Na początku 2008 roku – niedługo po przejęciu władzy po raz pierwszy – premier Donald Tusk miał ważne przemówienie programowe na warszawskiej giełdzie. Zapowiedział wtedy „niezwykle ambitny program” mający na celu prywatyzację 740 spółek skarbu państwa w latach 2008-2011.
– Prywatyzacja ma być także wielkim manewrem, którego celem jest odebranie władztwa biurokracji nad gospodarką – mówił wtedy szef naszego rządu.
Do roku 2014 było prawie 1000 prywatyzacji spółek skarbu. Głównie z branży chemicznej, energetycznej i transportowej. W sumie za 44 mld złotych, co było drugim w historii (po gabinecie Buzka) wynikiem prywatyzacyjnego rauszu w historii III RP.
Ale może Donald Tusk z lat 2008-2014 to jakiś zupełnie inny Donald Tusk niż ten z roku 2025. W końcu wiadomo, że tylko krowa nie zmienia poglądów. A polityk to przecież nie krowa.
Zobacz również:
Z granicą i klimatem było tak samo
Co jednak począć w sytuacji, gdy ów polityk zmienia zdanie – by tak rzec – notorycznie. A na dodatek próbuje nas wszystkich przekonać, że o żadnej zmianie nie ma tu przecież mowy. Co ja mówię – „próbuje”. Tusk i jego ludzie komunikują swoje polityczne wolty jako coś absolutnie naturalnego. W zasadzie niebyłego. A każdy, kto ośmiela się im te piruety wypominać, to wiadomo – „PiS-ior”, „hejter” i „ruska onuca”. Bo przecież oni zawsze…
Weźmy na przykład politykę wobec wschodniej granicy Rzeczypospolitej. I spójrzmy na pozycje, na jakich stał w tym temacie Donald Tusk z roku 2023 i na jakich stoi dziś. Czy jego droga od potępienia rządu PiS za budowę zapory czy pushbacki do wielkiego zwolennika budowy zapory dopuszczającego konieczność stosowania pushbacków nie jest aby zbyt gwałtowna jak na rozsądne standardy?
A polityka klimatyczna? Czy Donald Tusk zasiadający czasie tworzenia tejże polityki klimatycznej przez Europejską Partię Ludową w ścisłych władzach tej samej Europejskiej Partii Ludowej może dziś – jak gdyby nigdy nic – twierdzić, że ta sama polityka klimatyczna jest dla Polski absolutnie niekorzystna?
Zobacz również:
Albo stosunek do demokracji. Nietrudno znaleźć nagrania oraz wypowiedzi – często bardzo świeże – na których Tusk (na przykład w roku 2021 czy 2022) mówi, że istnienie krytycznych wobec władzy mediów i poszanowanie praw mniejszości są warunkami koniecznymi dla istnienia demokracji.
Cztery lata później dżentelmen nazwiskiem Tusk i o imieniu Donald sam inicjuje posunięcia, których celem jest zniszczenie krytycznych wobec władzy mediów. I domaga się od swoich ministrów rozprawienia się z największą partią opozycyjną w rządzonym przez siebie kraju.
Putin dobry, Putin zły
Mało? No to może jeszcze stosunek do Rosji? Trzeba mieć doprawdy pamięć jętki jednodniówki, by nie pamiętać, jak w latach 2005-2010 prezydent Lech Kaczyński namawiał kierowaną przez Tuska opozycję (a potem jego rząd) do zbudowania jednolitego frontu, który nakłoni Zachód do polityki twardego kursu wobec Rosji. Co na to odpowiadała tuskowa opozycja (a potem władza)?
Otóż pukała się wymownie w czoło sugerując, że Kaczyński jest rusofobem, zwolennikiem trzeciej wojny światowej i wręcz przypadkiem do leczenia klinicznego. Oczywiście dziś Tusk sam siebie przedstawia jako jedynego niezłomnego, który nigdy nie miał wobec Putina złudzeń. Prorosyjscy są zaś w tej opowieści oczywiście PiS-owcy.
I tak dalej, i tak dalej.
Zobacz również:
Zdanie zmienić można, ale…
Ale nie chodzi tylko o zmianę. Samą ewolucję poglądów dałoby się jeszcze jakoś zrozumieć. I nie byłaby ona taka zła. Tusk repolonizator to przecież lepszy Tusk od depolonizatora. Problem w tym, że uśmiechnięci malują nam przed oczami rzeczywistość alternatywną – niezgodną ze stanem faktycznym – to świat, w którym oni zawsze byli przeciwko prywatyzacji, ale to ci źli PiS-owcy wszystko na złość wyprzedali.
To Tusk był zawsze przeciw narzucaniu Polsce pakietów klimatycznych oraz straszeniu „płonącą planetą”, ale to Morawiecki z Kaczorem się uparli i tak długo zabiegali u von der Leyen, że ta się w końcu łaskawie zgodziła by Polacy mieli droższy prąd.
Krótko mówiąc, uśmiechnięci serwują nam fakty alternatywne, niemające pokrycia w rzeczywistości. Robią to nie w imię sprawy, ale dlatego, że tak im akurat wygodnie. Wczoraj byli depolonizatorami, dziś są repolonizatorami, a kim będą jutro? Tu dochodzimy do kwestii ich wiarygodności. Oraz do pytania „czy jeżeli ktoś tak łatwo zmienia zdanie w kluczowych kwestiach (a potem twierdzi, że nie zmieniał), to czy jest jakaś gwarancja, że za miesiąc, kwartał albo rok znów nie będzie kimś zupełnie innym?”.
I znów będzie nam wmawiał, że on przecież zawsze.
Władza jest ważna. I Tusk umie ją zdobywać. Czy jednak kiedykolwiek wiedział, po co ją zdobył. I dokąd chce poprowadzić kraj, na czele którego stoi? Powiadają, że jeśli nie wiesz, dokąd chcesz dotrzeć, to nigdy tam raczej nie dojdziesz. Coraz częściej widać znów jak na dłoni, że ta bezideowość jest jedyną niezmienną cechą środowiska tuskowej Platformy.
Rafał Woś