Skip to main content

Polska, mimo silnej i rosnącej gospodarki, ciągle jest krajem na dorobku. Pokazuje to m.in. podejście Polaków do inwestowania. Podejście, ale przede wszystkim możliwości i wiedza. Z tymi kwestiami jest u nas słabo. Podpowiadamy więc, jakimi sposobami oszczędzania i inwestowania warto się zainteresować.

Po pierwsze nie za bardzo mamy co inwestować. Z badania BIG InfoMonitor wynika, że oszczędności ma 83 proc. Polaków, ale nie są one duże. 17 proc. z nas nie ma żadnych oszczędności, zaś 33 proc. dzięki odłożonym pieniądzom zdołałoby się utrzymać góra przez miesiąc. Tylko 26 proc. dałoby radę utrzymać się przez ponad pół roku.
Największa grupa zgromadziła oszczędności w przedziale od dziesięciu do trzydziestu tysięcy złotych (18 proc.). Więcej niż sto tysięcy złotych zgromadziło jedynie 15 proc. Polaków. Mimo wszystko wskaźniki rosną, widać, że oszczędzamy.
Ale co dalej?
Prawda jest taka, że nie za bardzo wiemy, co z naszymi pieniędzmi robić. Naprawdę niewielu Polaków ma jasną, klarowną i konsekwentną strategię inwestycyjną. Wielu myśli, że to i tak nie dla nich. Że inwestowanie to zabawa dla bogatych.
– Cóż, nie mając oszczędności w ogóle, trudno je jakoś pomnażać. Wiele osób narzeka, że odsetki są niskie, że oferty nie takie. To nie do końca tak: oszczędności biorą się z małych rzeczy. Można opowiadać sobie bajki o niewydawaniu pieniędzy na awokado i kawie na mieście. Ale tak naprawdę o wiele ważniejsza jest po prostu konsekwencja. To dziś jest najlepszy moment na zaczęcie oszczędzania, a potem inwestowania – mówi naTemat.pl Katarzyna Niedźwiedzka, niezależna doradczyni inwestycyjna.
To racja, że 100 czy 200 zł trudno zainwestować. Ale można je oszczędzić. Jak widać z badań, jest spora grupa Polek i Polaków, którzy mają odłożone kilkadziesiąt tysięcy i nie za bardzo wiedzą, co z tym zrobić. Jednocześnie szukają możliwości zainwestowania. Często padali i padają nadal ofiarą oszustów. Takie afery jak Amber Gold czy GetBack nie wzięły się znikąd. Znikąd nie wzięli się oszuści polujący na oszczędności starszych osób, o czym od dawna jest głośno.
– Przed zainwestowaniem 50, 100 czy 150 tys. zł, warto zrobić krok wstecz i zastanowić się, po co i na jak długo inwestujemy. Inaczej podejdzie do tego ktoś, kto za dwa lata chce kupić samochód, a inaczej osoba, która odkłada na dodatkową emeryturę za dwie dekady – mówi w rozmowie z naTemat.pl Andrzej Gwiżdż, analityk platformy inwestycyjnej Portu.
– Jeśli planujemy wydać te pieniądze za 2–3 lata, najważniejsze jest bezpieczeństwo. Tu w grę wchodzą lokaty, obligacje skarbowe krótkoterminowe czy fundusze obligacji o krótkim terminie zapadalności. Trzeba uważać na fundusze obligacji długoterminowych – doradcy w bankach lubią je sprzedawać jako „bezpieczne”, a w praktyce ich notowania potrafiły spaść o kilkadziesiąt procent, gdy rosły stopy procentowe (np. w ostatnich latach w Polsce) – tłumaczy.
Dodaje, że jeżeli jednak mówimy o horyzoncie 10 lat i dłuższym, sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
– Tutaj opłaca się podjąć większe ryzyko i dać kapitałowi szansę na wyższy zysk – bo krótkoterminowe wahania w długim terminie nie mają dużego znaczenia. Akcje czy ETF-y akcyjne są naturalnym wyborem, ponieważ historycznie to właśnie rynek akcyjny był najlepszym miejscem do budowy kapitału i ochrony przed inflacją – mówi Gwiżdż.
