Skip to main content
WiadomościWszystko

Polacy boją się fentanylu – narkotyku zombie. Ale nadciąga inna, dużo gorsza epidemia

Autor 1 kwietnia 2025Brak komentarzy

Paulina, 27-latka miała brać ślub. Nie dożyła. Wzięła śmiertelną mieszankę leków. Nie planowała samobójstwa. Przedawkowała to, od czego się uzależniła. Leki kupiła w aptece. Choć w Polsce, na czarnym rynku, są już opioidy pięć razy silniejsze niż fentanyl i pięćset razy silniejsze niż morfina, to nie one są naszym problemem.

Reportaż „Uwaga!” TVN o 27-letniej Paulinie, która zmarła w wyniku przedawkowania mieszanki leków – opioidów i benzodiazepin, stacja wyemitowała w piątek. Matka pokazuje leki, jakie jej córka brała garściami.
A narzeczony Pauliny ze łzami w oczach mówi, że odwołał ślub, do którego Paulina nie miała siły się przygotować. Nie miała siły nawet jeść, więc karmił ją łyżeczką.
W Warszawie zaledwie kilka dni wcześniej, na Kongresie Neurologii i Psychiatrii w Warszawie, prof. dr hab. med. Marcin Wojnar, psychiatra, miał wystąpienie pt.: „Czy Polsce grozi epidemia opioidowa, epidemia fentanylu?”. I wygląda na to, że to, co mówił, to były prorocze słowa:
– Nie grozi nam epidemia fentanylowa – syntetycznych opioidów, narkotyków kupowanych na ulicy. Grozi nam epidemia tych doustnych – powiedział szef Katedry i Kliniki Psychiatrycznej WUM o lekach, które Polacy legalnie kupują w aptece, ale dużo częściej zdobywają je nielegalnie.
Recepta na opioidy i benzodiazepiny coraz łatwiejsza
Lubimy sensację i lubimy patrzeć na Amerykę. I gdy stacja CNN coraz częściej zaczynała wiadomości dnia od ludzi – zombie umierających na ulicach z przedawkowania fentanylu, wypatrywaliśmy, kiedy ten narkotyk dotrze do Polski.
Medialnie doczekaliśmy się rok temu. Maleńki Żuromin pod Warszawą został ogłoszony „polską stolicą fentanylu” po tym, jak w zaledwie 10-tysięcznym miasteczku zmarło nagle pięć osób, właśnie po przedawkowaniu tego narkotyku. Ale to była tylko sprawa rozdmuchana przed media.
W Polsce zawsze był problem z leczeniem bólu – ze znieczuleniem do porodów i z tym, żeby chorzy onkologicznie nie cierpieli. Takich leków brakowało też w aptekach, bo wielu farmaceutów nie chciało robić sobie kłopotów, jakie z nimi mieli – musieli trzymać je w sejfach i pilnować biurokratycznych procedur.
Dlatego recepty na silne leki przeciwbólowe były i są na wagę złota dla wielu pacjentów. Gdy pojawiły się teleporady i receptomaty, droga do kupienia tych leków na szczęście dla wielu cierpiących pacjentów stała prostsza.
Problemem stało się to, że zaczęło po te leki sięgać coraz więcej osób, które w taki sposób leczy nie fizyczny, ale psychiczny ból. A opioidy, tak jak benzodiazepiny, jeśli stosowane są nieumiejętnie, szybko uzależniają.
Reszta, czyli prawie 90 procent uzależnionych, to żyła złota dla nieuczciwego lekarza, który za pieniądze wystawi każdemu dowolną receptę.
W zeszłym roku głośna była sprawa lekarki z Poznania, która została aresztowana, bo zapisywała opioidy, w tym fentanyl każdemu, kto chciał – pacjenci w sumie wykupili tych leków w aptekach aż za 450 tys. złotych.  
Niedawno obiegła media inna historia – „lekarza” z Ukrainy, który nie dostał zgody na pracę w Polsce od izb lekarskich, więc złożył wniosek do Ministerstwa Zdrowia, które nie sprawdziło prawdziwości jego dyplomu i dało mu zgodę na pracę. On także wypisywał recepty na opioidy. Tymczasem w ogóle nie był lekarzem. Jak to możliwe?
Po wybuchu wojny, pod pretekstem ułatwienia pracy lekarzom z Ukrainy, doszło do takiego absurdu, że lekarzem w Polsce mógł zostać niemal każdy, kto przyjechał spoza Unii Europejskiej i legitymował się dyplomem lekarza, choćby kupionym na bazarze w Turcji.
Fentanyl jest tańszy niż heroina
