Nepalczycy mówią dość biedzie, korupcji, brakom perspektyw i cenzurze. Czerwoną kartkę otrzymali rządzący. Spłonął parlament, premier podał się do dymisji, bo młodemu pokoleniu próbowano odebrać marzenia o lepszym życiu, zakazując korzystania z mediów społecznościowych.
Kto odbiera Instagram, kradnie marzenia
Kto kiedykolwiek był w Nepalu ten wie, jak biedny jest to kraj i jak bardzo pozbawione jest perspektyw rozwoju młode pokolenie. Nepalczycy pracują na budowach metropolii przyszłości Bliskiego Wschodu, sprzątają domy w innych państwach Azji Południowo-Wschodniej. W poszukiwaniu lepszego życia starają się uciec do Europy i Australii.
Aadeep od pięciu lat mieszka w Melbourne. Poznaliśmy się dokładnie dekadę temu, w kwietniu 2015 roku. Kiedy Nepal nawiedziło katastrofalne trzęsienie ziemi, które pochłonęło prawie dziewięć tys. ofiar śmiertelnych, w znacznym stopniu zniszczyło infrastrukturę i popchnęło i tak szargany problemami wewnętrznymi kraj w otchłań braku perspektyw, korupcji i biedy.
– Władze Nepalu w ubiegłym tygodniu zakazały korzystania z mediów społecznościowych. Oficjalnie starano się przekonać, że to sposób na walkę z hejtem, z mową nienawiści. Nikt w to nie oczywiście nie wierzy, bo była to tak naprawdę próba zakneblowania ust krytykom władz. I jak padły strzały, na ulicach ginęli ludzie – zrozumiano, że posunięto się o krok za daleko. Internet, media społecznościowe, to dla znacznej części społeczeństwa jedyne okno na świat. Ja na to patrzę, jak na próbę zakazania nam naszych marzeń o lepszym życiu – mówi Interii Aadeep. Martwi się, bo od wtorku nie ma kontaktu z rodziną.
Cenzura, czy walka z hejtem i dezinformacją?
Na początku września władze Nepalu zakazują korzystania z mediów społecznościowych. W kraju ma być niedostępny m.in. Facebook, Instagram, YouTube, X i TikTok. Oficjalnie dzieje się tak, aby chronić społeczeństwo przed dezinformacją, hejtem i mową nienawiści. Nieoficjalnie w ten sposób władze chcą chronić siebie – przed narastającym niezadowoleniem społeczeństwa. W szczególności pokolenia Z, które organizowało się właśnie w internecie.
Wprowadzenie ograniczeń przyniosło efekt odwrotny od zamierzonego. Młodzi ludzie masowo wyszli na ulice. Doszło do gwałtownych starć z wojskiem i policją. Katalizatorem gniewu była śmierć 21 osób, które zginęły podczas próby zaprowadzenia porządku przez wojsko. Rannych zostało co najmniej 300.
Pokolenie Z podpala parlament
Bieda i śmierć to tragiczne, ale i bardzo mocne spoiwa. Po poniedziałkowych starciach władze wystraszyły się skali protestów. Cofnięto kontrowersyjne zakazy cenzurujące możliwość korzystania z internetu. Do dymisji podał się premier Khadga Prasad Sharma Oli.
Koło gniewu ulicy toczyło się już jednak dalej, aby z największą siłą uderzyć w siedzibę władz. W stronę parlamentu poleciały koktajle mołotowa. Budynek doszczętnie spłonął. Dziś spalona elewacja parlamentu straszy na tle pozostałości aut, które były przed nim zaparkowane. Będzie też kolejnym świadectwem tragedii, jakie jedna po drugiej w XXI wieku spadały na ten kraj.

Godzina policyjna w Nepalu
Dziś w Kathmandu obowiązuje godzina policyjna. Tak naprawdę nie wiadomo czego strzeże nepalska policja w pobliżu parlamentu, bo, jak przekazano dziś, cała infrastruktura została doszczętnie zniszczona. W stolicy Nepalu pożary strawiły m.in. sąd, rezydencje premiera i kilku ministrów. Szefową nepalskiej dyplomacji 63-letnią Arzu Deub wyciągnięto siłą z domu. Nagrania ocierającej krew z twarzy dyplomatki obiegły media społecznościowe.
Premier podał się do dymisji, co po dwóch dniach walk skłoniło protestujących do powrotu do domów. Jednak na jak długo? Główne ulice patrolowane są przez pojazdy opancerzone. Trwa sprzątanie ulic i usuwanie zniszczeń.
W jednym z pożarów spłonęła siedziba i serwery jednej z głównych gazet „Kathmandu Post”. Dziennikarze – paradoksalnie do całej sytuacji – pracę redakcyjną wznowili… w mediach społecznościowych, które władze starały się ocenzurować. Godzina policyjna obowiązywać ma co najmniej do czwartkowego poranka, kiedy planowane jest spotkanie przedstawicieli protestujących z władzami.
Quo Vadis Nepalu
XXI wiek nie jest dla Nepalu łaskawy. Zwroty akcji są tak zaskakujące, że kraj co rusz starający się zaleczyć poprzednie rany, otrzymuje kolejne ciosy.
W czerwcu 2001 roku dochodzi do masakry nepalskiej rodziny królewskiej. Następca tronu książę Dipendra w czasie rodzinnego spotkania w pałacu królewskim otwiera ogień do członków własnej rodziny. Zabija dziewięć osób, po czym popełnia samobójstwo. Zabija nawet ciężarną siostrę. Powodem tragedii mają być niesnaski rodzinne i brak przyzwolenia na ślub. Książę miał być pod wpływem narkotyków. Te na ulicach Kathmandu po zmroku są tak łatwe do kupienia jak papierosy. Jedną z większych nieopowiedzianych historii Nepalu są historie handlujących narkotykami – często pozostających już pod ich wpływem – dzieci.
2015 rok przynosi katastrofalne trzęsienie ziemi. Części infrastruktury nie udało się odbudować po dziś dzień. Ludzie umierali nie tylko z powodu walących się budynków i kamieni. W Kathmandu powstają obozy dla przesiedlonych ze wsi położonych na przełęczach Annapurny. Starsi ludzie mówili mi wtedy, że nie wiedzą jak długo można żyć bez powietrza i wody. Bo to czym oddychali w Kathmandu nie uznawali za powietrze, w porównaniu do tego co mieli u siebie. Woda z kranów w żaden sposób nie przypominała tej z górskich potoków. I niektórzy dosłownie umierali z tęsknoty.
Zmiana u steru rządów nie uleczy Nepalu, w którym sprzeniewierzano i środki publiczne i pomoc międzynarodową po trzęsieniu ziemi. – To jest worek bez dna. Po trzęsieniu Nepal otrzymał co najmniej pięć miliardów dolarów. Za to można było naprawdę wiele zrobić. Ale wszyscy wiemy – i ja, i mieszkańcy i lokalni pracownicy organizacji humanitarnych – ile zostało rozkradzione – dodaje w rozmowie z Interią Aadeep, który po trzęsieniu pracował dla jednej z agend ONZ.
Tomasz Sajewicz, Interia