Skip to main content

Nintendo ma, lekko mówiąc, dziwną relację ze smartfonami. Próbowali się wgryźć w rynek gier premium, aby nie podołać zadaniu i wycofać się z tematu niemalże w 100%. Jednakże nie mogą tego uczynić, chociaż aż chciałoby się, aby to zrobili.

Wszystko z powodu sukcesu Switcha, no i naszych czasów. Klienci oczekują możliwości operowania pewnymi zadaniami dotyczącymi konsoli z poziomu smartfona, więc coś jest potrzebne. Nintendo jednak sprawy nie ułatwiło i zamiast jednej aplikacji… Cóż, wystarczy powiedzieć, że na telefonie się zrobiło naprawdę ciasno.

Nintendo zaśmieca smartfony, ale rodzice się cieszą. O co chodzi?

Nintendo Switch app, Nintendo Music, Nintendo Today, sklep. W zależności od sytuacji jeszcze Kontrola Rodzicielska Nintendo. Każda z tych aplikacji ma jeden, wyraźnie wydzielony cel, ale wrażenie jest takie, jakby Nintendo rozbiło jeden spójny ekosystem na kilka puzzli i kazało użytkownikom samodzielnie ułożyć obrazek w spójną całość. To rozwiązanie wydawało mi się do tej pory szalenie nierozsądne i koszmarnie irytujące, lecz zacząłem czytać komentarze rodziców na ten temat i trochę zmieniło mi się podejście, a przynajmniej ujrzałem tę sytuację w nowym świetle.

Z mojej perspektywy, strasznie męczące jest to, że zamiast centrum dowodzenia mam szereg kilku aplikacji stworzonych do konkretnego zadania. Nie tylko przez to muszę przełączać się pomiędzy różnymi programami, lecz i każde niesie ze sobą swoje problemy. Co więcej, niektóre z nich są pozbawione charakteru, który zgubiły po wycięciu ze starszych konsol (choćby statystyki z Nintendo 3DSa są teraz dostępne w Nintendo Store app. Na konsolce były ładną książką z uroczą oprawą. Teraz są kolejnymi słupkami). Do tego czemu w muzyce nie ma w ogóle słowa o autorach tych utworów i czemu jestem zasypywany playlistami zamiast albumami podanymi w całości?

I o ile część moich argumentów po prostu się broni, bo Nintendo powinno przestać z brakiem szacunku do swoich artystów (serio, brak autorów muzyki?! Absurd) i to jest fakt, tak gdy wchodzimy w realia domów, w których są dwie, trzy, czasem więcej konsol, osobne narzędzia nagle przestają być fanaberią. Aplikacja do kontroli rodzicielskiej obsługuje do ośmiu urządzeń i działa równolegle ze „starym” Switchem i Switchem 2. Do tego dochodzi GameChat — nowa funkcja głosowego i wideo czatu, którą można aktywnie zarządzać z telefonu: godziny, z kim, na jakich zasadach. To nie jest drobiazg, jeśli dzieci grają w różnych grach, na różnych profilach, a domowe reguły mają być egzekwowane automatycznie.

Czytaj dalej poniżej

Rodzicielski punkt widzenia wyjaśnia też, czemu Nintendo separuje role. „Jedna aplikacja do wszystkiego” brzmi dobrze z mojej perspektywy, lecz innym jest wygodniej „zarządzać” dozwolonymi appkami, gdy są podzielone.

„Czterolatek może cieszyć się muzyką, ale wiadomości by go zdezorientowały. Mogę chcieć dać starszemu dziecku dostęp do aplikacji konsolowej, ale nie chcę, żeby miało dostęp do sklepu. Itd. A aplikacja kontroli rodzicielskiej spina to wszystko w całość.” – pisze użytkownik enc0re

W praktyce łatwiej utrzymać prosty, wyspecjalizowany moduł niż ciężką, monolityczną apkę, która musi naraz ogarniać zakupy, społeczność, zarządzanie kontem dziecka i multimedia.

Nintendo

Czy to „utrudnianie życia”, czy „szaleństwo z metodą”? Dla jednej grupy — tak, to rozproszenie i tarcie. Dla drugiej — porządek i kontrola, zwłaszcza tam, gdzie bezpieczeństwo jest ważniejsze niż wygoda. Prawda leży pośrodku: Nintendo ma powód, by układać swój mobilny ekosystem w elementach, ale musi zainwestować w integrację doświadczenia. Jedna ikona na ekranie startowym wciąż byłaby mile widziana — nawet jeśli pod nią żyją cztery oddzielne moduły. Wydaje mi się, że Nintendo ma zasoby do wymyślenia czegoś wygodniejszego.