Na Rafała Trzaskowskiego wylał się hejt, że w czasie kampanii miał skorzystać z pomocy psychologa. I zaczęły się drwiny – na prawicy i w komentarzach w sieci. Niektórzy chyba zapomnieli, czym naprawdę jest kampania wyborcza. – Robienie z tego problemu jest niepoważne i złośliwe – mówi naTemat Grzegorz Napieralski, kandydat w wyborach prezydenckich w 2010 r.
„To prawda, że Trzaskowski wziął do Końskich panią psycholog, żeby go przygotowywała?” – dopytywał Stanisław Tyszka, europoseł Konfederacji. Napisał to na X, z wymownym „uśmieszkiem” na końcu zdania. Szybko dołączyli inni. Daniel Obajtek, Krzysztof Stanowski i wiele przypadkowych osób, które podchwyciły ten wątek w sieci.
W zasadzie trudno uwierzyć, że prawie tydzień po debacie w Końskich ten wątek wciąż wraca. Rafał Trzaskowski zbiera po głowie, bo nagle rozniosło się, że w jego sztabie znalazł się psycholog.
„To nie słabość, tylko siła”
– To jest wojna psychologiczna. Korzystanie z pomocy psychologa nie świadczy o słabości, tylko o rozsądku i sile poszczególnych kandydatów. Nie wiemy oficjalnie, czy w innych sztabach poza kandydatem KO też angażuje się takich specjalistów – zauważa dla naTemat dr Konrad Maj, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS.
Nie oszukujmy się – kampania wyborcza to maraton. Momentami jazda bez trzymanki, podczas której możesz coś zyskać, albo jednym gestem wszystko stracić. Ten, kto próbuje to upraszczać, prawdopodobnie w ogóle nie wie, o czym mówi.
– Kampania prezydencka dla kandydatek i kandydatów jest bardzo ciężka, ponieważ wszystko skupia się wyłącznie na jednej osobie. Tu nie ma listy wyborczej jakiejś koalicji, SLD czy PSL. Jest jeden człowiek i cała uwaga skupia się na nim – przekonuje w rozmowie z naTemat Grzegorz Napieralski, który startował w wyborach prezydenckich w 2010 r. Dzisiaj występuje w roli posła.
W I turze 15 lat temu zdobył prawie 2,3 mln głosów i zajął trzecie miejsce spośród 10 kandydatów. To była jednak sytuacja wyjątkowa – wybory odbywały się po katastrofie smoleńskiej. – Trudna kampania, oby nigdy już się taka nie powtórzyła. Trzeba było bardzo ostrożnie dobierać reakcje, żeby nikogo nie urazić i nie naruszyć powagi sytuacji – wspomina Napieralski.
No i przede wszystkim… to były inne czasy. – Też było czuć presję i walkę, ale era social mediów dopiero się zaczynała. Były pytania, czy ten Facebook może bardziej pomóc, czy zaszkodzić? Jak się komunikować? Dzisiaj oczywiste jest, że trzeba nagrać rolkę, wrzucić zdjęcie, dodać do tego opis. Wtedy był stres, co z tego wyniknie – tłumaczy Napieralski.
– Obecność psychologa w sztabie w ogóle mnie nie dziwi – zaznacza dr Konrad Maj. – Specjaliści mogą brać udział w kreowaniu strategii działania pod kątem bezwzględności przekazu czy rozgrywania niektórych sytuacji. Kampania wyborcza to duże napięcie, ludzie często muszą odpowiadać na pytania, są zaskakiwani – przekonuje.
Napieralski porównuje to do sportu. – Przecież z takiej pomocy korzysta Iga Świątek, korzystają piłkarze naszej reprezentacji. I po prostu ludzie, którzy potrzebują pomocy w życiu zawodowym, rodzinnym. To jest coś, co jest normalne – dorzuca polityk.
Za każdym kandydatem stoi sztab ludzi – to żadna tajemnica. Dzisiejsze debaty też przypominają bardziej zawody w stylu… kto potrafi być sprytniejszy. Wszyscy widzieli, jak w Końskich Magdalena Biejat zabrała tęczową flagę Trzaskowskiemu, który schował ją pod swój pulpit. Zrobiła to, bo taką wskazówkę miała dostać na telefon od swojego sztabowca.
„Atakowanie za wszelką cenę to kuriozum”
Napieralski nie ukrywa, że do debat kilkanaście lat temu też szykował się ze sztabem specjalistów. Już nie pamięta dokładnie, czy był w nim również psycholog. Przyznaje, że trochę zazdrości, że dzisiaj kandydaci mogą mieć przy sobie notatki czy smartfona. I że on musiał siedzieć w fotelu i nie miał wygodnej mównicy.
– Robiliśmy różne scenariusze. Tam chodziło o dwóch liderów, Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Nie wiadomo było, który z nich przyjdzie lub nie przyjdzie. Pamiętam, że pracowaliśmy w takim miejscu na zapleczu siedziby partii. Budowaliśmy moją narrację na kilka wariantów – wspomina.
Psycholog, z którym rozmawiamy, twierdzi, że „atakowanie Trzaskowskiego za wszelką cenę to już jest kuriozum”.
– W tej kampanii niektórzy, zapominają, o czym my mówimy. Przecież chodzi o wybory na urząd prezydenta. Jakbyśmy traktowali to jak klasyczne miejsce pracy, zaczęlibyśmy od tego, co na tym stanowisku jest potrzebne. I chyba większość ludzi, kiedy nawet zapomnimy o nazwiskach kandydatów, powiedziałoby, że na tym stanowisku potrzebujemy kogoś, kto zna języki obce, ma doskonałe rozeznanie na scenie politycznej. Chciałbym, żeby Polacy, zastanowili się, zadali sobie proste pytanie, jakie kompetencje powinien mieć prezydent i ocenić pod kątem tych kompetencji wszystkich kandydatów – apeluje dr Maj.
Trzaskowski zbierał hejt przed debatą w Końskich, podobnie było po debacie w TV Republika, w której ostatecznie nie wziął udziału. – I bardzo dobrze, bo to jest bardzo nierzetelna i kłamliwa telewizja – stwierdza Napieralski, kiedy pytam o to, czy kandydat KO dobrze zrobił, rezygnując z tego starcia.
„Zawsze ktoś komuś przyłożył między oczy”
Czy to najbardziej brutalna kampania prezydencka, jaką pamiętamy? I czy naprawdę wszystkie chwyty są już dozwolone? – Zawsze tak było. Metody, komunikaty i narzędzia się zmieniają, ale zawsze było tak, że ktoś komuś przyłożył między oczy – przekonuje Napieralski.
– Jakbyśmy cofnęli się te 15 lat i zapytali Jarosława Kaczyńskiego, mnie, albo Waldemara Pawlaka czy tamta kampania była brutalna, to też powiedzielibyśmy, że jest ostro, atakują nas i dzieje się akcja – wyjaśnia były kandydat.
Psycholog też zauważa, że akurat Trzaskowski dostaje ciosy z każdej strony. – Jest atakowany dziwnymi memami, przeróbkami zrobionymi przez sztuczną inteligencję. Czasami pokazują go jak najgorsze zło, a człowiek jest tylko człowiekiem. Trzaskowski zwykle nie odbija piłeczki w tej najbardziej brudnej grze. W jego przypadku zaangażowanie psychologa w sztabie powinno być oczywiste – stwierdza.