Skip to main content

Ktoś tego nie przemyślał

Chińska platforma jest podmiotem, przeciw któremu w listopadzie 2024 r. Komisja Europejska wszczęła formalne postępowanie mające ocenić, czy firma mogła naruszyć akt o usługach cyfrowych w obszarach związanych ze sprzedażą nielegalnych produktów. Mówi się też o potencjalnie uzależniającej konstrukcji usługi oraz systemach użytych do podtykania klientom konkretnych produktów. Wreszcie Temu nielegalnie wykorzystuje dane wrażliwe, które udostępnia swoim specjalistom w celu optymalizowania mechanizmów sprzedażowych.

Bardzo kontrowersyjny wydaje się w tej sytuacji fakt, że polscy podatnicy mają się dokładać do rozwijania sieci sprzedaży podmiotu wpieranego przez chiński rząd ulgami podatkowymi dla firm, które sprzedają swoje produkty na Temu. Efektem takiej polityki jest zalewanie europejskiego rynku tanimi produktami niespełniającym unijnych wymogów w zakresie standardów jakości czy zrównoważonego rozwoju.

W tym kontekście śmieszy również komunikat wydany przez kierownictwo Poczty Polskiej: „Bliższa współpraca umożliwi płynną integrację logistyczną, a w konsekwencji zapewni szybsze dostawy klientom w całej Polsce realizowane za pośrednictwem Poczty Polskiej”. Czy mówimy tutaj o tej samej firmie, która ma nieustające kłopoty z dostarczaniem na czas zaprenumerowanych egzemplarzy „Przeglądu” do naszych czytelników?

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Na Pocztę Polską za tę współpracę natychmiast wylała się fala krytyki. Spółka argumentuje, że działa zgodnie z prawem. Co z tego, że osłabia przy tym lokalnych graczy? Chińskie produkty są średnio o 20 proc. tańsze od innych, m.in. z powodu wspomnianych subsydiów czy ulg podatkowych. Żeby nadgonić, polscy e-sprzedawcy musieliby działać poza prawem, stosując ceny dumpingowe.

„Jest to rozczarowujące działanie spółki skarbu państwa, które osłabi pozycję konkurencyjną polskich i europejskich firm. Chińskie firmy są nie tylko subsydiowane przed rząd Państwa Środka, ale – jak widać – do ich rozwoju przyczyni się Poczta Polska. Jestem zdziwiona i zaniepokojona takimi partnerstwami. Musiało się to odbyć poza wiedzą rządu. Nie wierzę, że nasi politycy by do tego dopuścili”, powiedziała dziennikowi „Rzeczpospolita” Patrycja Sass-Staniszewska z Izby Gospodarki Elektronicznej.

Poczta Polska tłumaczy się i używa jeszcze jednego argumentu. Skoro inne, komercyjne firmy dostarczają paczki od Temu, to dlaczego ona nie może? Różnica jest jednak znaczna. Poczta Polska to spółka należąca do skarbu państwa, a więc niejako reprezentująca interesy wszystkich obywateli. Takim ruchem uderzyła w polskich przedsiębiorców i wymierzyła policzek każdemu przyzwoitemu obywatelowi tego kraju. Kto bowiem podpisałby umowę o współpracy z podmiotem, który jest podejrzewany o łamanie praw człowieka i wykorzystywanie do pracy małoletnich?

Pranie mózgu

W aplikacji Temu można rzekomo dostać wszystko. I to za bezcen. Podobnie jest z platformą Shein, która promuje m.in. fast fashion, czyli tanie modne ciuchy (często ich żywot nie jest dłuższy niż do drugiego prania). Dzięki ogólnej dostępności i krzykliwości chińskie aplikacje przyciągają na całym świecie miliony użytkowników. Według danych Gemius Mediapanel tylko w styczniu 2024 r. aplikację oraz portal Temu odwiedziło w Polsce prawie 15 mln realnych użytkowników. Aplikację Shein oraz jej webowy odpowiednik www.shein.com odwiedziło ponad 6 mln realnych użytkowników. Takie wyniki wskazują, że obydwie aplikacje plasują się w ścisłej czołówce sklepów, z których korzystają polscy konsumenci.

Obydwie platformy są jednak oskarżane o nieuczciwą konkurencję. Jak wynika z analiz Ministerstwa Rozwoju i Technologii oraz skarg, które wpływają do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, praktyki stosowane przez Temu i Shein mogą naruszać wiele krajowych i unijnych przepisów związanych z ochroną konsumentów.