Wyjaśnijmy, że ETF (Exchange Traded Fund) to rodzaj funduszu inwestycyjnego, który jest notowany na giełdzie papierów wartościowych. ETF-y to swoiste gotowe koszyki np. akcji, obligacji, surowców.
Gwiżdż tłumaczy jednocześnie, że z funduszami jest taki problem, że jeśli nie są to fundusze indeksowe czy ETF-y, to w długim terminie zazwyczaj wypadają gorzej niż sam rynek.
– Większe szanse na sukces mamy wtedy, gdy inwestujemy w cały rynek, zamiast próbować go pobić. Dziś jest coraz więcej możliwości, żeby robić to wygodnie i automatycznie. Jeśli ktoś nie chce na bieżąco śledzić giełdy, a z wypłaty zostaje mu co miesiąc kilkaset złotych, może ustawić stały przelew i pieniądze będą same się inwestować. Tak działają „robodoradcy”, na przykład Portu. Tam nie próbuje się wygrywać z rynkiem, tylko bierze się tyle, ile on daje, i płynie z jego nurtem – wyjaśnia.
Robodoradcy to pewnego rodzaju automatyczne systemy inwestowania, które same dostosowują się do rynku. Przed skorzystaniem z ich usług warto jednak sprawdzić opłaty, jakie się z tym wiążą.
Co zrobić, jak się ma odłożone 50, 100 czy 150 tysięcy złotych?
Z tegorocznej edycji badania Banku Millenium „Finanse Polaków” wynika, że Polacy coraz chętniej inwestują nadwyżki pieniędzy. Zadeklarowało tak 11 proc. respondentów, o 4 pkt proc. więcej niż ubiegłorocznym badaniu. Najchętniej lokują pieniądze w walutach, kruszcach i nieruchomościach.
Trudno powiedzieć, że te sposoby są złe, ale czy mają coś wspólnego z inwestowaniem? Waluty to raczej zamiana jednego środka pieniężnego na drugi. Ich wartość może wzrosnąć, może spaść, ale pieniądze tak ulokowane raczej na siebie nie pracują. Złoto to również raczej zabezpieczenie swoich oszczędności. Owszem, wartość kruszcu rośnie, ale on się nie pomnaża. To zamrożenie pieniędzy.
– Złoto najlepiej traktować nie jako inwestycję w klasycznym rozumieniu, ale jako formę zabezpieczenia. To swoista polisa bezpieczeństwa – opłacana systematycznie, z myślą o przyszłości – podkreśla Paweł Mazurek, członek zarządu Mennicy Mazovia.
Złoto ma jeszcze jedną zaletę: można je przechowywać samodzielnie, niezależnie od systemu bankowego czy dostępu do technologii. W świecie, w którym coraz więcej naszych pieniędzy istnieje wyłącznie jako cyfry na ekranie, fizyczny kruszec daje poczucie niezależności i realności. 
– To aktyw, którego nie można wyłączyć przyciskiem ani zablokować decyzją urzędnika. Dzięki temu wielu przedsiębiorców i osób prywatnych czuje się bezpieczniej, wiedząc, że mają w rękach coś namacalnego – dodaje Paweł Mazurek.

Podobnie jest z lokatami. Są popularne, bo łatwo je założyć i są oprocentowane wyżej niż zwykły rachunek bankowy. Ale jednocześnie nie pozwalają na jakiś realny spory zarobek, najlepsze oferty są też najczęściej ograniczone dodatkowymi warunkami. Często spotykany limit to 50 tysięcy złotych dla lokat z najlepszym oprocentowaniem (obecnie można znaleźć nawet oferty dające ponad 7-8 proc. w skali roku).
Nieruchomości są passe?
Z nieruchomościami to wiadomo: są tacy, którzy zarobili, są i tacy, którzy teraz próbują gorączkowo sprzedać to, co kupili. Ten sposób inwestowania jest dla osób z dużą gotówką, cierpliwych i znających się na rynku. Niedawno nie brakowało osób, które całe swoje oszczędności (albo i kredyty) pakowały w „betonowe złoto”. Wartość takich inwestycji widać teraz: ceny mieszkań nie rosną lub spadają, z wymarzonych zysków nic nie zostało. Wiele osób sprzedaje mieszkania „inwestycyjne”, by więcej na nich nie tracić.
