Mówi doświadczony sztabowiec Platformy Obywatelskiej: – Mam nadzieję, że to się wreszcie skończy. Z organizacyjnej perspektywy: wybory są rozstrzygnięte i koniec tematu. Bo patrząc na spokojnie, nie ma szans, żeby nieprawidłowości dotyczyły 200 czy 300 tys. głosów. Ta przewaga jest za duża, żeby coś tu mogło się zmienić.
– Nie wiem, jak to się dalej rozwinie w samej Platformie, ale część jej elit, elektoratu i zaplecza medialnego postanowiła chyba doprowadzić do niezaprzysiężenia nowego prezydenta – mówi Interii osoba z kierownictwa Nowej Lewicy. I dodaje: – Próbują wymusić na marszałku Hołowni, żeby nie zwoływał Zgromadzenia Narodowego, ogłosił jakąś przerwę, czy wymyślił jakąś inną koncepcję, byle tylko Nawrocki nie został formalnie prezydentem. To jest możliwe, ale za to jest Trybunał Stanu.
Sąd zdecydował. Część polityków nieprzekonana
Wydawałoby się, że sprawa powinna być wyjaśniona i zamknięta. W końcu późnym popołudniem 1 lipca Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sąd Najwyższego wydała decyzję o ważności wyborów prezydenckich. Odrzuciła też wątpliwości strony rządowej co do wpływu wyborczych nieprawidłowości na końcowy wynik głosowania i przypieczętowała tym samym wygraną Karola Nawrockiego.
Przewodniczący składu sędziowskiego Krzysztof Wiak dodał, że do sądu wpłynęły ponad 54 tys. protestów wyborczych, jednak za zasadne uznano tylko 21 z nich. Jak dodał, „nie miały one jednak wpływu na ogólny wynik wyborów”. – PKW stwierdziła, że w drugiej turze mogły mieć miejsce incydenty mogące mieć wpływ na wynik głosowania. Dziś szef PKW zmodyfikował to stanowisko, podkreślając, że po rozpatrzeniu protestów, incydenty nie mogły mieć wpływu na wynik głosowania – argumentował.
Sędzia Wiak przekazał również, że niemożliwe było ponowne przeliczenie głosów w wyborach. Wyjaśnił, że można jedynie dokonać ponownych oględzin kart do głosowania we wskazanych komisjach, jeśli istnieje podejrzenie nieprawidłowości.
Decyzja Sądu Najwyższego nie przekonuje części polityków Koalicji Obywatelskiej co do ważności wyborów i braku znaków zapytania nad ich końcowym wynikiem. Jasno dał temu wyraz w rozmowie z Interią wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Bartosz Arłukowicz. Decyzję SN uznał za „stricte polityczną”, wyraził też duże wątpliwości co do społecznej i prawnej legitymacji mandatu prezydenta elekta.

– Nie mam żadnych wątpliwości, że będzie prezydentem wybranym na nie do końca jasnych i sprawdzonych zasadach. Prezydentem, którego jakość mandatu będzie podnoszona przez całą kadencję – punktuje Arłukowicz. – W mojej ocenie nie tylko przez polskich, ale również zagranicznych polityków. To, że nie chcieli sprawdzenia wyników z budzących wątpliwość komisji wyborczych będą odczuwać w następnych latach – przestrzegł.
Wiceszef Platformy próbował też wywrzeć presję na marszałku Sejmu, jeśli chodzi o zwołanie Zgromadzenia Narodowego i odebranie prezydenckiej przysięgi od Nawrockiego. – Jest to decyzja marszałka Hołowni. Każdy polityk częściej lub rzadziej staje przed bardzo ważnymi wyzwaniami. Przed takim wyzwaniem staje dzisiaj marszałek Hołownia – stwierdza Arłukowicz.
Sam Hołownia do sprawy odniósł się na Twitterze/X niedługo po decyzji Sądu Najwyższego. „Są wątpliwości co do statusu Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN. Nie ma wątpliwości, kogo wybrali Polacy” – napisał lider Polski 2050. Dalej dodał: „Na 6.08 zwołam Zgromadzenie Narodowe i odbiorę przysięgę prezydencką od Karola Nawrockiego”.
