Do tych dramatycznych wydarzeń doszło w podwarszawskich Ząbkach. To w tym mieście mieszka Krzysztof Kosyl, wraz z żoną i dwójką dzieci. Sam jest ratownikiem i od blisko 20 lat pracuje w warszawskim pogotowiu. Pomógł setkom osób, jeżdżąc w karetce. Jego żona również pracowała w pogotowiu oraz jako pielęgniarka w Szpitalu Praskim w Warszawie.
„Wzięły nasze psy i w tych piżamkach wybiegły na zewnątrz”
W Ząbkach mieszkają od blisko 10 lat. Kupili tam mieszkanie — na pierwszym piętrze bloku na jednym z osiedli. Wciąż spłacają kredyt. Tydzień temu, w sobotę 16 listopada, runął ich świat.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Pożar w słynnym luksusowym apartamentowcu w Warszawie. Ewakuowano mieszkańców
— Tego dnia, około godz. 20, wyszedłem z dwoma naszymi psami na spacer. Jak wróciłem, żona stwierdziła, żebym się nie rozbierał, to pojedziemy odebrać paczki. Gdy już byliśmy na miejscu, córka zadzwoniła, że w mieszkaniu coś się pali. Ja mówię: to lejcie wodę. Nie sądziłem, że to taka duża skala, jak się potem okazało. Hania, moja żona, zadzwoniła od razu do koleżanki, naszej sąsiadki, żeby sprawdziła, co się dzieje – opowiada pan Krzysztof.
Sami też wsiedli w auto i szybko wrócili do domu. Kiedy dojechali na miejsce, ich dwójka dzieci, 9-letnia córka i 7-letni syn, byli już na zewnątrz. Razem z psami.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Siedmiolatek z nożem rzucił się na rówieśnika w szkole. Jest reakcja dyrekcji
— To szczęście w nieszczęściu, że nic im się nie stało. Że zdążyli uciec. Jak wyjeżdżaliśmy, to we dwójkę siedzieli w salonie z popcornem i oglądali bajki. Byli już w piżamach, zaraz mieli iść spać. Wtedy mój synek poczuł dym. Okazało się, że wydobywał się z garderoby. Od razu pojawił się tam też ogień. Wystraszone dzieci wzięły nasze psy i w tych piżamkach wybiegły na zewnątrz – relacjonuje ratownik.
Nie dało się wejść do środka, więc spłonęło wszystko
— Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, to już paliło się konkretnie. Kiedy wchodziłem na klatkę, sąsiedzi otwierali skrzynki, by wyłączyć prąd. Gdy wszedłem na górę, to już cała garderoba i przedpokój były w ogniu. Próbowałem coś jeszcze tam gasić, z pomocą chłopaka, który, jak się okazało, był strażakiem z OSP i akurat przyjechał do znajomych. Ludzie poprzynosili gaśnice, ale na niewiele się zdały. Były już jak kropla w morzu. Nie dało się wejść do środka mieszkania, więc spłonęło właściwie wszystko – meble, sprzęty domowe, ubrania, dokumenty. A jak coś zostało po ugaszeniu pożaru przez strażaków, to nie nadaje się do użytku – wzdycha nasz rozmówca.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną pojawienia się ognia. Początkowo była wersja, że źródłem pożaru był akumulator w odkurzaczu, który znajdował się właśnie w garderobie. Strażacy stwierdzili jednak, że mogło dojść do zwarcia w instalacji. Będzie to jeszcze wyjaśniać policyjne dochodzenie.
Po ugaszeniu pożaru mieszkanie jest w fatalnym stanie. Wszystko jest osmalone, czarne, ucierpiały właściwie wszystkie pomieszczenia i korytarz. Pan Krzysztof nakręcił film komórką, na którym widać, jak to wszystko wygląda.
Ty też możesz pomóc. Sprawdź, jak
— Prawdopodobnie będziemy mogli wrócić kiedyś do naszego mieszkania, bo konstrukcja ścian nie została naruszona, ale musi przejść całkowity remont. Od zera, od tynkowania ścian i kładzenia nowej podłogi, aż po wszystkie instalacje. Tylko to wszystko będzie kosztować, a my jeszcze wciąż spłacamy kredyt na to mieszkanie. Nie wiem, jak to będzie – zastanawia się nasz rozmówca.
— Na razie znaleźliśmy tymczasowe schronienie u mojej siostry pod Mińskiem Mazowieckim. Mamy też propozycję od kolegi, z którym wiele lat pracowałem. Najważniejsze, że wszyscy żyjemy. Aż boję się myśleć, co by się stało, jakby ten pożar wybuchł w nocy, kiedy wszyscy byśmy spali – mówi drżącym głosem pan Krzysztof.
Teraz to on i jego rodzina potrzebują pomocy. Ich przyjaciele założyli zbiórkę w serwisie pomagam.pl, którą wspiera całym sercem i już nagłośniła m.in. Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego „Meditrans”, w której pracuje pan Krzysztof, a także strażacy z OSP Ząbki.
Ty również możesz pomóc. Wystarczy, że wejdziesz tutaj: na stronę pomagam.pl i wesprzesz zbiórkę. Liczy się każdy, nawet najdrobniejszy datek.