Skip to main content

Nowa funkcja Microsoft Store wygląda niepozornie, lecz ma w sobie ten rodzaj elegancji, której Windowsowi często brakuje. W końcu można stworzyć jeden instalator obejmujący wiele aplikacji naraz — bez biegania po kolejnych podstronach i klikania „Zainstaluj”. To mały krok, który w praktyce zmienia rytuał konfiguracji komputera.

Od lat użytkownicy Windowsa po cichu marzyli o systemowym odpowiedniku Ninite — narzędzia, które jednym zamachem instaluje zestaw podstawowych programów. Do tej pory Microsoft oferował jedynie klasyczne podejście: każda aplikacja miała własną stronę, własny przycisk i własny proces instalacyjny. Świeży komputer szybko zamieniał się w festiwal okienek instalatorów.

Nowa funkcja Store rozwiązuje ten problem w sposób zaskakująco dobry. Wystarczy wejść na wersję webową sklepu, zaznaczyć potrzebne aplikacje i kliknąć „Zainstaluj wybrane”. System automatycznie tworzy mały instalator EXE, który pobiera i instaluje programy po kolei w tle. Niby banał, ale skala oszczędzonego czasu jest spora, szczególnie gdy konfiguruje się kilka komputerów lub odtwarza środowisko pracy po formacie, jednak bez przywracania wszystkich danych i aplikacji.

16 aplikacji naraz

Microsoft ogranicza pakiet do 16 pozycji. Oficjalnie to kwestia nieobciążania serwerów; nieoficjalnie to typowy ruch ostrożnościowy — firma nie chce doprowadzić do sytuacji, w której użytkownicy masowo instalują dziesiątki dużych programów, a ich sklep zaczyna dławić. Raczej nikt by tego nie chciał.

Instalator działa w tle, nie generuje uciążliwych monitów, nie wymaga interakcji. W testach wykryto jednak jedno ograniczenie: funkcja nie jest jeszcze dostępna w aplikacji. Działa wyłącznie w przeglądarce. Ale i to powinno się kiedyś zmienić.

Czytaj dalej poniżej

Wersja poglądowa. Ale gigant nie mówi o tym szczególnie głośno

Jak wiele nowości Microsoftu, funkcja została wdrożona bez fajerwerków. Wypatrzono ją na X, w trakcie niezapowiedzianego testu na serwerach Store. Lista aplikacji ogranicza się obecnie do 64 pozycji dobranych przez Microsoft. To katalog dość podstawowy: narzędzia, komunikatory, aplikacje użytkowe. Wciąż nie jest to kompleksowy pakiet oprogramowania, którego potrzebuje typowy entuzjasta technologii.

Po kliknięciu „Zainstaluj wybrane” strona generuje plik EXE, a uruchomiony instalator:

  • komunikuje się ze Store,

  • pobiera aplikacje jedna po drugiej,

  • instaluje je bez udziału użytkownika.

Z punktu widzenia user experience to znaczące uproszczenie. Nie ma kolejek, nie ma ręcznego pobierania, nie ma wielokrotnej akceptacji zgód. I tak to powinno wyglądać od zawsze.

Warto jednak zauważyć jedną kwestię: funkcja instalacji wieloplikowej działa tylko dla aplikacji dostępnych natywnie w Store. Jeśli ktoś korzysta z pakietów spoza tego ekosystemu — przeglądarek, IDE, narzędzi dla deweloperów — wciąż musi uzupełnić brakujące elementy ręcznie. W beczce miodu mamy już nie jedną, a kilka łyżek dziegciu.

Czytaj również: Turbodoładowanie przeglądarki Microsoftu. Edge zyskuje super funkcję

Nowy standard dla Windows? To zależy od odwagi Microsoftu

Jeżeli Microsoft potraktuje tę funkcję poważnie i rozszerzy katalog aplikacji — najlepiej na wszystkie, może to zmienić sposób, w jaki konfigurujemy Windowsa. Jeden instalator, pełna automatyzacja, zero amatorskiej gimnastyki. Problem polega na tym, że firma wciąż balansuje między otwartością a ostrożnością. 64 aplikacje to za mało, by mówić o przełomie.

Drugi czynnik to aplikacja Store, która nie wspiera jeszcze tej funkcji. Dopóki użytkownik musi korzystać z przeglądarki, dopóty jest to ciekawostka, a nie realna zmiana. Ale mimo to trudno nie poczuć, że kierunek jest właściwy. To pierwszy krok w stronę systemu, który nie męczy użytkownika, tylko go wyręcza.