Na prawicowym salonie w dobrym tonie jest – zgniatając trufla w gorzkiej czekoladzie z wyraźnym, akustycznym mlaśnięciem – ponarzekać na start drogi Karola Nawrockiego ku prezydenturze. Konserwatywny komentator, który nie ponarzeka, będzie uznany przez symetrystów za partyjnego sługusa, za człowieka zależnego od Prezesa, więc doprawdy legitymację obiektywnego może podbić tylko ten, który niedzielne wydarzenie w hali „Sokoła” w Krakowie potraktuje z precyzyjną surowością.
W talii kart, którymi warto się popisać wobec łaknących sceptycyzmu czytelników natknąć się można na następujące zarzuty: bo Nawrocki czytał z kartki, bo nie miał nawet promptera, bo wyglądało to komuś na improwizację albo mówca mu wypadł bez charyzmy. Jeden z komentatorów analizował kulisy wystąpienia, choć przyszedł na wydarzenie pięć minut przed jego zakończeniem i ten czas mógł postać pomiędzy toaletą a wejściem do samej sali – bo sama sala nabita była ludźmi po sam korek.
Dalszymi słowami automatycznie rezygnuję z podbicia legitymacji „obiektywisty”, bo całe na wydarzenie w Krakowie patrzę nader optymistycznie. Obserwowałem je od samego początku po sam koniec, kręcąc się nawet po miejscach gdzie nie było wolno (nie pilnowano zbyt fanatycznie). Rozmawiałem z tymi samymi ludźmi przed i po głównym przemówieniu, a raczej już nie z tymi samymi ludźmi. Słuchałem bowiem przed 16.00 o zwolennikach Czarnka a potem spotykałem już orędowników Nawrockiego. Prezes IPN ich po prostu porwał i przekonał – tam, na sali.
Oceniać charyzmę Nawrockiego można oczywiście różnie, ale nie da się zachować twarzy głosząc jednocześnie, że Andrzej Duda od poczatku porywał tłumy. Na spotkania z obecnym prezydentem z początku przychodziła garstka ludzi, za każdym razem słyszało się tę samą historię o tym, że polityk PiS siedział w salonce samolotu ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim, który mu miał wtedy przekazać Polskę w depozycie. I tak w kółko kataryniarza.
Załączam próbkę charyzmy Andrzeja Dudy sprzed 10 lat i zachęcam do porównania z wypowiedziami Nawrockiego z ostatnich spotkań ze słuchaczami prezesa IPN. Dziś zaś głowie państwa charyzmy w przemówieniach do tłumów nie odmówi nikt. Ale tamtych początków nie zapominajmy, bo pokazują właśnie ten mechanizm politycznej drogi.
Czytanie z kartki było faktem, w dodatku w naszym kraju z politykami – wyjadaczami takimi jak Kaczyński, Czarnek czy Tusk faktycznie – zdaje się mówienie „z głowy” warunkiem sine qua non elementarnej egzystencji. Tu jednak uznano inaczej – otóż oficjalne przedstawienie kandydata miało się odbyć bez cienia ryzyka wpadki słownej. Tzn. świadomie zrezygnowano z swobodniejszego trybu przemówienia. Czy dobrze, czy źle – nie mnie oceniać. Ale znajcie genezę tej formuły, zamiast dorabiać własne fantazje. Czytanie z promptera dla człowieka, który tego nie robił w praktyce zawodowo też bywa ryzykowne – a w Krakowie priorytetem było ryzyka wszelkie usunąć. Wielokrotnie czytałem z promptera w programach telewizyjnych – zdarzało się, że trzeba było powtarzać nagrania…. Prompter to nie taka prosta sztuka, a sztuczność i tak by szybko wychwycono.
Rzecz jasna prawicowy komentariat nie może zrezygnować z etykiety – pesymistycznie pomlaskać zawsze wypada, bo inaczej lecą pogardliwe epitety, że klakier, że bezkrytyczny, posłuszny itp. I oczywiście, że Nawrocki musi sztukę mówienia podciągnąć z poziomu bardzo dobrego do poziomu arcymistrzowskiego i same kartki należy chować w kieszeniach coraz głębiej. Patrząc jednak na szeroki kadr początku drogi wyborczej to Karol Nawrocki na starcie ruszył szybciej niż Andrzej Duda dekadę temu. A jak dobiegnie do mety?
ATAKUJĄ NAWROCKIEGO KŁAMSTWAMI! ZOBACZ JAK: