Skip to main content

Debian nie lubi fajerwerków przy okazji premier kolejnych wersji. Tu nikt nie robi fanfar, nie ogłasza rewolucji i nie obiecuje wywracania rynku do góry nogami. Zamiast tego dostajesz system, który po prostu działa — i aktualizacje, które po prostu robią to, co do nich należy. I tak samo jest z Debianem 13.2.

Debian 13 Trixie zadebiutował latem 2025 roku, a teraz doczekał się aktualizacji w stylu owej dystrybucji: wydanej po cichu i skupionej na tym, co najważniejsze. Wersja 13.2 nie wprowadza nowych funkcji — usuwa za to konieczność pobierania dziesiątek pakietów zaraz po instalacji. Nowe obrazy ISO, dostępne u producenta, mają wszystkie poprawki w środku.

Istnieje niemałe grono użytkowników, którzy rozumieją, że głównie małe, kosmetyczne zmiany decydują o tym, czy system wytrzyma tak długo, jak trzeba. Debian nikogo nie goni, nie próbuje być „najlepszy”, „najświeższy” i „najbardziej cool”. On ma być niezawodny. Pod tym względem, Debian ponownie dokręcił śrubę mocniej.

Stabilniejszy system, mniej ryzyka

Wśród poprawek warto zwrócić uwagę na curl, który dostał zestaw łat usuwających problemy związane z odczytem poza buforem, cache poisoningiem i możliwymi atakami typu path traversal. Nowa aktualizacja to mniejsze ryzyko ataków wykorzystujących niepozorne błędy w obsłudze adresów URL.

Systemd natomiast – debianowska legenda – otrzymał stabilną aktualizację poprawiającą obsługę DNS-over-TLS w usłudze systemd-resolved oraz zwiększającą ogólną odporność usług. Qemu załatało lukę pozwalającą na wywołanie DoS, co dla środowisk wirtualizacyjnych jest bardzo ważnym szczegółem. Niby tylko drobiazgi, ale to one właśnie dla wielu użytkowników znaczą mniej więcej tyle: „bezpieczna przystań”. I to taka naprawdę bezpieczna. Power-userzy oraz serwerowcy będą ukontentowani.

Czytaj dalej poniżej

Lista zmian, która robi robotę

Lwią część pracy wykonał zespół bezpieczeństwa Debiana, publikując osobne, konkretne aktualizacje dla najważniejszych pakietów. Na liście są m.in. Chromium, Firefox ESR, Linux kernel (w wersjach dla AMD64 i ARM64), OpenSSL, Thunderbird i ImageMagick. Krótko mówiąc: usprawniono główne filary systemu i aplikacji, które codziennie przetwarzają dane nie tylko użytkownika lokalnego, ale i całej infrastruktury.

Usunięto również pakiet rust-profiling-procmacros — po prostu nikt go realnie nie używał. Debian potrafi być bezlitosny dla zbędnych elementów, co w świecie dystrybucji linuksowych nie jest standardem. Takie „czyszczenie” ma też nieco inną intencję: nikt nie chciałby, żeby nieużywany pakiet stał się wrotami do wykonania jakiegoś wyrafinowanego ataku.

Brzmi banalnie? Absolutnie nie. Większość ataków nie opiera się na filmowych scenariuszach, lecz na prostych exploitach wynikających z zaniedbanych zależności. Debian żyje długo dzięki temu, że usuwa potencjalne problemy, zanim staną się czymś groźnym. Jak chodzi o emocje, to więcej jest ich na grzybach. Ale nie o to tutaj chodzi.

Debian kontra Ubuntu

Debian 13 pozostanie aktywnie wspierany do sierpnia 2028 r. To trzy lata łat, stabilności i konserwatywnego podejścia do zmian. Kolejna duża wersja – Debian 14 Forky – nadejdzie dopiero w 2027 roku. W tym czasie w świecie technologii minie wręcz cała epoka. 

Dlaczego tu w ogóle wspominamy o Ubuntu? Bo bazuje na Debian Unstable i proponuje zupełnie inny model: aktualizacje są tworzone szybciej, prędzej wdraża się nowsze pakiety, wszystko dzieje się bardziej „tu i teraz”. Dla większości użytkowników to wygodniejszy wybór — świeższe środowiska graficzne, sterowniki i oprogramowanie. Debian stał się serio popularny właśnie dzięki Ubuntu. Natomiast „goły” Debian to zasadniczo bardzo wąska nisza. Ten jednak w tym swoim małym środowisku czuje się naprawdę dobrze. 

Istnieje niemała grupa użytkowników, którzy z Debianem spróbowali tchnąć nowe życie w starsze laptopy, które zderzyły się z barierami sprzętowymi Windowsa 11. Dla części użytkowników to naturalna droga: kiedy kończy się wsparcie Windows 10, Debian staje się opcją „na bardzo długo”. Power-userzy nie mają z tym problemu. Mniej zaznajomieni z Linuxem używają do takich tranzycji Ubuntu lub po prostu Minta, który jest doskonale przystosowany do słabszych komputerów.

Czytaj również: Fani Linuxa świętują. Oto, co stało się na Steamie

Bez krzyków, ale z sensem

Mamy tu przykład aktualizacji, która nawet nie próbuje udawać czegoś rewolucyjnego. To zwyczajnie kolejny punkt na mapie projektu, który od lat rozwija się równym, niezbyt żwawym tempem. Debian taki właśnie jest od lat: konserwatywny, powściągliwy, flegmatyczny, ale konkretny: trochę jak brytyjska rodzina królewska (przynajmniej na zewnątrz). Istnieją wśród Was użytkownicy, którzy to właśnie uwielbiają — i dobrze. Każdy w świecie technologii może znaleźć coś specjalnie dla siebie.