Skip to main content

Kilka celnych uwag, cały szereg półprawd, kłamstw, kłamstewek i przemilczeń. Oraz zwykłych bzdur. Groźby, krytyka i próba wywrócenia świata do góry nogami. Jakim cudem cała światowa dyplomacja nie roześmiała się Trumpowi w twarz? Trump pokazuje, że nie można traktować go poważnie, a jednak cały czas jest tak traktowany.

Jeśli wierzyć Trumpowi po jego płomiennym, niemal godzinnym przemówieniu na forum ONZ, największym wrogiem świata jest zbyt liberalna polityka migracyjna i zielona energia. Nie jest nim Władimir Putin, o którym Trump powiedział jedynie, że ma z nim „specjalną relację”.
– Nie można mieć wątpliwości, że wystąpienie Trumpa było aktorskim pokazem skierowanym głównie do jego elektoratu. Jego słowa mają służyć potwierdzeniu wizji świata, w której on jest najbardziej potężny, ma zawsze rację. To jest świat bardzo uproszczony, w którym jest jasny podział na dobro i zło, zarówno w kwestiach ekonomicznych, jak i w sprawie wartości. Można to zmieścić w jednym zdaniu: za Bidena było źle, za Trumpa jest znakomicie, Trump miał rację we wszystkim. To się odnosi do wszystkich aspektów życia społecznego i politycznego, polityki ekonomicznej, inflacji, miejsc pracy, wartości i tak dalej – mówi w rozmowie z naTemat.pl dr hab. Tomasz Płudowski z Uniwersytetu Vizja, amerykanista.

Problemem jest to, że prezydent USA formułuje swoje „trumpizmy” niezwykle szybko, poważnym ludziom ich prostowanie zajmuje trochę czasu. Ale obok wystąpienia Trumpa w ONZ trudno przejść obojętnie. W końcu to przywódca największego światowego mocarstwa, który bez zmrużenia oka opowiada rzeczy niemające wiele wspólnego z prawdą. Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego to robi?
– W Polsce również politycy bardzo często mówią rzeczy zupełnie sprzeczne ze sobą i niespecjalnie się przyjmują faktami czy rzeczywistością. Zauważmy też, że politycy mają swoje bardzo różne elektoraty. Strona populistyczna bardziej opiera się na ludziach, których stosunkowo łatwo wyprowadzić na manowce. Dzięki temu politycy przestali się przejmować, że mogą się jakoś ośmieszyć, że to im zaszkodzi, że jest jakaś linia, poza którą nie można pójść dalej – wyjaśnia.
Tak Trump próbował czarować ONZ

Trump bez skrępowania opowiadał, że do USA za rządów Bidena „miliony ludzi napływały z całego świata, z więzień, szpitali psychiatrycznych, od handlarzy narkotyków z całego świata”. Skąd to wziął? Trudno powiedzieć.
Mówił o tym, że administracja Bidena „straciła ponad 300 000 dzieci, małych dzieci, które padły ofiarą handlu ludźmi do Stanów Zjednoczonych”. W rzeczywistości chodzi o to, że 32 tysiące nieletnich imigrantów nie stawiło się na rozprawy w sądzie imigracyjnym. W tym są przypadki z pierwszej kadencji Trumpa, ale o tym się nie zająknął.

– Szybko odwracamy katastrofę gospodarczą, którą odziedziczyliśmy po poprzedniej administracji – chwalił się Trump w ONZ. Ani szybko, ani odwracamy, ani katastrofę. Tak naprawdę niewiele się zmieniło. Nieco wzrosło bezrobocie, nieco wzrosła inflacja.

„Pod moim przywództwem ceny artykułów spożywczych spadły, oprocentowanie kredytów hipotecznych spadło, a inflacja została pokonana”. Z tego prawdą jest jedynie to, że kredyty są tańsze. Całkowitą nieprawdą jest twierdzenie, że „wprowadził największe obniżki podatków w historii Ameryki”.

– Nasze rachunki za prąd znacznie spadają. Prawdopodobnie zauważyliście, że nasze ceny benzyny znacznie spadły – mówił. Amerykanie nie mogli tego zauważyć, bo akurat prąd za rządów Trumpa mocno zdrożał, cena benzyny nie wzrosła mocno, ale z pewnością nie spadła.

– Uwolniłem ogromną produkcję energii – chwali się Trump. Statystyki na nic takiego nie wskazują. USA produkują mniej więcej tyle samo energii, co wcześniej.

