Nothing rozszerza swoje portfolio produktów o kolejną kategorię. Po słuchawkach dokanałowych przyszła pora na nauszne. I, podobnie jak pozostałe sprzęty tej firmy, wyróżniają się przede wszystkim wzornictwem z przezroczystymi elementami, które zawstydzają nudne konstrukcje konkurencji. Nothing Headphone (1), bo właśnie o nich mowa, przyciągają wzrok swoim niespotykanym wyglądem, który pozwala „zajrzeć” do ich wnętrza. Jednak w słuchawkach wygląd nie jest najważniejszy. Liczy się to, jak grają.
Nie jestem ekspertem w dziedzinie audio, ale muszę przyznać, że słuchawki grają bardzo przyjemnie – przy słuchaniu muzyki popowej, rockowej, soundtracków, jak i muzyki klasycznej, gdzie każdy niuans ma znaczenie. Słucham zróżnicowanych utworów i w każdym z nich Nothing Headphone (1) oferowały miłe doznania. Niewątpliwie kluczową rolę odegrała tutaj brytyjska firma KEF znana z zaawansowanych rozwiązań audio dla najbardziej wymagających klientów. Współpraca z Nothing nie dotyczyła wyłącznie „dostrajania” słuchawek od strony software, ale także brała czynny udział w projektowaniu słuchawek i ich możliwości audio. Efektem tych prac jest umieszczenie w Headphone (1) specjalnie zaprojektowanych 40-milimetrowych przetworników dynamicznych, które zapewniają bogaty, naturalny dźwięk z głębokim basem, szczegółowymi tonami średnimi i wyrazistymi sopranami.
Nothing Headphone (1) od środka. Jak grają?
Nie jestem fanem tych wszystkich dziwnych technologii, które z dźwięku stereo starają się stworzyć doświadczenia przestrzenne i to, co oferuje Nothing w swoich słuchawkach Headphone (1), do mnie nie trafia. Czuć sztuczność – przede wszystkim w trybie „śledzenia głowy”, który sprawia, że mam wrażenie, że słucham muzyki w stereo, ale źródło dźwięku „stoi” w miejscu i kręcenie głową sprawia, że się od niego zwyczajnie odwracam. Jednak gdy wyłączam ten tryb i skupiam całą uwagę na dźwięku przestrzennym oferowanym przez Apple Music, muszę powiedzieć, że działa to przyzwoicie i tu rzeczywiście słychać różnicę. To ciekawostka, którą można przetestować, ale myślę, że niewielu będzie z niej korzystało non stop.
Co ważne, Headphone (1) dostarczane są z przewodem USB, który pozwala na słuchanie muzyki w bezstratnej jakości dźwięku. Moje uszy nie są aż tak wyczulone na niuanse akustyczne i o ile w przypadku mocno skompresowanych plików muzycznych słyszę różnicę, tak przy kodekach LDAC, Hi Res Audio aż tak tego nie dostrzegam. Apple Music przy połączeniu przewodowym informuje o odtwarzaniu muzyki w jakości Lossless, jednak nie umiem stwierdzić, czy taka też jest odbierana przez słuchawki – tu trzeba poczekać na dogłębne recenzje ekspertów, które zapewne niebawem się pojawią. W dość poręcznym, twardym etui znajdziemy też klasyczny przewód słuchawkowy pozwalający podłączyć słuchawki do sprzętów oferujących złącze jack. Warto jednak dodać, że Nothing Headphone (1) na kablu z tym złączem wciąż wymagają zasilania, więc gdy bateria się wyczerpie, nie ma możliwości korzystania z nich w trybie pasywnym.
Na szczęście bateria w Nothing Headphone (1) jest pojemna i wystarcza na ok. 35 godzin odtwarzania w trybie ANC, a przy wyłączonej redukcji szumów czas ten wydłuża się do aż 80 godzin. Co ciekawe, słuchawki odchodzą od trendu sterowania dotykowego, z którego tak chętnie korzysta konkurencja. W Headphone (1) znajdziemy kilka fizycznych przycisków sterujących: rolka, łopatka i przycisk.
Nothing Headphone (1) w praktyce. Co w trawie piszczy?
Ta pierwsza odpowiada za regulację głośności, wstrzymywanie i wznawianie odtwarzania i przełączanie ANC. Jest wykonana z gumowego materiału i nie posiada żadnej faktury, co niekiedy sprawa problemy, gdyż palec zwyczajnie się po niej ślizga i nie wyłapuje ruchu. Łopatka pozwala na wygodne przechodzenie między utworami lub płynne ich przewijanie, a przycisk – w zależności od jego konfiguracji – może działa na różne sposoby. W smartfonach Nothing łączy się z usługami i funkcjami systemu Nothing OS, w Androidzie i iOS może służyć do wywoływania asystenta głosowego. W aplikacji Nothing X można zmienić zachowanie przycisku, np. do przełączania trybów dźwięku przestrzennego, czy zmiany ustawień korektora graficznego.
