Nowa wersja Vivaldi — zgodnie z oczekiwaniami — trafiła do użytkowników. 7.7 nie próbuje rewolucjonizować Sieci, ale za to stara się usunąć rzeczy, które codziennie spowalniają pracę użytkowników. Jak na segment minimalistycznych interfejsów, idzie to tej przeglądarce całkiem dobrze.
Vivaldi 7.7 wprowadza funkcję, która powinna istnieć w przeglądarkach wszystkich konkurentów: przenoszenie całych okien wraz z ich strukturą, stosami kart i układem między urządzeniami. Z jednego kliknięcia możesz przełożyć pełną sesję roboczą z komputera w pracy na ten domowy. To rzeczowo zaprojektowana funkcja, choć ma swoje oczywiste ograniczenie — przenoszenie okien z setkami kart potrafi przydusić sprzęt. Przeglądarka uczciwie o tym informuje, zamiast udawać, że systemy operacyjne działają na nieograniczonych zasobach.
Pełny podgląd innych urządzeń
Dostęp do kart z innych komputerów działa zaskakująco intuicyjnie. W przypadku Vivaldi widzisz dokładny stan pracy na drugim urządzeniu. To jest ten poziom pracy z przeglądarką, gdzie nie odczuwasz nijak różnicy w działaniu efektów Twojej pracy — niezależnie od tego, gdzie jesteś. Trochę, jakbyś obsługiwał coś w stylu menedżera sesji.
Nowy panel prywatności robi porządek z chaosem. Zamiast ukrytych liczników i niezrozumiałych list filtrów dostajesz przejrzyste zestawienie: ile trackerów i reklam zostało zablokowanych oraz na jakich stronach obowiązują wyjątki. Przeglądarka pokazuje też, ile przepustowości i czasu zostało realnie oszczędzone — to mały szczegół, ale pozwala zrozumieć, co faktycznie robią te wszystkie mechanizmy chroniące nas przed „syfem” w Internecie.
Więcej kontroli, ale bez filozofii
Privacy Dashboard daje wskazówki wtedy, kiedy są potrzebne, i nie przeszkadza, gdy wszystko działa. Wiele przeglądarek ma z tym problem: albo chowają ustawienia zbyt głęboko, albo zarzucają użytkownika technikaliami. Ekran startowy Vivaldi też przeszedł transformację. Widgety i Speed Dial nie są już dwiema osobnymi koncepcjami — można je dowolnie mieszać, powiększać, przesuwać. Pogoda obok RSS-ów, RSS-y obok folderów ulubionych stron, a wszystko w jednej siatce.
Układ przypomina bardziej mini-dashboard niż klasyczną stronę startową. Jest miejsce zarówno na szybkie skróty, jak i kontekstową informację: prognozę pogody, listę zadań czy najczęściej odwiedzane witryny.
Personalizacja bez limitów
Rozkład widgetów można swobodnie modyfikować — zmieniać rozmiar, przenosić między sekcjami, tworzyć własne kompozycje. To odpowiedź na coś, co użytkownicy Vivaldi od lat powtarzali: że funkcje to jedno, ale ergonomia jest równie ważna. Teraz strona startowa daje poczucie „swojego miejsca”, nie tylko kolejnego pustego ekranu.
Nowa sekcja wydajności w ustawieniach to jedno z najpraktyczniejszych usprawnień. Funkcja oszczędzania pamięci pozwala decydować, jak agresywnie przeglądarka ma usypiać nieaktywne karty — od lekko zachowawczego podejścia po mocne oszczędzanie RAM-u. Można też wykluczyć wybrane karty, np. przypięte komunikatory czy panele sterujące.
Tego właśnie brakowało szczególnie na starszych maszynach i laptopach z ograniczoną pamięcią. Nie zmienia wrażeń podczas pracy, a redukuje to, co najczęściej zabija płynność: dziesiątki kart w tle, o których zapomina wielu z nas. Ja również.
Czytaj również: Producenci przeglądarek niezadowoleni z nowego systemu Apple
Mniejsze zmiany, które poprawiają pracę
Oprócz głównych nowości zaktualizowano także kilka elementów interfejsu. Panel poczty zyskał lepszą czytelność, strona „about” została kompletnie przeprojektowana, a użytkownicy macOS mogą przestać irytować się z błędem przeciągania kart między oknami. Można także importować hasła z plików tekstowych, a pod maską działa teraz Chromium 142.