Aplikacje Shein i Temu Ichiro Ohara / Yomiuri / The Yomiuri Shimbun via AFP / AFP

Aplikacje Shein i Temu

Jednym z głównych zarzutów jest nieprzestrzeganie przez platformy przepisów Dyrektywy Omnibus, która obliguje m.in. do informowania o cenie, jaka obowiązywała 30 dni przed wprowadzeniem zniżki, czy pokazywania najniższej dotychczasowej ceny za dany produkt.

Jeśli chodzi o Temu, wśród najważniejszych zarzutów jest stosowanie komunikatów oraz pseudoliczników, które np. odliczają czas do końca promocji. Wszystkie te działania, wykrzykniki nakłaniają do pośpiechu, co może powodować dodatkową presję odczuwaną przez konsumentów. Shein z kolei jest oskarżane o oszukiwanie przy ocenach produktów. Tym, na co często narzekają konsumenci w obydwu przypadkach, jest problem skali. Wiele produktów na zdjęciach wygląda na większe niż w rzeczywistości. A wymiarów często nie ma w opisach produktów.

W Unii Europejskiej narasta zaniepokojenie działalnością obu platform. Organizacje konsumenckie, które już wcześniej składały na nie skargi, zarzucają im handel produktami podrabianymi, towarami bez odpowiednich certyfikatów oraz manipulowanie konsumentami.

Mateusz Krymski / PAP

Kiedy patrzy się na interfejs tych aplikacji, rzeczywiście widać, że obydwie krzyczą do użytkowników i stale ich popędzają. Zalew wyskakujących w kółko komunikatów jest tak duży, że można zapomnieć, czego tak naprawdę się szuka. Taki klimat sprzyja podejmowaniu nieracjonalnych decyzji podczas zakupów. Przy karcie produktu przeważnie znajduje się licznik, który odlicza czas do końca darmowej dostawy. To bardzo często są minuty – sekundy odliczane są błyskawicznie.

Zupełnie inną sprawą jest jakość towarów oferowanych przez wspomniane platformy. Produkty z Temu można porównać do bubli, które w latach 90. sprzedawano na wszelkiego rodzaju targowiskach. Można uznać, że Temu jest pewną ewolucją tego typu straganowo-kioskowej tandety z poprzedniego stulecia. Wszystko przy tym jest podane w cukierkowej formule z szybką wysyłką.

Jest to kolejny po TikToku przykład platform z Chin, które robią niemało zamieszania w Europie. W tym wypadku nie chodzi jedynie o walkę gospodarczą, ta forma kuszenia klientów ociera się o stosowanie soft power, techniki umiejętnego przekonywania do zasobów kulturowych i budowania pozytywnego wizerunku danego kraju oraz wzbudzania zainteresowania obcokrajowców. Aplikacje schlebiające nadmiernemu konsumpcjonizmowi, w tym dające dostęp do szybkiej mody (fast fashion), są idealnym narzędziem do przekonywania do siebie młodych Europejczyków. Szczególnie że wszystko w nich jest w przystępnych cenach. Jak wynika z wielu badań, młodzi ludzie lubią gadżety.

Według Global Soft Power Index, tworzonego przez firmę Brand Finance, która bada atrakcyjność państw dla międzynarodowej publiczności, Chiny w ostatnim roku przeskoczyły, jeśli chodzi o atrakcyjność, z piątego na trzecie miejsce, plasując się tuż za Wielką Brytanią i Ameryką, która w tym zestawieniu ma niezmiennie pierwszą lokatę.

Pozostaje pytanie, czy klientom przeszkadzają nieprawidłowości, którymi martwi się UOKiK, MRiT czy Unia Europejska. Odpowiedzmy w ten sposób – w sklepie z aplikacjami Google program Temu ma ocenę 4,7 na 5 gwiazdek. Pod koniec 2024 r. platforma miała już nie 15 mln, ale 18,2 mln realnych użytkowników. Ukochane przez Polaków Allegro ma ich tymczasem 18,9 mln.

Francja staje okoniem

11 czerwca 2025 r. francuski Senat większością głosów zdecydował o poparciu nowej ustawy regulującej działalność tanich gigantów odzieżowych. Nikt nie kryje, że nowe prawo jest wymierzone głównie w chińskie platformy e-commerce, takie jak Shein i Temu. Projekt ustawy powstał przede wszystkim w celu zajęcia się wpływem fast fashion na środowisko, ale również na ekonomię. W końcu zalewanie Europy chińskimi wyrobami w niskich cenach to efekt ich masowej produkcji. Francuzi przewidzieli m.in. system ekopunktów, który będzie uwzględniał m.in. poziom emisji gazów cieplarnianych, wykorzystanie zasobów i możliwości recyklingu.