– To nie pierwszy raz, kiedy Donald Trump manipuluje wskaźnikami ekonomicznymi. Został zapytany o to, co obiecał w kampanii: że gospodarka będzie pod jego rządami kwitła. Wyjaśnił wtedy, że pozytywne wskaźniki to jego zasługa, a te, które się pogarszają to wynik polityki Bidena. Pokazuje to, w jaki sposób Trump widzi świat i w jaki chce go pokazywać – przypomina dr Płudowski.
Kiedyś się śmiali, teraz słuchają
Dziwić może fakt, który zauważyła brytyjska BBC: 6 lat temu wielu odbiorców wystąpienia Trumpa na forum ONZ śmiało się z jego słów. Teraz wszyscy słuchali go w milczeniu. Zdaniem Tomasza Płudowskiego nie musi to świadczyć o tym, że Trump ma rację.

– Myślę, że wszyscy zdali sobie sprawę, że niespecjalnie są w stanie go przekonać do swoich racji. Prawdopodobnie starają się do niego podchodzić jak trochę do takiego kłopotliwego rozmówcy, który ma swoją wizję, jest uparty. Wiedzą, że trzeba do niego znaleźć jakiś klucz i on nie zawsze będzie pasował, ale nie ma też sensu się tak tym irytować, za każdym razem wzburzać – mówi nam dr Płudowski.

Dodaje, że występy Trumpa nieco spowszedniały, niewiele osób bierze je całkowicie na poważnie. Wiadomo, czego można się po nim spodziewać. I że udało mu się po prostu zmienić standardy dyplomacji na gorsze.

– Właściwie świat już nie traktuje aż tak serio jego słów, tylko raczej czeka, co będzie dalej. Sami nie wiemy, która wypowiedź jest „na ten moment”, a która idea będzie kontynuowana. Ostatnio zmienił przecież politykę w stosunku do Ukrainy i Rosji. On w swoich wypowiedziach zostawia sobie bardzo szerokie pole manewru. Wiadomo już, że nie nie ma sensu traktować ich dosłownie, ani wchodzić z nim w spory na temat większości kwestii – wyjaśnia.

– Rzeczywiście Trump jest nieco zaskakujący, jest niewielu z polityków w świecie zachodnim, którzy aż tak mijaliby się z prawdą. Ale to jest pewien rodzaj występu dramatycznego, performance, w którym chodzi o stworzenie wrażenia, że jest osobą decyzyjną, wpływową, dosyć bezwzględną. Że to on jednak tutaj rządzi, nawet w ONZ, a nie ktokolwiek inny – dodaje.

Donald „Zakończyłem 7 Wojen” Trump
Nie jest tajemnicą, że Trump bardzo pragnie pokojowej nagrody Nobla. I jest jak Kubuś Puchatek, bo im bardziej jej chce, tym bardziej jej nie ma. To w sumie chyba pierwszy znany przypadek, że światowego formatu polityk otwarcie domaga się nagrody, na którą wielkich szans nie ma. Ale publicznie opowiada, że zakończył 7 wojen. Kilka tygodni temu mówił o zaledwie sześciu. Ciekawi jesteście, jakie to wojny? Żadne.

Prawdą jest tylko to, że Trump miał pewien, ale nie kluczowy, udział w porozumieniach, które złagodziły konflikty między Kambodżą a Tajlandią, Izraelem a Iranem oraz Indiami a Pakistanem. USA były też zaangażowane w tymczasowe porozumienie pokojowe (do prawdziwego pokoju ciągle daleko) między Demokratyczną Republiką Konga a Rwandą. Jeszcze dalej jest do zakończenia konfliktów między Egiptem a Etiopią oraz Kosowem i Serbią, a także Armenią i Azerbejdżanem.
Zielone złe, węgiel dobry, migranci źli, Londyn okropny
Trump bezceremonialnie zaatakował wysiłki na rzecz dekarbonizacji gospodarki. – Chiny budują wiatraki, ale mają bardzo mało farm wiatrowych – mówił. To kompletna bzdura. Chiny już dysponują około 44 proc. światowej mocy farm wiatrowych. Mają trzy razy więcej niż USA i najwięcej na świecie. Co więcej: budują lub planują zbudować kolejne, więcej niż jakiekolwiek inne państwo na świecie.
Tak naprawdę – co nie jest tajemnicą – Trump po prostu nie lubi wiatraków, bo pewna farma wiatrowa stoi niedaleko jego szkockiego pola golfowego i psuje mu widok.
Trump w ONZ wprost mówił, że jeśli państwa UE chcą być znów tak wspaniałe i potężne tak jak Ameryka pod jego, Trumpa, rządami, to po prostu muszą wrócić do ropy, gazu oraz węgla. Aha, no i zrobić coś z migrantami.

– Zielona energia i imigracja to dwa najgroźniejsze potwory, które niszczą Europę – stwierdził. Dodał, że odnawialne źródła energii „niszczą dużą część wolnego świata” a „Europa idzie do piekła”.