Donald być może powtarza manewr Kaczyńskiego z Macierewiczem i Smoleńskiem. PiS wtedy tego potrzebowało, teraz my czegoś takiego potrzebujemy
Uspokojenia atmosfery i zamknięcia tematu wyborów nie zwiastują też słowa Romana Giertycha. Poseł PO jeszcze kilka godzin przed ogłoszeniem decyzji SN jasno powiedział w rozmowie z Interią, co o tym myśli.
– To jest izba, która nie jest Sądem Najwyższym. W związku z tym ta decyzja nic nie zmienia, bo nie wydał jej Sąd Najwyższy – ocenił. Jak dodał „izba, którą powołał pan Kaczyński z prezydentem Dudą i kolegami, zgodnie z orzeczeniami polskich i międzynarodowych sądów, a także wszystkich autorytetów prawnych, nie jest sądem. Dlatego nie może wykonywać zadań Sądu Najwyższego”. Pytany o to, co zamierza zrobić już po wyroku, odpowiedział lakonicznie, ale jednoznacznie: – Następne kroki podejmę i ogłoszę w stosownym czasie.
Moment prawdy Tuska. Czy zdoła poskromić Giertycha?
– Tusk będzie mieć teraz ostatnią szansę, żeby wycofać się z tego szaleństwa – mówi wprost polityk z rządu. Zaznacza jednak, że powstrzymanie zakrojonej na szeroką skalę akcji protestacyjnej nie będzie łatwym zadaniem. – Tusk nie kontroluje Giertycha, on robi, co chce. To będzie dla Tuska moment prawdy, czy jest w stanie go zdyscyplinować – dodaje.
Od ważnego polityka Polski 2050 słyszymy, że chociaż liderzy Lewicy, PSL i formacji Szymona Hołowni są jednoznacznie krytyczni wobec działań Giertycha, Tuska i Koalicji Obywatelskiej, nie zamierzają załatwiać tego problemu za premiera. – To jest dzisiaj główne pytanie: czy Tusk zdoła poskromić Giertycha. A nie czy liderzy partii koalicyjnych przywołają Tuska do rozsądku. Wszystko jest w rękach Tuska – ocenia nasz rozmówca.
W Lewicy słyszymy natomiast, że działania Giertycha i jego fanów to jedno, ale wejście w ten temat z pełną siłą ministra sprawiedliwości Adama Bodnara wraz z całym wymiarem sprawiedliwości oraz samego Tuska – to już zupełnie inna bajka. Daleko wykraczająca poza „puszczanie oka” do najtwardszego elektoratu. – Z tego nie da się już teraz łatwo wycofać. Ja dzisiaj nie wiem, w jakim my momencie jesteśmy, jeśli chodzi o premiera Tuska, nie wiem, czego się po nim spodziewać -wzrusza ramionami osoba z władz Nowej Lewicy.

Wszyscy nasi rozmówcy są natomiast zgodni, że rachunek za to, co robi Giertych, Bodnar i Tusk zapłaci nie tylko Koalicja Obywatelska i sam premier, ale cały rząd. Są też mocno zaniepokojeni podkręcaniem i tak mocno zaognionej atmosfery w polskim społeczeństwie i podkopywaniem jednego z ostatnich bastionów polskiej demokracji – wiarygodności systemu wyborczego. Wyjaśnienie nieprawidłowości wyborczych – tłumaczą Interii – to jedno, ale podważanie wyniku wyborów i wzywanie marszałka Sejmu do storpedowania zaprzysiężenia prezydenta elekta – to już w ich ocenie przekroczenie czerwonej linii.
„Mądrość etapu” Tuska
W samej Platformie zauważają, że akcja z kontestowaniem wyniku wyborów, w którą włączył się wymiernie sam Donald Tusk, to sposób na „ucieczkę do przodu” – od przegranej kampanii, od konieczności rozliczeń za porażkę, od coraz trudniejszej sytuacji rządu i Koalicji 15 Października, od niezrealizowanych obietnic (które przy Karolu Nawrockim w Pałacu Prezydenckim będzie zrealizować jeszcze trudniej), od napiętej sytuacji na granicy z Niemcami.
Platforma jest dzisiaj niejako pęknięta na pół. Jedna część nadal wierzy w nieomylność Tuska i „mądrość etapu” – w tym przypadku z Giertychem i możliwym sfałszowaniem wyborów na sztandarach. Druga zauważa, że cena za taką politykę będzie bardzo wysoka. – Roman poczuł wiatr w żaglach i myśli, że będzie naszą Krystyną Pawłowicz. Wbija się w najtwardszy elektorat, oni go niosą, tyle że na koniec dnia to nie najtwardszy elektorat wygrywa wybory. I to nas politycznie zabije – irytuje się ważny samorządowiec PO.