Nad markami o najniższych wynikach zawiśnie widmo dodatkowego opodatkowania do 5 euro za sztukę odzieży, począwszy od tego roku. Do 2030 r. maksymalna stawka wzrośnie do 10 euro. Podatek nie może jednak przekroczyć 50 proc. ceny detalicznej produktu. Ale ważniejsze jest to, że we francuskim projekcie ustawy zawarto zakaz reklamowania marek fast fashion, a także przewidziano sankcje dla influencerów, którzy odważą się promować takie firmy w internecie.

Mimo to francuscy ekolodzy nie są zadowoleni z ustawy. Uważają, że skupienie się na markach z Chin jest błędem i zmarnowaną szansą. Nowe prawo chroni bowiem graczy europejskich, takich jak Zara, H&M czy Kiabi.

„Mamy akt prawny, który będzie nakierowany na dwie marki, pomija zatem to, co stanowi przynajmniej 90 proc. produkcji odzieży sprzedawanej we Francji. Jest to więc stracona szansa. Moglibyśmy mieć prawdziwe ambicje środowiskowe. Jesteśmy bardzo rozczarowani, ponieważ ostatecznie widzimy, że to ochrona gospodarcza stała się siłą napędową tej ustawy. A na początku były ambicje, aby pchnąć sektor w kierunku bardziej zrównoważonych praktyk”, stwierdził w rozmowie z Euronews Pierre Condamine, kierownik kampanii w Friends of the Earth France.

Przeglad 27(1) Tygodnik Przegląd

Przeglad 27(1)

Korea bis?

Chińska ekspansja nie jest zjawiskiem ani nowym, ani zaskakującym. Jeszcze 20 lat temu Amerykanie śmiali się z „głupich Koreańczyków”, którzy wysyłali za bezcen do USA całe kontenery telewizorów i telefonów komórkowych, a z powrotem przyjmowali jedynie puste kontenerowce.

Ta szarża pozwoliła wybić się na amerykańskim rynku na pozycję lidera m.in. Samsungowi. Niektórzy fani elektroniki mówią nawet, że telefony Samsunga to iPhone’y w świecie systemu Android. Od 2011 aż do 2022 r. Samsung pozostawał światowym liderem sprzedaży smartfonów. Ma ok. 18 proc. udziału w rynku, tak samo jak jego główny konkurent z Cupertino, plasujący się dziś na pierwszym miejscu – chociaż to przewaga na milimetry. Warto przy okazji zauważyć, że na kolejnych trzech miejscach znajdują się tylko chińskie firmy: Xiaomi, Transsion i OPPO, a ich łączny udział w rynku daje dziś ponad 30 proc.

Podobne tendencje widać na rynku samochodowym. Ostatnio często się słyszy, że pojawiła się u nas kolejna marka z Chin. Dziennikarze motoryzacyjni uważnie przyglądają się temu zjawisku i weryfikują na bieżąco jakość chińskich samochodów. Można w tej chwili jedynie powiedzieć, że pierwsze zachwyty (o ile jakieś były) minęły i mimo wnętrz rodem z mercedesa na przeglądzie u mechanika nie jest już tak wesoło.

Podobnie jak chińskie marki zaczynała nad Wisłą w połowie lat 90. koreańska Kia. Pojawiła się jako przystępna cenowo alternatywa dla droższych aut europejskich. Kia przez lata kojarzyła się z tandetą, lecz dziś na stałe zagościła na polskich drogach.

Unia Europejska nie chce chyba jednak powtórki z rozrywki. Pod koniec 2024 r. wdrożyła cła na chińskie auta elektryczne. To reakcja na dynamicznie rosnący udział chińskich producentów w europejskim rynku motoryzacyjnym. Pytanie, czy działania te, podobnie jak w wypadku chińskich aplikacji, które mimo licznych oszustw zostają z pięciogwiazdkową oceną konsumentów, przyniosą zamierzony efekt. Zwłaszcza że według statystyk Europa nadal jest głównym odbiorcą chińskich elektryków. Ma do nas trafiać 40 proc. tamtejszej produkcji.

Chińczycy zaś rozpracowali Europę już parę lat temu i wiedzą, jak grać na strunach konsumpcjonizmu. Umiejętnie podsycanym na też pochodzącym z Chin TikToku. Tę chińską falę trzeba było zatrzymać na poziomie administracyjnym wiele lat temu. Dziś nikt nie zrezygnuje z ułudy życia „na wypasie”. W końcu klienci chińskich aplikacji „kupują jak milionerzy”.