- Z terenów zrujnowanych przez ostatnią powódź płyną dramatyczne apele o przyspieszenie działań pomocowych rządu. Włodarze gmin przez dwa tygodnie nie mogli doprosić się pieniędzy potrzebnych na odbudowę
- — Przelew na wnioskowaną kwotę 17 mln dotarł dopiero w ten poniedziałek po południu. Kolejna transza – 1 mln zł w czwartek. Wypłaty wreszcie ruszyły — przyznaje w rozmowie z Onetem burmistrz Lądka-Zdroju, ale to dopiero kropla w morzu potrzeb
- Za opóźnienia powodzian przepraszał wojewoda dolnośląski. Włodarze gmin korzystają z pomocy wojska i wolontariuszy, ale apelują o oddelegowanie do nich pracowników socjalnych, bo na miejscu brakuje rąk do pracy
- Z kolei w KPRM, gdzie stworzono dwa nowe departamenty, które mają zająć się odbudową po powodzi. Zatrudniono w nich już łącznie dwoje dyrektorów i troje wicedyrektorów, to ludzie z otoczenia ministra i Platformy Obywatelskiej
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Sytuacja powodziowa na południowo-zachodnich terenach Polski była dramatyczna. Żywioł, który nawiedził je w połowie września, spustoszył wiele miejscowości, pozbawiając ludzi dachu nad głową, niszcząc sieci kanalizacyjne, gazociągi i naziemną infrastrukturę: mosty, drogi, boiska do gry.
Już wtedy można było przypuszczać, że odbudowa tych miejsc może potrwać nawet latami. I że będzie potrzeba na nią olbrzymich środków. Żeby potrzeby, jakie wyniknęły z powodzi skoordynować z tym, co rząd powodzianom może zapewnić, premier Donald Tusk powołał pełnomocnika ds. odbudowy. Ściągnął wtedy z Brukseli świeżo upieczonego europosła, a wcześniej ministra MSWiA Marcina Kierwińskiego.
Superminister w rządzie Donalda Tuska
Kiedy pod koniec września przyjmował nominację, podkreślał: — To jest proces, który się rozpoczyna. Natomiast to jest proces, który musi przebiegać bardzo sprawnie i bardzo szybko.
Dodawał, że jego rolą będzie skoordynowanie wszystkich prac instytucji państwowych, że liczy na współpracę z wojewodami i ministerstwami. Zdradził, że będzie miał aparat wykonawczy w formie zespołu, który będzie z nim pracował w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Rzeczywiście w KPRM powstał Zespół do spraw odbudowy po powodzi. Ale oprócz tego w KPRM powstały także dwa departamenty, których zadania związane są z wrześniową powodzią.
Zatrudnionych jest w nich łącznie 13 osób, w tym minister i pięciu dyrektorów. Tyle jest etatów, ale drugie tyle osób wykonuje zadania w ramach delegowania ich z innych jednostek administracji rządowej.
Departament od planowania i koordynacji. Zaciąg ludzi z MSWiA
Departament Planowania i Koordynacji Odbudowy (DPIKO), jak wskazuje nazwa, ma za zadanie planować i koordynować prace nad planami odbudowy czy wydatkowaniem środków. Ale wśród zadań jest także: „obsługa sekretarska Ministra — Członka Rady Ministrów Marcina Kierwińskiego oraz Sekretarz stanu Magdaleny Roguskiej”. Ministra Roguska była szefową gabinetu politycznego Marcina Kierwińskiego, gdy ten był ministrem MSWiA. Teraz działa z nim w zespole ds. odbudowy.
Dyrektorem tego departamentu jest Mateusz Matejewski. W ubiegłym roku był jeszcze dyrektorem Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami na warszawskiej Woli. Kiedy Marcin Kierwiński został szefem MSWiA, ściągnął go do resortu na stanowisko dyrektora generalnego.
Matejewski pracował w administracji publicznej od 1999 r. Za czasów koalicji PO-PSL był szefem Centrum Usług Wspólnych podlegającemu kancelarii premiera Donalda Tuska.
