„Wszystko dozwolone” to nowy serial Ryana Murphy’ego, twórcy „Potworów” Netfliksa, „American Horror Story” czy „Glee”. Obsada jest gwiazdorska, fabuła też zapowiadała się niczego sobie, ale krytycy nie zostawili na serialu z Glenn Close, Naomi Watts i Kim Kardashian suchej nitki. Ma jedną z najgorszych ocen na Rotten Tomatoes, ale recenzenci chyba o czymś zapomnieli.
„Zespół prawniczek odchodzi z męskiej firmy, by otworzyć własną kancelarię specjalizującą się w rozwodach. Bystre, zadziorne i emocjonalnie skomplikowane, mierzą się z trudnymi rozstaniami, pikantnymi sekretami i zmiennymi lojalnościami – zarówno na sali sądowej, jak i we własnych szeregach. W świecie, gdzie pieniądze mówią, a miłość to pole bitwy, te kobiety nie tylko grają w grę – one zmieniają zasady.” – tak Hulu opisuje „Wszystko dozwolone” („All’s Fair”) autorstwa Ryana Murphy’ego, czołowego „człowieka od seriali” w USA.
Obsada? Naomi Watts („Mulholland Drive”), Niecy Nash-Betts (Potwór: Historia Jeffreya Dahmera”), Teyana Taylor („Jedna bitwa po drugiej”), Sarah Paulson („American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona”), ikona Hollywood, ośmiokrotnie nominowana do Oscara Glenn Close oraz Kim Kardashian. Czyli pięć świetnych aktorek i jedna bardzo sławna influencerka z 354 milionami obserwujących.
Serial „Wszystko dozwolone” zadebiutował z… 0 procent na Rotten Tomatoes
Po premierze trzech pierwszych odcinków serial wystartował z czymś, co zdarza się bardzo rzadko: 0 procent na Rotten Tomatoes. Zero, absolutne dno tabeli. W pierwszych recenzjach padały słowa „sztywno”, „sztucznie”, „boleśnie” i „męcząco”. Kim Kardashian została uznana za „płaską i bez życia”, a dialogi – za tak nienaturalne, że nawet kieliszek wina nie pomaga.
Zarzuty są mocne: że zamiast feministycznej opowieści dostaliśmy katalog próżności, drogich sukienek i wielkiego ego. Że to nie prawniczy dramat, tylko pokaz mody z fabułą na drugim planie. Krytycy zgodnie pisali, że to spektakularna pomyłka i telenowela. Dopiero jeden recenzent uratował sytuację i podciągnął serial do… 5 procent (to jedna pozytywna recenzja kontra 21 negatywne). Nadal katastrofa, ale matematycznie rzecz biorąc, już nie absolutne zero.
A teraz plot twist: widzowie oglądają to na potęgę. „Wszystko dozwolone” zdobyło 3,2 miliona widzów w trzy dni (to największa premiera Hulu od trzech lat), a na Disney+ w Polsce jest w TOP 10 najpopularniejszych tytułów. Popcornometer, czyli ocena widzów na Rotten Tomatoes, zamiast katastroficznego dna pokazuje… 67 procent. Spora różnica.
Krytycy chyba zapomnieli, że to serial Ryana Murphy’ego
Jeśli zajrzeć na social media, można zauważyć jedno: część publiczności jest wniebowzięta. Dlaczego? Bo Ryan Murphy zrobił to, co umie najlepiej i wrócił do korzeni: do kampu, intryg, wizualnego przerysowania, absurdalnych zwrotów akcji, ciętych dialogów, tony dramy i jadowitych uśmiechów. W końcu mówimy o twórcy „Glee”, „Konfliktu” i „American Horror Story” (owszem, to horror, ale też kampowy).
Widziałam dwa pierwsze odcinki „Wszystko dozwolone”. Tak, to telenowelowy bigos w sosie prawniczym – kiczowaty, teatralny, czasem balansuje na granicy autoparodii. Kim Kardashian zupełnie nie umie grać, ale każda jej scena jest po prostu ikoniczna. Szczerze mówiąc, wolę Murphy’ego w świadomym, kampowym wydaniu niż w romantyzowaniu seryjnych morderców w „Potworach” Netfliksa.
Ten jeden jedyny recenzent, któremu serial z Kim Kardashian się spodobał, Joel Keller z Decidera, napisał to wprost: „’Wszystko dozwolone’ jest przesadzony i totalnie kampowy, ale doskonale zdaje sobie z tego sprawę – właśnie dlatego zarówno serial, jak i sprawy, którymi zajmuje się kancelaria, ogląda się z prawdziwą przyjemnością”.
Owszem, krytycy mogą narzekać, że serial nie jest realistyczny, a bohaterki nie zachowują się jak prawdziwe prawniczki. Widzowie też są podzieleni – zero zaskoczenia. Tyle że „Wszystko dozwolone” nie ma być wielkim, poważnym dramatem premium, tylko przede wszystkim świetną zabawą. Fani Murphy’ego (i Kardashian) wyraźnie przyszli po nią, nie po realizm i najwyraźniej dostali ją z nawiązką. A kolejne odcinki we wtorki, nie mogę się doczekać.