziom rosną rachunki, ale życie nie staje się ani tańsze, ani prostsze. W szpitalach brakuje personelu, karetki docierają z opóźnieniem, a operacje przeciągają się w czasie. Na domiar złego, cięcia w budżetach miast uderzają w codzienność – mniej autobusów na trasach, mniej policjantów na ulicach, więcej śmieci na chodnikach.

Bankructwo miasta to nie stan tymczasowy – to droga w jedną stronę. Kiedy Birmingham oficjalnie ogłosiło niewypłacalność w 2023 roku, miasto niemal natychmiast zamieniło się w poligon doświadczalny chaosu. „Wszędzie leżały śmieci, szczury hasały po ulicach, a urzędnicy powtarzali, że to przejściowe trudności” – wspomina jeden z mieszkańców.

W teorii samorządy powinny szybko się odbudowywać. W praktyce toną w ciężarze kolejnych zobowiązań i przerzucają koszty na ludzi. Podniesienie podatku lokalnego? Oczywiście. Opłaty za parkowanie w górę? Naturalnie. Likwidacja placówek opiekuńczych i ograniczenie programów dla seniorów? Standard.

Z problemem zmagają się wszyscy, ale nie wszyscy w równym stopniu. Najmocniej obrywają ci, którzy najbardziej polegają na usługach publicznych. Osoby starsze, niepełnosprawne, rodziny z dziećmi. Cięcia budżetowe nie uderzają w urzędników na wysokich stanowiskach, ale w tych, którzy potrzebują realnej pomocy.

Jakie są perspektywy? Brytyjski rząd, zamiast rozwiązywać problem, obiecuje reformy i każe lokalnym władzom „radzić sobie”. Tymczasem kolejne miasta balansują na skraju. Gdy upada hrabstwo, ludzie tracą realnie – mniej opieki, mniej usług, więcej problemów.

To już nie jest pytanie, czy kolejne hrabstwa wpadną w spiralę długu. Pytanie brzmi: kiedy. I kto zapłaci rachunek.

 

 

Maciej Chrościelewski