Jego zastępcą w DPiKO jest Bartosz Czyczyn, którego szefem do niedawna także był minister Kierwiński. Czyczyn był dyrektorem Departamentu Kontroli w MSWiA. Podobne stanowisko miał w MSW za czasów rządu PO-PSL.
Departament od monitorowania i współpracy. W nim nowy rzecznik ministra Kierwińskiego
W KPRM powstał też Departament Współpracy i Monitoringu Odbudowy (DWiMO). Ma śledzić postęp prac i ich terminowość. A także odpowiadać za kontakty z organami administracji rządowej, samorządami czy organizacjami pozarządowymi. I obsługiwać wspomniany wcześniej Zespół do spraw odbudowy po powodzi.
Tu utworzone zostały trzy dyrektorskie stanowiska. Szefową departamentu jest Katarzyna Jędruszczak, która po zmianie władzy (15 grudnia) została dyrektorem generalnym urzędu wojewódzkiego w Warszawie.
Wcześniej, w latach 2007-2015 była pracownikiem Mazowieckiej Jednostki Wdrażania Programów Unijnych. Następnie w latach 2015-2016 pełniła funkcję Naczelnika Wydziału Kultury i Promocji dla Dzielnicy Targówek m. st. Warszawy. Od 2016 do 2018 r. była wicedyrektorką w Mazowieckim Biurze Planowania Regionalnego w Warszawie. Od 2018 roku pracowała na stanowisku Zastępcy Dyrektora Departamentu Nieruchomości i Infrastruktury w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego w Warszawie.
W urzędzie wojewódzkim nie przepracowała nawet roku, pod koniec września trafiła do KPRM. Jest wiązana z mazowieckimi strukturami Platformy Obywatelskiej. Przypomnijmy, że szefem wojewódzkich struktur partii jest szef KPRM Jan Grabiec, a tych warszawskich minister Kierwiński.
Zastępczynią Katarzyny Jędruszczak jest Anetta Mantiuk, która także, jak i ona do niedawna pracowała przy wojewodzie mazowieckim. Była dyrektorem Biura Obsługi Urzędu w MUW.
Na tym nie koniec. Na początku listopada drugim wicedyrektorem został Tomasz Kułakowski. To były dziennikarz TVN-u i Polsatu, ostatnio PR-owiec. Jak właśnie poinformował, będzie pełnił też funkcję rzecznika prasowego ministra Kierwińskiego.
Opieszała pomoc dla powodzian. „Dwa tygodnie nie mogliśmy się doczekać”
Minister w ostatnim tygodniu znalazł się w krzyżowym ogniu pytań dziennikarzy, po tym, jak ze strony powodzian i polityków opozycji zalała go fala krytyki. Na tereny dotknięte powodzią, mimo ogromnych potrzeb pomoc nie docierała tak szybko, jak oczekiwaliby tego mieszkańcy. Rozpatrywanie wniosków o wypłatę środków, które miały ułatwić prace naprawcze, zwłaszcza przed nadchodzącą zimą szły mozolnie, a pieniądze nie wpływały na konta gmin.
— Mieliśmy gotowe wnioski dotyczące tysiąca nieruchomości. Przez dwa tygodnie, mimo próśb i monitów nie mogliśmy doczekać się wypłaty środków, o które wnioskowaliśmy do rządu — mówi w rozmowie z Onetem Tomasz Nowicki, burmistrz Lądka-Zdroju.
— Przelew na wnioskowaną kwotę 17 mln dotarł dopiero w ten poniedziałek po południu. Kolejna transza – 1 mln zł w czwartek. Wypłaty wreszcie ruszyły — nie kryje ulgi burmistrz, choć to dopiero kropla w morzu potrzeb na Dolnym Śląsku.
W Głuchołazach na Opolszczyźnie pomoc nie dotarła wciąż do 90 proc. poszkodowanych mieszkańców. Mówił o tym w piątek na antenie RMF FM burmistrz tej gminy.