Rozczarowujące jest ANC – przynajmniej adaptacyjna jego wersja. O ile na spacerze w miejskich warunkach szumy tłumione były w zadowalający sposób, tak w komunikacji miejskiej nieco ustępowały konkurencyjnym rozwiązaniom. Mogę śmiało powiedzieć, że w niektórych sytuacjach ANC w AirPods Pro 2. generacji sprawdzały się lepiej… lub to moje uszy wprowadzały mnie w błąd. Nothing Headphone (1) średnio radziły sobie przy podróży samolotem, choć przełączenie trybu adaptacyjnego na wysoki i jakość ANC znacznie wzrosła, choć wciąż do ideału było daleko. Nie da się jednak ukryć, że w wielu scenariuszach redukcja szumów się sprawdza i dla mniej wymagających lub wrażliwych osób będzie wystarczająca. Przełączanie między trybami ANC działa w porządku, podobnie jak tryb Transparentność, który wzmacnia dźwięki z zewnątrz i np. ułatwia rozmawianie z innymi, bez konieczności ściągania ich z głowy.
Dużo złego mogę natomiast powiedzieć o mikrofonach i funkcjach związanych z odcinaniem zewnętrznych głosów i szumów przy rozmowach telefonicznych. Do tej pory żadne słuchawki mnie nie zawiodły tak jak Nothing Headphone (1). O ile ja nie miałem problemu w usłyszeniu tego, co ktoś do mnie mówi, tak druga strona ciągle narzekała na ucinający głos. A to wszystko w warunkach umiarkowanego hałasu i szumu otoczenia oraz pełnego zasięgu. Próbowałem kilka razy i niestety prowadzenie rozmów przez te słuchawki nie należy do najprzyjemniejszych. Być może poprawi się to wraz z którąś z nadchodzących aktualizacji słuchawek (te testowane były w wersji 1.0.1.67).
Aplikacja do wszystkiego. Bez niej Nothing Headphone (1) nie mają sensu
Słuchawki współpracują z aplikacją mobilną Nothing X dostępną na iOS i Androida oraz NothingOS. I jak można się domyślić, z tym ostatnim działają najlepiej, gdyż Przycisk oferuje dodatkowe funkcje, w tym wygodne przeskakiwanie między aplikacjami muzycznymi. Ta opcja, na ten moment, zarezerwowana jest wyłącznie dla Nothing Phone (3), który na rynku zadebiutuje za kilka dni. Producent zapewnia, że pojawi się ona także w starszych modelach. Ja słuchawki testowałem w parze z iPhonem i niestety przez większość czasu nie miałem możliwości dostosowywania ich pod siebie z pomocą aplikacji, która wsparcie dla nich dostała dopiero w dniu oficjalnej premiery Nothing Headphone (1), która miała miejsce w miniony wtorek.
Teraz jednak mogłem z bliska przyjrzeć się dostępnym tam opcjom i trzeba powiedzieć, że jest ich całkiem sporo. Od możliwości zmiany poziomu ANC (domyślnie jest on ustawiony na adaptacyjny), przez dostosowywanie przycisków, po edycję equalizera, który pozwala naprawdę na dogłębną konfigurację pod własne upodobania. Ja jednak pozostałem przy domyślnych wartościach i dla mnie było to wystarczające, by cieszyć się przyjemnym dźwiękiem.
Co ciekawe, po tym, jak słuchawki połączyły się z aplikacją, przestała działać jedna opcja – płynne przewijanie utworów w Apple Music za pomocą „łopatki”. To jedna z funkcji, o której wspominałem wyżej. Wcześniej bez problemu mogłem przewijać utwory do ulubionych fragmentów jednym ruchem, obecnie nie jest to możliwe – przynajmniej na iPhonie. Co ciekawe, to przewijanie działa w aplikacji Apple TV, co pozwala na szybkie przeskakiwanie do przodu. Nothing, w swoich materiałach prasowych, informuje, że funkcja przewijania nie działa we wszystkich aplikacjach i nie wiadomo, czy będzie działać w przyszłości – zależeć ma to od twórców tych właśnie aplikacji. Dziwny ruch, tym bardziej że działało, a nie działa.
Nothing Headphone (1) – ceny i dostępność
Nothing Headphone (1) trafiają do sprzedaży w dwóch kolorach: czarnym i białym – choć ta biel powinna być nazwana srebrem, bo bliżej im właśnie do tego koloru. W Polsce mają one kosztować 1299 zł, czyli wpisują się w trend słuchawek nausznych z nieco wyższej półki. Ich globalna przedsprzedaż rozpocznie się 4 lipca 2025 roku na stronie nothing.tech oraz u wybranych partnerów. Otwarta sprzedaż ruszy 15 lipca 2025 roku.
Nowe słuchawki od Nothing. Czy warto?
Jak w przypadku każdych słuchawek, odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna. Dla mnie byłyby znacznie lepsze, gdyby oferowały więcej luzu na mojej głowie. Kilka milimetrów więcej i byłyby świetnym zamiennikiem do Anker Space One Pro, które recenzowałem kilka miesięcy temu. Niestety komfort jest dla mnie najważniejszy i w Nothing Headphone (1) go nie znalazłem. A szkoda, bo to bardzo fajne słuchawki, które warto rozważyć. Jednak jeśli będziecie mieć taką możliwość, sprawdźcie je przed podjęciem decyzji o zakupie. Być może na waszych głowach będą leżeć wygodniej, niż na mojej.
- wygląd
- wsparcie dla bezstratnej jakość dźwięku – także przewodowo przez USB-C
- wygodna aplikacja mobilna
- fizyczne przyciski do sterowania
- długa praca na jednym ładowaniu
- przeciętne ANC
- sztuczny tryb przestrzenny
- brak wymiennych nauszników
- niektóre funkcje zarezerowane wyłącznie dla smartfonów Nothing
Słuchawki do recenzji dostarczyła firma Nothing