Nie jest jednak powiedziane, że na nieruchomościach nie można zarobić. Solidny, ale długoterminowy zysk zapewniają np. nieruchomości komercyjne. Ale ten rynek wymaga dobrej znajomości tematu. Zauważmy, że problemy ma dziś wiele firm, które budowały tzw. condohotele. Takie inwestycje wymagają więc dużej ostrożności. No i sporych środków, to co najmniej kilkaset tysięcy do wyłożenia.
– Kiedy inwestujesz w mieszkanie na wynajem, najemcy comiesięcznym czynszem „spłacają” twój kapitał, a jednocześnie wartość nieruchomości systematycznie rośnie, zabezpieczając środki przed inflacją. To jednak inwestycja kapitałochłonna – wymaga większych środków na start i gotowości, by zamrozić część oszczędności na dłużej. Inwestor musi zaakceptować, że te pieniądze nie będą dostępne od ręki. One po prostu „idą do pracy” – i tak jak pracownik na etacie, zaczynają przynosić stały dochód, miesiąc po miesiącu – podkreśla Maciej Gołębiewski, ekspert do spraw inwestowania w nieruchomości i twórca dobregonajmu.pl
– Inwestowanie w nieruchomości na wynajem premiuje cierpliwość i odpowiedzialność. Nie daje spektakularnych zysków z dnia na dzień, ale nagradza tych, którzy myślą długoterminowo i potrafią pozwolić pieniądzom działać w tle, bez codziennego nadzoru – mówi ekspert. Wiele osób koncentruje się wyłącznie na rosnących cenach za metr kwadratowy, jednak to regularne wpływy z najmu mają większe znaczenie dla opłacalności. Dane historyczne pokazują, że aż 80 proc. realnych zysków z inwestycji w mieszkania pochodzi z czynszu, a nie z samej aprecjacji wartości – dodaje.
A co z „prawdziwym” inwestowaniem?
To oczywiście pojęcie bardzo umowne, nieco żartobliwe. Generalnie chodzi o wpuszczenie pieniędzy z taki obieg, podczas którego faktycznie zarabiają. Mamy do wyboru kilka opcji, ale która jest najlepsza?
Połączeniem oszczędzania i pomnażania swoich oszczędności są choćby IKE i IKZE. Produkty, na których nie zyska się od razu wielkich sum, ale mogą bardzo pomóc na starość. Podobnie jest z programem PPK. Są to trzy podstawowe produkty, rozwijane pod patronatem państwa, mające pomóc Polakom w pomnażaniu swoich pieniędzy. Są bezpieczne i zyskowne.
Takie opcje inwestowania dostępne są dla bardzo szerokiej grupy Polaków. Maksymalna kwota wpłaty na IKE w 2025 wynosi 26 019 zł, na IKZE można włożyć do 10 407,60 zł. Jest to więc idealny sposób, by spożytkować nadwyżkę ponad 35 tysięcy złotych.
Owszem, IKE i IKZE to produkty emerytalne, pieniądze bez tzw. podatku Belki można wypłacić dopiero po osiągnięciu 60 lub 65 lat. Ale to na razie bezpieczna i stabilna forma oszczędzania. Takich kont jest w Polsce zaledwie ok. 1,6 mln. Jedna osoba może mieć i IKE, i IKZE, a więc w najbardziej negatywnym scenariuszu można założyć, że konta IKE i IKZE ma zaledwie niecały milion Polaków.
– Mamy całą paletę lokat i obligacji. Tak, nie zapewnią one szybkiego zysku, ale są wśród nich produkty, które pozwolą przynajmniej chronić pieniądze przed inflacją. Weźmy np. tzw. obligacje antyinflacyjne, które nie stracą na wartości. Są w ofercie Ministerstwa Finansów. One są też najlepszym dla państwa sposobem zadłużania się. To tzw. zadłużenie wewnętrzne, uważane za lepsze od pożyczania pieniędzy w zagranicznych instytucjach. W najbliższych latach nic nie wskazuje na to, by państwo miało bankrutować, więc ryzyko wydaje się bardzo niskie – tłumaczy Katarzyna Niedźwiedzka.