— Na tę chwilę pieniądze mamy, ale podkreślam — na tę chwilę — mówi Onetowi Artur Kotara, burmistrz Lewina Brzeskiego, który podczas powodzi został całkowicie zalany. Gmina dokonała na razie wypłat odszkodowań dla 155 wniosków z 700 już złożonych, 200 następnych czeka w kolejce. — Na ostatniej wideokonferencji z ministrem zaapelowałem o jeszcze większe uproszczenie procedury dotyczącej składania wniosków o pomoc finansową, żeby nie robiły się niepotrzebne zatory — opowiada burmistrz.
Opozycja krytykuje Marcina Kierwińskiego. „To taki minister-yeti”
O tym, że pomoc dla powodzian jest opieszała, grzmią od tygodnia także posłowie Prawa i Sprawiedliwości. W czwartek w Sejmie ministra Kierwińskiego z mównicy krytykował poseł PiS Paweł Hreniak. — Gdzie jest superminister, minister Kierwiński. To taki minister — yeti. Wszyscy o nim słyszeli, ale nikt go nie widział. Nie ma go ani tutaj, na Wiejskiej, nie ma go również na Dolnym Śląsku, a jak spotyka się z ludźmi, to tylko wybranymi, żeby nikt nie zadał mu trudnych pytań — podkreślał poseł.
Burmistrz Lądka-Zdroju, gminy, która była jedną z najmocniej dotkniętych powodzią, przyznaje, że nie ma zarzutów do tego, jak wygląda kontakt z samym pełnomocnikiem rządu. Że gdy czegoś gminie trzeba, załatwia sprawę. Burmistrz Nowicki przyznaje jednak, że wszystkie procesy związane z odbudową konsultuje z dwojgiem pełnomocników wyznaczonych do pomocy gminom przez wojewodę dolnośląskiego.
— Kiedy tylko czegoś potrzeba, dzwonię do nich i zgłaszam. To ludzie z Dolnego Śląska, znający teren, dobrze zorientowani więc dzięki temu sprawy idą do przodu – przyznaje burmistrz. — Na szczęście możemy też wciąż liczyć na pomoc wojska i wolontariuszy — opowiada Nowicki. Dodaje, że największe potrzeby to te związane z brakiem pracowników socjalnych.
„Powołanie struktury było konieczne”
Włodarze z Dolnego Śląska skupieni na pomocy mieszkańcom na miejscu nie chcą skupiać się na tym, co dzieje się w Warszawie i komentować czy pęczniejąca administracja w Warszawie im w czymkolwiek pomoże.
Po co w KPRM powstały dwa departamenty odpowiedzialne za tematy związane z odbudową po powodzi i czy zadań nie można było powierzyć jednemu? Oto zapytaliśmy ministra Marcina Kierwińskiego. Odpowiedzi na przesłane mu pytanie, udzielił drogą e-mailową wicedyrektor jednego z departamentów, o które pytamy, czyli jego nowy rzecznik prasowy.
Z grubsza rzecz ujmując, Tomasz Kułakowski tłumaczy, że departamenty powstały dwa, bo taka była konieczność. I że w ten sposób naprawiane są błędy poprzedników.
„Stworzenie tej struktury było niezbędne w związku z likwidacją przez rząd Prawa i Sprawiedliwości obrony cywilnej, co w czasie powodzi doprowadziło do braku systemu ochrony ludności” — odpowiada Onetowi rzecznik ministra.
W korespondencji zaznacza, że „do momentu wystąpienia powodzi we wrześniu 2024 r. w strukturach administracji rządowej – za wyjątkiem Wydziału Usuwania Skutków Klęsk Żywiołowych, funkcjonującego w Departamencie Ochrony Ludności i Zarządzania Kryzysowego w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji – nie było komórki koordynującej prace związane z działaniami odbudowy po powodzi.”
„Powołanie tej struktury było konieczne, by móc realizować zadania postawione przez Premiera Rządu RP” — kwituje Tomasz Kułakowski.
Kontakt z autorką: monika.walus@redakcjaonet.pl