
Szef rządu może jeszcze przechylić szalę na swoją stronę, jeśli naprawi swój błąd zaniechania. Dotąd stawiał bowiem jedynie na operacyjność działań. Prócz rzeczy oczywistej — uwiarygodnienia zagrożenia, czyli komunikacji faktów — na stole leży jeszcze pięć innych scenariuszy. Stawiając na jedną kartę, Tusk może jednak przelicytować, bo ryzyko płynie także ze strony niemieckiej.
W latach 2015-2023 rządy PiS prowadziły politykę ambiwalentną: z jednej strony weto wobec unijnych „kwot relokacji” pod hasłem „ani jednego muzułmańskiego uchodźcy”, z drugiej – bezprecedensowe ułatwienia wizowe dla Ukrainy, Gruzji czy Białorusi, dzięki którym liczba zezwoleń na pracę wzrosła z 65 tys. do ponad 800 tys. rocznie.
Równolegle powstała stalowa zapora na granicy z Białorusią i zalegalizowano push backi, choć jesienią 2023 r. rząd ugrzązł w aferze „wiz humanitarnych”, którą próbował zrzucić na pośredników. Retoryka „mury dla muzułmanów, serce dla Ukraińców” maskowała strukturalny brak strategii integracyjnej: państwo przyjmowało rekordowe liczby cudzoziemców, ale chwaliło się „zerowym przydziałem relokowanych”.
Konsekwencją tej schizofrenii jest dzisiejszy spór o readmisje .
O ile formalna procedura dublińska dotknęła w minionych 14 miesiącach niewiele ponad 1 tys. osób, o tyle tzw. mobilne kontrole Bundespolizei spowodowały zawrócenie przeszło 10 tys. ludzi – decyzją funkcjonariusza, w ciągu kilkudziesięciu minut, często na moście granicznym.
Strumień w drugą stronę praktycznie nie istnieje, dlatego Warszawa czuje się buforem bezpieczeństwa Berlina. PiS i Konfederacja od miesięcy malują rząd jako „miękki” w sprawie migracji. KO pozwoliła przeciwnikom wyznaczyć ramę sporu, choć realne liczby nie uzasadniały alarmu.
PiS kontra Konfederacja: licytacja na „mur”
Wątek natychmiast podchwyciła prawica i od razu ogłosiła tryumf: „Spóźniona kapitulacja Tuska wobec problemu, który my sygnalizowaliśmy od dawna” – grzmiał w mediach były szef MSWiA Mariusz Błaszczak.
Brak jasnej narracji rządu wykorzystują radykalni aktywiści. Robert Bąkiewicz, twórca Marszu Niepodległości, ogłosił obywatelskie patrole „Strażników Odry”. W mediach społecznościowych wzywa sympatyków, by „sprawdzać” busy i informować Straż Graniczną o każdym „podejrzanym”. Policja zapowiada ściganie samozwańczych kontroli, ale lokalne komendy nie chcą eskalować fizycznych konfrontacji.
Prawo i Sprawiedliwość, które przez lata budowało wizerunek obrońcy granic, błyskawicznie ogłosiło, że Tusk „spóźniony” i „przyznał nam rację”. Jarosław Kaczyński objeżdża dziś powiaty lubuskie z przekazem: skoro premier wraca do szlabanu, to dlaczego nie zrobi tego na stałe?
Konfederacja odpowiedziała wyższą stawką – Krzysztof Bosak i Krzysztof Tuduj domagają się nie tylko nieograniczonych kontroli, ale też ograniczenia wiz pracowniczych. Tak powstał front prawicy, na którym PiS chce pokazać umiarkowanie, a Konfederacja – absolutyzm.
Teoretycznie Tusk przejął ich temat – czyli teraz to on będzie dyktować narrację. Hipotetycznie taka decyzja rządu zdejmuje temat granicy z politycznej agendy PiS; premier odbiera opozycji monopol na hasło „bezpieczna granica”. W założeniu owszem, ale i tak będzie w tym mniej wiarygodny dla elektoratu prawicowego.
Czy Tusk naprawdę „dał się wciągnąć”?
Tak – medialna porażka premiera.
Premier ogłosił, że od 7 lipca do 5 sierpnia wracają całodobowe kontrole paszportowe na 42 drogowych i kolejowych przejściach z Niemcami oraz Litwą. Oficjalne uzasadnienie: „symetria” wobec niemieckich patroli i „uszczelnienie szlaku nielegalnej migracji”. Formalnie to tylko „czasowe przywrócenie odpraw paszportowych”, ale gest wybrzmiał jak cofnięcie Schengen.
Dodatkowo Frontex podaje, że w I połowie 2025 r. przepływ osób z Polski do Niemiec spadł o 27 proc. rok do roku, dlatego nawet część sympatyzujących publicystów uznała komunikat za „niespójny” – jednego dnia rząd zapewnia o opanowaniu sytuacji, następnego wzmacnia patrole, podważa to narrację o gwałtownym kryzysie. Nawet zwykle przychylne KO media, wskazują, że „liczby nie potwierdzają narracji rządu”.
Rząd zapowiedział kontrole graniczne 20 czerwca, ale dopiero dziewięć dni później MSWiA wyjaśniło szczegóły i ograniczyło liczbę przejść. Przez ten czas trwała medialna próżnia wypełniona interpretacjami opozycji.
W talk show TVP Info pokazywane były mapy domniemanych „korytarzy islamistów”, a Konfederacja transmitowała na TikToku road tripy do przygranicznych zajazdów, gdzie – według nich – „pięciu Ukraińców na 30 nie zna polskiego”.