Tusk nie kontroluje Giertycha, on robi, co chce. To będzie dla Tuska moment prawdy, czy jest w stanie go zdyscyplinować
Ten sam rozmówca zwraca uwagę, że Tusk i Giertych nie mogą przeszarżować z forsowaniem teorii spiskowych i podgrzewaniem i tak już kipiących emocji. – W naszym elektoracie nie można takich numerów robić. Jednak co do zasady nasz elektorat to nie są fani teorii spiskowych i alternatywnych rzeczywistości – zauważa polityk. I dodaje: – Donald musi szybko Romana poskromić, dopóki tu jeszcze jest co ratować.
Chociaż Giertych nie ma w PO swojego stronnictwa, a większość klubu parlamentarnego jest wobec niego co najwyżej neutralna, to wspomniane poskromienie znanego mecenasa nie będzie sztuką łatwą. Co najmniej z trzech powodów.
Pierwszy – Giertych jest ulubieńcem twardego elektoratu PO, który poszedłby za nim w ogień. To niemała grupa, bo – w ocenie naszych rozmówców – nawet połowa elektoratu partii, czyli około 15 proc. wyborców. – Jego siłą jest sympatia naszych ultrasów. Twarde żelazo idzie za Romkiem, ale w umiarkowanym elektoracie on nam przynosi potworne szkody – obrazowo tłumaczy nam doświadczony polityk PO.
Drugi powód to kwestia rozliczeń Zjednoczonej Prawicy. Giertych jest twarzą tego „projektu” i najwiarygodniejszym w tym temacie politykiem PO. Temacie niezwykle ważnym dla Platformy, bo nieskuteczność w rozliczaniu poprzedniej ekipy rządzącej to koronny zarzut ogromnej części wyborców wobec formacji Tuska.
Powód trzeci to przekonanie Tuska, że Giertych jest potrzebny Platformie do panowania w internecie, gdzie liczą się symbole, emocje i polaryzujący przekaz. A Giertych jest w tym niezrównany. Tusk boi się, że nie tyle pozbycie się mecenasa, ale nawet poważniejsze zdyscyplinowanie go mogłoby przynieść partii więcej szkody niż pożytku. Woli więc przymykać oko.
Pytając o Giertycha, w Platformie słyszymy też głosy, że akcja z protestami wyborczymi była potrzebna, bo partia w ostatnim czasie „demonstracyjnie lekceważyła swój żelazny elektorat, sprawdzała, jak wiele wytrzyma”. Chodzi o brak efektów rozliczeń PiS-u i niezrealizowanie kluczowych obietnic wyborczych. – Ziobro chodzi wolny i się z nas śmieje, jego trzeciorzędny współpracownik ma wakacje życia na Węgrzech, Matecki wyszedł z pierdla po tygodniu. Co my robimy z tymi rozliczeniami?! Miękiszony to mało powiedziane. Te rozliczenia to parodia, w ogóle nie zaistniały – mówi bez ogródek dobrze zorientowany polityk Platformy.
W tym kontekście nasz rozmówca tłumaczy też duże zaangażowanie Tuska i instytucji państwa w akcję protestacyjną Giertycha. – Donald być może powtarza manewr Kaczyńskiego z Macierewiczem i Smoleńskiem. PiS wtedy tego potrzebowało, teraz my czegoś takiego potrzebujemy – tłumaczy. I dodaje: – Nie chodzi tylko o konstrukcję mitu na trudne czasy. To także zabieg czysto polityczny obliczony na czysto polityczne korzyści. Polerować „beton”, aż będzie wypolerowany na błysk.
Po co tak dopieszczać najtwardszy elektorat w podbramkowej sytuacji, w której znalazł się rząd? – Tusk jest gościem, który nie robi rzeczy przypadkowo – zapewnia jedno z naszych źródeł w PO. Jak mówi nasz rozmówca, być może Tusk już wie, że z tego rządu nic nie będzie i trzeba przygotować się na nowe rozdanie. A na drodze do niego kluczowi będą ci, którzy w politycznej walce nie odstawią nogi nawet na centymetr. – Nowe czasy będą radykalizować tych, którzy radykalni dzisiaj jeszcze nie są – ocenia polityk.