
Metal Gear w czasach swojej świetności odznaczało się doskonałym połączeniem fotorealistycznych (jak na tamte czasy) cutscenek, gry aktorów głosowych oraz dynamicznych ujęć, co razem tworzyło mieszankę, która spokojnie mogłaby być wyświetlana na ekranach kin. Do tego marka fabularnie dotyka tematów, które nie były zbyt popularne w grach – wojny nuklearnej czy dzieci-żołnierzy – i stawiała filozoficzne pytania, jednocześnie maskując je lekko nietypowym humorem. Zdarzało się przebijanie czwartej ściany i zmuszanie graczy do poszukiwania nietypowych rozwiązań zagadek.
Jednak w 2015 roku nadszedł wstrząs dla fanów MGS-a, bo jej pomysłodawca i twórca, Hideo Kojima, w dość niejasnych – i jak się później okazało też raczej nieprzyjemnych okolicznościach – odszedł ze swojej macierzystej firmy, Konami, jednocześnie pozostawiając markę w ich rękach. Plotki głoszą, że pomysły Kojimy na kolejne gry były po prostu coraz droższe, a Konami nie było przekonane czy chce wykładać zawrotne sumy rzędu 80 milionów dolarów. Bez pomysłów i przywództwa Kojimy od tamtej pory nie pojawiła się żadna nowa gra z tego cyklu – aż do teraz, kiedy to 10 lat później na rynek trafia remake Metal Gear Solid 3.
Ostatnie lata w branży są co najmniej dziwne. Mamy budżety gier AAA oscylujące wokół astronomicznych kwot, a jednocześnie coraz większą powtarzalność i recycling pomysłów, którymi gracze są coraz bardziej zmęczeni. Jednocześnie sięgają oni albo po gry niezależne, albo – przyciągani zapewne siłą nostalgii za czasami, kiedy wszystko było lepsze – po kolejne remastery i remake’i najbardziej kultowych tytułów. Wiele studiów i wielu wydawców zdążyło już zauważyć ten trend i chętnie takowe remastery przygotowują, jedne lepsze, inne gorsze, wręcz „leniwie” zrobione – a czasem stworzone bezczelnie, na bazie całkiem niedawno wydanych tytułów, które wcale remasterów nie potrzebowały.
W przypadku MGS3 odpada na szczęście zarzut bycia zbędnym remakiem, wręcz przeciwnie – gracze chwalą wybór z racji kultowości tytułu i specyfiki jego fabuły. Wiele osób, które miały już okazję zagrać w ten tytuł chwali też poprawioną oprawę graficzną i dźwiękową oraz „bycie bardzo wiernym odtworzeniem”. Jeden z jutuberów stwierdził wręcz, że póki co Konami bez Kojimy poradziło sobie całkiem dobrze. Jedyną osobą, która na pewno nie zagra w nową wersję jest sam Kojima, który już oficjalnie wyśmiał taką ewentualność.