Premier stracił cenny tydzień, w którym powinien podać surowe statystyki: że 80 proc. readmitowanych, czyli ponownie przyjętych, to migranci wtórni, a roczny bilans to ponad 11 tys. osób. Kto wygra pierwszy tydzień framingu , wygrywa resztę sporu; Donald Tusk oddał tę przewagę bez walki.
Nie – w kategoriach operacyjnych.
Ta decyzja może mieć jednak sens. Berlin od października 2023 r. wprowadził wyrywkowe kontrole; w maju 2025 r. co tydzień odsyłał do Polski ok. 140 cudzoziemców bez tytułu pobytu. Tusk wysłał wówczas sygnał, że „granica nie jest jednostronnym buforem” i wprowadził symetrię dyplomatyczną.
„Szlaban graniczny” staje się „kartą przetargową przed rozmowami o nowej formule rozdziału migrantów w UE i o kolejnej transzy KPO” – podkreśla, że Polska nie będzie gratis „strefą filtrującą” dla Niemców. Ma ograniczony horyzont (miesiąc), jest w pełni zgodna z kodeksem Schengen i ma realny cel negocjacyjny: wymusić na Berlinie koordynację i zakończyć jednostronne deportacje. Jeżeli po 5 sierpnia kontrole zostaną zniesione z porozumieniem o wspólnych patrolach, Tusk pokaże sprawczość.
W programie „Onet Rano” senator Krzysztof Kwiatkowski bronił posunięcia, przypominając, że skuteczność zapory na wschodniej granicy po modernizacji wzrosła z 30 do 90 proc. i że rząd przyjął ustawę wstrzymującą rozpatrywanie wniosków azylowych na granicy zachodniej. Ostrzej odpowiedział prezydentowi Nawrockiemu, który nazwał kontrole „prowokacją Brukseli”: „Diabeł w ornat się ubrał i na mszę dzwoni” – skwitował Kwiatkowski, sugerując, że prawica gra strachem, ale nie ma własnego planu.
Takie stanowisko pokazuje, że KO próbuje odwrócić oś sporu: „My działamy, PiS tylko krzyczy”. Problem w tym, że liczby migrantów – wbrew alarmistycznym hasłom – są relatywnie niskie, co podkreślają nawet rządowi eksperci.
Prawdziwe ryzyko to niemiecka perspektywa, jeśli zgodzimy się z tezą, że Berlin „naprawia własny katastrofalny błąd, wykorzystując słabości polskiej polityki”. Inaczej mówiąc: niemiecki rząd chętnie przerzuci problem na wschodnią flankę, a gdy Polska odpowiada symetrią, w niemieckich mediach pojawia się ton protekcjonalny („głupia przekora”).
Co może zrobić premier Tusk?
Rząd ma cztery tygodnie, by zamienić obronę w ofensywę. Oto sześć możliwości:
- uwiarygodnienie zagrożenia, czyli komunikacja faktów — pełna transparentność danych Straży Granicznej o liczbie skontrolowanych pojazdów, odmowach wjazdu i wykrytych przerzutach. Brak liczb to paliwo dla narracji o „teatrze”
- zdjęcie argumentu o pustym geście — szybkie porozumienie operacyjne z Berlinem i Wilnem: wspólne patrole, 48-godzinne filtry azylowe, bezpośredni przepływ danych biometrycznych. Raport musi obalać narrację, że kontrole to „szlaban na pokaz”.
- budowa mostu komunikacyjnego do mieszkańców woj. lubuskiego i zachodniopomorskiego – to elektoraty KO/Lewicy; trzeba pokazać, że kontrole nie spowolnią tranzytu towarów ani turystyki.
- prounijna soft power — premier i minister spraw wewnętrznych prezentują w Parlamencie Europejskim „pakiet graniczny” z wezwaniem do rewizji relokacji
- sprawczość kontra weto – wykorzystanie momentu, by złożyć ustawę migracyjną (np. procedurę weryfikacji azylantów w 48 godzin). Nawet jeśli prezydent Karol Nawrocki zawetowałby taką ustawę, rząd pokaże, że działa ofensywnie, a nie reaktywnie
- twarda reakcja na samoorganizujące się bojówki: jedna spektakularna grzywna dla „strażnika” da sygnał, że monopol na użycie siły należy do państwa.
Wnioski
Czy Tusk popełnił błąd? – tak, jeśli patrzymy wyłącznie komunikacyjnie: zamiast narzucić temat, odpowiada na narrację konkurencji i ryzykuje utrwalenie przekazu, że „sytuacja wymknęła mu się spod kontroli”. Czeka go kolejne polityczne uderzenie, jeśli nie dostarczy wyników i danych.
Czy dał się „wciągnąć w pułapkę”? Jeśli w lipcu wynegocjuje wspólne patrole i pokaże twarde dane o skuteczności, ruch okaże się kalkulowanym naciskiem, a nie kapitulacją.
Kluczem jest tempo i transparentność: liczby zamiast sloganów, partnerstwo zamiast przepychanki. Wtedy kryzys „granicy zachodniej” może stać się dowodem, że gabinet Tuska potrafi przejść z administrowania do realnego rządzenia – dokładnie tego, czego potrzebuje, by odzyskać zaufanie przed 2027 r.
Jeżeli do 5 sierpnia zobaczymy polsko-niemiecki protokół operacyjny i spadek liczby readmisji z Niemiec, premier zbuduje narrację „sprawczego europeisty”, której naprawdę potrzebuje przed nadchodzącą rekonstrukcją gabinetu. W przeciwnym razie granica zachodnia stanie się kolejnym dowodem, że rząd wciąż bardziej administruje, niż rządzi.