Skip to main content
PolskaŚwiat

Nauczyciel o serialu „Dojrzewanie”: Często to nie „potwory z lasu”, tylko dzieci, które nie miały komu powiedzieć, że coś się w nich psuje

Autor 29 marca 2025Brak komentarzy

Jak powstał ten wywiad?

O brytyjskim serialu „Adolesence” Jacka Thorne’a i Stephena Grahama. słyszeli chyba wszyscy, wiele osób go obejrzało i zgadza się, że obraz ten „wchodzi w żyły”. Każdy ma jakiś ulubiony odcinek, większości podoba się ten, w którym główny bohater rozmawia z psycholożką. Ja uważam, że drugi – pokazujący szkołę – najbardziej diagnozuje świat, w którym żyjemy. Drugi odcinek serialu „Adolescence” powinien być obowiązkową lekturą dla wszystkich, którzy mają jakikolwiek wpływ na szkołę – polityków, rodziców, nauczycieli, dyrektorów, decydentów. Nie dlatego, że dokładnie odzwierciedla rzeczywistość. Przeciwnie w wielu momentach jest to obraz przesadzony, nieścisły, przerysowany. Ale właśnie dlatego tak mocno działa na nasze emocje.

Zamiast mówić o szkole wprost, pokazuje ją jako miejsce symbolicznego rozpadu. Jako krajobraz bezkrólewia, abdykacji dorosłych i uczniów, którym nie postawiono granic.

Chciałam porozmawiać z kimś, kto widzi to od środka. Kto nie pisze analiz, tylko codziennie staje przed uczniami. Mój rozmówca to nauczyciel z londyńskiej szkoły państwowej, z wieloletnim doświadczeniem. Zgodził się na rozmowę, mówił szczerze, otwarcie, barwnie, z anegdotami.

Na koniec poprosił o anonimowość — nie z ostrożności, lecz z rozsądku.

Krystyna Romanowska: Dlaczego wolisz nie ujawniać swojego nazwiska? Myślałam, że Wielka Brytania to wolny kraj…

Andy: Wolałbym pozostać anonimowy. To nie jest kwestia wstydu, tylko ostrożności – uważam, że jedno zdanie wyrwane z kontekstu potrafi żyć własnym życiem w internecie. Jestem nauczycielem, pracuję z młodzieżą i wiem, jak łatwo można zostać źle zrozumianym, zwłaszcza gdy mówi się o sprawach trudnych, niewygodnych, niepoprawnych politycznie.

Jeśli to, co opowiem, ma jakąś wartość, to pewnie obroni się samo – nawet jeśli powie to po prostu „nauczyciel z Londynu”. Dziś bycie nauczycielem to nie tylko praca, ale ciągłe balansowanie, „żeby nie dać się złapać”. Tak naprawdę żyjemy w cieniu możliwego oskarżenia.

Uczę od lat 90., głównie w szkołach państwowych. Byłem w różnych miejscach – w Londynie, ale też w trudniejszych rejonach, takich jak mniejsze miasta na północy czy nadmorskie miejscowości, gdzie szkoły naprawdę miały pod górkę. W 2011 zrobiłem sobie przerwę od edukacji i prowadziłem teatr. Wróciłem do szkoły w 2019 i od tamtej pory znowu uczę. Teraz pracuję na obrzeżach Londynu, w takiej szkole, gdzie naprawdę da się uczyć, a nie tylko gasić pożary. Sporo już widziałem, więc myślę, że mogę coś sensownego powiedzieć o tym, jak wygląda szkoła od środka. No i że nie zawsze to, co widzimy na ekranie, pokrywa się z rzeczywistością.

Widziałeś serial „Adolescence”?

A ktoś tego jeszcze nie widział? Rzetelne brytyjskie kino obyczajowe z ważnymi tematami: kryzys wspólnoty, ojcostwa, samotność młodych ludzi, wpływ social mediów. Szkoda, że tak mało dowiadujemy się o tej dziewczynie, która umiera – jej historia znika gdzieś w tle. Najsłabiej wypadło pokazanie szkoły. Przypomina jakieś miejsce z przeszłości albo z rejonu, gdzie edukacja leży i kwiczy. W Londynie, gdzie uczę, szkoły są bardzo dobrze zorganizowane, a nauczyciele są pod stałym nadzorem – tam nie ma miejsca na taki chaos.

W serialu to wyglądało tak, jakby nikt nad niczym nie panował, nauczyciele znikają, dzieci robią co chcą… No nie, tak to po prostu nie działa.

A może ta szkoła z serialu to po prostu szkoła z przeszłości Stephena Grahama i Jacka Thorne’a, twórców serialu? Może oni taką pamiętają?

To bardzo możliwe. Ludzie często myślą, że wiedzą, jak wygląda szkoła, bo kiedyś do niej chodzili — tylko że od tamtego czasu wszystko się zmieniło.

Jasne, są trudne szkoły w biedniejszych częściach kraju, zwłaszcza w małych miastach, nad morzem, ale nawet tam to nie jest aż tak dramatyczne.

Rozmawiałem ostatnio z kolegą – oboje oglądaliśmy ten sam serial, a mieliśmy zupełnie inne wrażenia co do szkoły, którą tam pokazano. On widział w niej obraz konserwatywnej instytucji: sztywnej, zdyscyplinowanej, z nauczycielami, którzy nie słuchają uczniów. Dla mnie to była raczej szkoła bez zasad – pogubiona, chaotyczna, bez realnej struktury i autorytetu. Kto z nas miał rację?

Powiedziałbym, że… oboje i nikt. Bo to, co pokazano w tym serialu, to szkoła, która zatraciła spójność. Z jednej strony masz elementy konserwatywne – nauczycieli, którzy wydają się nieobecni, odklejeni, nieczuli i nakazują uczniom poprawiać mundurki. Z drugiej strony totalny brak dyscypliny, rozmyte granice, kompletny chaos wychowawczy. To nie jest szkoła konserwatywna ani progresywna. To szkoła, która nie ma wspólnej wizji.