Takie produkty mają jeszcze jedną cechę: można w miarę szybko się z nich wycofać. Wielu Polaków boi się inwestowania, bo uważa to za zamrożenie kapitału. Nie do końca. Lokatę na ogół można zerwać, na ogół rezygnując z odsetek lub płacąc podatek Belki (oczywiście tylko od zysku). Owszem, traci się na tym, ale to i tak porównywalne do trzymania pieniędzy na zwykłym koncie lub przysłowiowej skarpecie. Pod pewnymi warunkami można też dokonywać wypłat z PPK.
A giełda?
– Ze zdziwieniem przyglądam się statystykom, wedle których więcej Polaków inwestuje w kryptowaluty niż w giełdę. Zrozumienie giełdy nie jest może dziecinnie proste, ale rządzi się ona i tak o wiele prostszymi prawami niż rynek krypto. Mamy też przykłady spółek uważanych za bezpieczne. PZU, Orlen czy inne duże spółki rzadko nagle tracą na wartości, na dodatek wypłacają dywidendę – przypomina Niedźwiedzka.
– Akcje to historycznie najlepszy sposób na pomnażanie kapitału w długim terminie, ale trzeba liczyć się z dużą zmiennością. Historycznie dawały średnio ok. 7 proc. rocznie ponad inflację, czyli znacznie więcej niż obligacje czy lokaty. Dzięki temu długie inwestowanie w akcje potrafi wielokrotnie pomnożyć kapitał, szczególnie jeśli dywersyfikujemy globalnie, a nie ograniczamy się tylko do polskiej giełdy – dodaje Andrzej Gwiżdż.
Inwestowanie na giełdzie może być opłacalne już od 200-300 złotych miesięcznie. Jeśli ktoś chce spróbować, to powinien być gotowy na taki właśnie minimalny poziom wkładu. Z jednej strony będzie to nauka giełdy, z drugiej zapewni (lub powinno zapewnić) jakiś zysk.
– Kiedy już poznamy ten rynek, możemy spróbować zainwestować na giełdzie więcej pieniędzy, dywersyfikować ryzyko. Nie liczmy na to, że nagle staniemy się „wilkami z Wall Street”, bo nie o to tu chodzi. Na giełdzie spokojnie można inwestować długoterminowo – mówi Katarzyna Niedźwiedzka.
Zwraca uwagę na fakt, że nie liczy się tylko kurs akcji, ale i dywidendy. Dla przykładu rzućmy okiem na akcje Orlenu. W ciągu ostatnich 5 lat ich kurs wzrósł o 43 proc. Dziś jedna akcja kosztuje ok. 88 złotych, a jej posiadanie uprawnia do uzyskania dywidendy w wysokości 4,50 zł (tak planuje Orlen). To zgrubnie licząc 20 proc. zysku z posiadania jednej akcji.
Jak zabrać się za giełdę?
– Nasza tolerancja na ryzyko jest równie ważna przy wyborze instrumentów finansowych. Jeśli wizja spadku wartości inwestycji o 10–20 proc. powoduje u nas palpitacje serca, to lepiej wybrać mniej zmienne rozwiązania. Warto pamiętać, że spadki o 5-10 proc. na rynku akcji są czymś zupełnie normalnym i trzeba być na nie gotowym, zanim w ogóle zainwestujemy. Bo co z tego, że giełda w długim terminie rośnie, jeśli wpadniemy w panikę i sprzedamy akurat wtedy, gdy ceny są najniżej. Nawet najlepszy plan nie zadziała, jeśli ulegniemy emocjom – radzi Andrzej Gwiżdż.
Dodaje, że kluczowe w inwestowaniu jest też to, by nie stawiać wszystkiego na jedną kartę.
– Dywersyfikacja, czyli rozłożenie kapitału na różne rynki i branże zmniejsza ryzyko i pozwala spać spokojniej. Polacy wciąż w dużej mierze lokują oszczędności wyłącznie w krajowych aktywach (około 90 proc.), co jest ryzykowne – szczególnie jeśli w naszym regionie pojawią się napięcia geopolityczne. Globalny portfel, zbudowany choćby z pomocą ETF-ów, daje dużo większe bezpieczeństwo – mówi Gwiżdż.
W przypadku giełdy trzeba też pamiętać, że biura maklerskie pobierają opłaty okresowe albo prowizje od obrotu lub dokonanych operacji.