– Zmiana klimatu to największy szwindel, jaki kiedykolwiek został popełniony na świecie – mówił. Kompletnie zignorował fakty i naukę. Nie pierwszy zresztą raz, przypomnijmy, że na sekretarza zdrowia mianował antyszczepionkowca. Ignoruje też ekonomię: energia pozyskiwana z wiatru jest akurat w Europie najtańsza. W USA zresztą też.
Prezydent USA personalnie atakował też burmistrza Londynu Sadiqa Khana, który (jego zdaniem) chce z całym miastem „przejść na prawo szariatu”. To oczywiste bzdury, ale Trump nienawidzi burmistrza i atakuje go, kiedy tylko nadarzy się okazja. Kiedyś zmanipulował jego wypowiedzi i nazwał „przegranym”. Khan odpowiedział, że Trump jest bufonem. Najwyraźniej zdania nie zmienił, bo po sesji ONZ biuro burmistrza Londynu Sadiqa Khana, oświadczyło, że „nie zaszczyci odpowiedzią jego skandalicznych i bigoteryjnych komentarzy” – donosi „The New York Times”.
Celnie i boleśnie
Kilka wątków Trumpowej wypowiedzi było jednak dość sensownych.

– Uświadomiłem sobie, że ONZ po prostu nie działa. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, jaki jest w ogóle cel istnienia ONZ? Ta organizacja ma taki ogromny potencjał. W większości przypadków – przynajmniej na razie, jedyne, co robią, to piszą naprawdę ostro sformułowany list, a potem nigdy go nie publikują. To puste słowa, a puste słowa nie kończą wojen – mówił Trump.
Pominął przy tym skromnie swój udział w osłabianiu ONZ. Na razie USA nie zapłaciły składki członkowskiej i skasowały finansowanie wielu programów.

Mówił też o nowych sankcjach na Rosję, dodał, że „aby cła były skuteczne, państwa europejskie, a także wszyscy tu zgromadzeni, musieliby dołączyć do nas i przyjąć dokładnie te same środki.”

Oberwało się tu UE, której członkowie kupują ropę od Rosji. Robią to Węgry i Słowacja, kraje stosunkowo niewielkie. Ale o wiele więcej ropy z Rosji kupuje choćby Turcja, dysponująca drugą co do wielkości armią w NATO. O niej Trump nawet nie wspomniał. A więcej ropy z Rosji kupują tylko Chiny i Indie.

UE w 4 lata ścięła import z ponad 14 do niespełna 1,5 miliarda dolarów. Faktem jest jednak, że UE kupuje ciągle gaz z Rosji, chociaż jego udział w unijnym rynku spadł z 40 do ok. 10 proc. i spada nadal.

Trump zapomniał też wspomnieć o tym, że USA mają interes w sprzedaży gazu i ropy, są dużym eksporterem tych surowców.
Co dla nas znaczą ostatnie wypowiedzi Trumpa?

Dr Płudowski tłumaczy, że słów prezydenta USA niekoniecznie powinniśmy się bać. Najwięcej na jego działalności stracić mogą Amerykanie. Podaje tu przykład podwyżki cen wiz pracowniczych z ok. 1500 do 100 000 dolarów.

– Stany Zjednoczone na tym stracą. Europa w tym aspekcie już przejmuje rolę, którą miały USA: miejsca, które jest bezpieczne, które jest racjonalne, które jest oparte na nauce, na prawdzie. Jest rzeczywiście dużo osób, które teraz wyjeżdżają ze Stanów i szukają stabilizacji na przykład w Europie. Jest też różnica w stylu życia: w Europie pracujesz, by żyć, w USA żyjesz, by pracować – mówi dr Płudowski.

– Paradoksalnie Polska i Europa możemy wyjść dobrze na jego polityce wewnętrznej. Ale musielibyśmy też bardzo zmienić naszą politykę, zainwestować w uniwersytety. Europa powinna się bardzo zmotywować i zacząć działać silniej, intensywnie i wspólnie, żeby odgrywać taką rolę na przykład w nauce jak Stany Zjednoczone – zauważa.

Dodaje jednak, że USA mają na świecie pozycję dominującą. I zarówno jako pojedynczne kraje, jak i UE jesteśmy skazani na współpracę.

– Wydaje mi się, że Trump jest osobą, która próbuje zawsze wygrywać. Prowadzi politykę trochę nieprzewidywalną, próbuje uzyskać jak najwięcej dla siebie i dla Stanów, zwłaszcza finansowo. To wygląda tak, jakby on po prostu chciał przekształcić Stany Zjednoczone w jedną wielką korporację, ale ma na myśli głównie aspekt finansowy i jemu wszystko podporządkowuje. No ale nie na tym polegał mit Stanów Zjednoczonych na świecie – konkluduje.