Jak pisał ostatnio Forbes, w Polsce jest zaledwie ok. 260 tys. aktywnych rachunków maklerskich, jednocześnie nawet 2 mln osób mogą inwestować pieniądze w kryptowaluty. Zdaniem ekspertów cytowanych przez Forbesa, Polacy w tego typu przedsięwzięcia mogli wpakować nawet ok. 30 mld złotych. To ponad jedna czwarta wartości indywidualnych inwestycji na giełdzie. Na giełdzie Polacy mają bowiem ok. 106 mld zł.
Z tego wynika również, że na statystycznym rachunku maklerskim znajduje się ponad 380 tys. zł. A więc giełda może być dobrym wyborem na zainwestowanie kilkudziesięciu tysięcy złotych. 
A może kryptowaluty?
W porównaniu z akcjami kryptowaluty są dużo bardziej ryzykowne. Mogą rosnąć spektakularnie, ale też spadać niemal do zera, bo ich wartość opiera się głównie na spekulacji.
– Jeśli ktoś boi się zmienności na giełdzie, tym bardziej nie powinien wchodzić w krypto. Sytuacja może być podobna jak przy bańce internetowej na początku lat 2000. Wtedy spółki potrafiły zmienić nazwę, żeby kojarzyć się z internetem i to wystarczało, żeby ich kursy rosły o kilkaset procent. Wyceny były oderwane od fundamentów, a po pęknięciu bańki większość takich firm zniknęła z rynku. Sama technologia przetrwała i zaczęła być stosowana na masową skalę, ale nie uratowało to tych spółek, które nie miały zdrowych fundamentów. Podobnie może być z kryptowalutami – przestrzega analityk Portu.
Dodaje, że blockchain jako technologia zapewne zostanie i wejdzie do codziennego użytku, ale większość projektów kryptowalut prawdopodobnie nie przetrwa.
– W przeciwieństwie do spółek giełdowych kryptowalut nie da się wycenić w oparciu o fundamenty, takie jak przychody, zyski czy dywidendy. W Polsce ponad 5 proc. naszych klientów inwestuje w kryptowaluty, które zwykle traktują jako dodatek do portfela, a nie jego podstawę – wyjaśnia.
Jak inwestować bezpiecznie?
Zacznijmy od podstawowych zasad inwestowania. Po pierwsze: nie inwestuj w coś, czego nie rozumiesz. Tę zasadę sformułowali ponoć Warren Buffet i Charlie Munger. Jeśli jakiś mechanizm jest dla ciebie niezrozumiały, niejasny, nie wkładaj w niego pieniędzy. Jeśli czegoś nie rozumiesz, narażasz się na ryzyko straty i podejmowania błędnych decyzji. Dlatego też bez odpowiedniej wiedzy niekoniecznie powinieneś inwestować w akcje modnych spółek. Kilka lat temu był na przykład boom na firmy biotechnologiczne. Minął.
Po drugie: inwestujesz swoje pieniądze, więc pamiętaj, że nie ma inwestycji wolnych od ryzyka. Na wszystkim możesz stracić. Im większe ryzyko, tym większa możliwa strata, ale i większe potencjalne zyski. Na przykład kupując obligacje, ryzykujesz niewiele, ale kokosów nie zarobisz. Jeśli otworzysz rachunek maklerski i kupisz akcje jakieś spółki z branży nowych technologii, możesz liczyć na pomnożenie wkładu lub jego stratę. Musisz określić, na czym ci zależy.
Po trzecie: musisz pamiętać o tym, że zainwestowanie pieniędzy trochę cię od nich odcina. To coś innego niż poduszka finansowa. Jeśli więc spodziewasz się, że możesz szybko potrzebować pieniędzy na ratowanie zdrowia, kupno samochodu czy mieszkania, to włożenie pieniędzy w złoto czy fundusz inwestycyjny może nie być najlepszym pomysłem. Jeśli musisz sprzedać coś szybko, to na ogół nie sprzedasz tego korzystnie.
Po czwarte: nie ma kwoty minimalnej. To nie jest tak, że inwestowanie jest dla bogatych. Jak masz jakiekolwiek oszczędności, to możesz (i prawdopodobnie warto) zmusić je do pracowania. Wiele osób nie docenia małych sum, a to błąd. Każda wypracowana suma zwiększa kwotę inwestycji, przez co cały czas inwestujesz więcej i zarabiasz więcej. Oczywiście kupno obligacji za 100 złotych nie zapewni ci godziwej emerytury, ale to nie znaczy, że nie warto składać, dokładać, pomnażać.
Po piąte: zachowaj ostrożność. Inwestuj tyle, ile możesz, nie pozbawiaj się ewentualnej poduszki finansowej na nieprzewidziane sytuacje. Nie wierz w cudowne oferty. W Polsce w pewnym momencie wiele mówiło się o inwestowaniu w branżę filmową. Produkcje znanych reżyserów miały osiągać rewelacyjne wyniki finansowe, często kończyło się klapą.
Nie tak dawno furorę robiły tokeny NFT, zachwycali się nimi inwestorzy. Dziś ich rynek przestaje powoli istnieć. Wiele firm oferuje tzw. inwestycje alternatywne: w złoto, w sztukę, nawet w wino i whisky czy klasyczne samochody. Wszystko to teoretycznie powinno zyskiwać na wartości w miarę upływu czasu. Ale te inwestycje obarczone są sporym ryzykiem.
Ale który sposób najlepszy?
Przede wszystkim określ, na czym ci zależy. Dla jednych najważniejsze będzie odkładanie pieniędzy na emeryturę, na start dla dziecka, inni chcą osiągnąć zysk i zainwestować go dalej. W pierwszej kolejności warto poszukać produktów inwestycyjnych w swoim banku. W zasadzie każdy duży bank w ramach bankowości internetowej proponuje swoim klientom dostęp do oferty różnych funduszy inwestycyjnych. To najprostsza forma inwestowania nadwyżek finansowych.
– I nieważne jakich. Wiele ofert startuje już z poziomu kilkuset złotych, tysiąca. Tyle wystarczy, by zacząć inwestować. Moim zdaniem to jest całkiem dobry pomysł: włożyć trochę pieniędzy, sprawdzić jak to działa, dołożyć, albo wyjść i poszukać czegoś innego. Jedni mogą to potraktować jako całkiem dobrą inwestycję, inni może stwierdzą, że chcą czegoś więcej, że chcą spróbować sami – mówi Katarzyna Niedźwiedzka.
– Osobiście ostrzegam przez lewarowaniem swoich inwestycji finansowych. Inwestuj tyle, ile masz, nie zapożyczaj się w tym celu – dodaje. 
Z badania „Finanse Polaków” wynika, że pytani podchodzą do inwestowania z dużą ostrożnością i tylko 19 proc. z nich czuje się pewnie w obszarze inwestycji. Do najczęściej wymienianych obaw należy pogląd, że inwestycje są dla osób, które dobrze się na tym znają (sądzi tak 60 proc. respondentów) lub są zamożne (48 proc. badanych). Twierdzą także, że zainwestowana gotówka jest zamrożona na długi czas (54 proc. badanych) albo że inwestowanie pochłania dużo czasu (46 proc. badanych).
Niedźwiedzka wyjaśnia, że te obawy są w większości nieuzasadnione.
– Najczęściej po porady zgłaszają się ludzie średnio zamożni, znający wartość swoich pieniędzy. Ci najbogatsi mają często własne duże fundusze, inwestujące spokojnie. Co symptomatyczne, to najmniej zamożni najwięcej ryzykują, na przykład na kryptowalutach. Średnia wartość portfela krypto to na ogół kilka tysięcy złotych i często jest to jedyna forma inwestycji danej osoby – zauważa.
– O dobre decyzje w dzisiejszym świecie jest bardzo trudno. Codziennie jesteśmy zalewani szumem informacyjnym i chwilowymi trendami – jednego dnia słyszysz, że warto inwestować w złoto, a następnego dnia, że złoto jest passé, itd. Zanim podejmiesz decyzję – każdą i zawsze – daj sobie czas na jej przemyślenie i weryfikację – mówi Anna Maria Panasiuk, wealth advisor.  
Musimy jeszcze przypomnieć, że inwestowanie pieniędzy wiąże się z ryzykiem. Ten tekst nie jest ofertą, nie jest zachętą i został napisany zgodnie w aktualną wiedzą autora i wypowiadających się w nim ekspertów.