Wróćmy jeszcze na chwilę do USA. Jak to możliwe, że tak błyskawicznie doszła tam do epidemii uzależnień i śmierci z powodu fentanylu? Po pierwsze jest on bardzo łatwo dostępny. Po drugie „ekonomiczny”. Heroinista potrzebuje ok. 80 dolarów, by kupić dzienną dawkę narkotyku. Uzależnionemu od fentanylu wystarczy zaledwie pięć, maksymalnie osiem dolarów dziennie.
– Te nowe środki – syntetyki są bardzo tanie. I nie ma żadnego kłopotu z ich dostaniem. Produkcja przeniosła się z Ameryki Południowej do Środkowej, ale 70 procent produkcji narkotyków odbywa się Meksyku. To dlatego Donald Trump jest tak zdeterminowany, by uszczelnić granicę z Meksykiem – żeby zatrzymać przerzuty narkotyków – tłumaczy prof. Marcin Wojnar.
Wielka liczba zgonów w Ameryce wynika z tego, że uzależnieni mieszają różne narkotyki, np. opioidy ze stymulantami, a jedne i drugie są śmiertelne w przypadku przedawkowań. W dodatku opioidami są zanieczyszczane wszystkie inne narkotyki.
Fentanyl i jego pochodne mają domieszki kannabinoidów, a kupujący narkotyki na czarnym rynku tak naprawdę nie wiedzą, co przyjmują i ile tego mogą przyjąć, by nie przedawkować. W składzie są nawet silne stosowane w weterynarii, które potęgują działanie opioidów.
Dla przeciętnej osoby może wydać się to niezrozumiałe, by nie powiedzieć głupie, że ktoś w ogóle sięga po narkotyki, tym bardziej niewiadomego pochodzenia. A jednak wiele w USA jest dziś w kryzysie psychicznym, rodzinnym albo zmaga się z bezrobociem, a dostęp do lekarzy i profesjonalnej pomocy psychiatrycznej, w tym związanej terapii dla uzależnionych, jest utrudniony. Ludzie sięgają po leki opioidowe, bo jak mówi profesor Wojnar „samoleczą się”.
Opioidy na receptę, a nie fentanyl to polski problem
O syntetycznych opioidach mówi się ogólnie, że to fentanyl. – To nie jest fentanyl. To są analogi fentanylu. I tych analogów psychoaktywnych, które są dostępne w obrocie na czarnym rynku, jest kilkanaście – tłumaczy prof. Wojnar.
Dlaczego fentanyl i syntetyczne opioidy zabijają częściej niż opioidy naturalne i heroina?
Patrzymy na Amerykę, ale fentanyl i inne syntetyczne opioidy na czarnym rynku w Europie były już w pierwszej połowie lat 2000. W dodatku już wtedy można było kupić wspomnianą pochodną fentanylu używaną do znieczulania koni i krów.
Dziś legalne leki przeciwbólowe, które możemy kupić w aptece, czyli opioidy, coraz bardziej „rozpychają” się też na narkotykowym rynku w Europie.
Jednak zgony z powodu fentanylu, których tak wystraszyliśmy się w Polsce w ubiegłym roku, to nie jest jeszcze nasz problem. Ale już Litwy, Łotwy i Estonii – tak. Fentanyl jest też popularny w Bułgarii i na Słowacji. Wskoczył na miejsce heroiny, która była tam trudno dostępna.
Jest już też coś, przy czym fentanyl może się schować. To nitazeny – syntetyczne opioidy, które powstały w latach 50., z myślą o pacjentach z najsilniejszymi bólami. Pięć razy silniejsze niż fentanyl i 500 razy silniejsze niż heroina. 
I właśnie z tego ostatniego powodu nigdy nie zostały zarejestrowane do leczenia – za duże było ryzyko uzależnienia, przedawkowania, a w efekcie zgonów pacjentów. 
Na rynek, czarny oczywiście, weszły. Najpierw w Teksasie i Illinois, a teraz w kilku innych stanach zabijają. A dziś zaczynają być coraz popularniejsze w Europie.
Czy mamy się zacząć bać? Nie. – Zgonów związanych z syntetycznymi opioidami w Europie prawie nie ma. W 2023 w Stanach Zjednoczonych było 120 tysięcy zgonów z ich powodu, w Europie, w tym samym roku zaledwie 163 – mówi prof. Wojnar.
I przywołuje przykład Żuromina – po tym, jak media obiegła wieść o fentanylu zabijającym Polaków, Ministerstwo Zdrowia zrobiło audyt, który wykazał, że fentanylu w naszym kraju prawie w ogóle nie ma, a sprawa Żuromina, to totalny wyjątek na mapie Polski. Przy okazji wyszło jednak coś innego – to, że sprzedaż opioidów w Polsce wzrosła o 255 procent w ciągu ostatnich kilku lat. I że był to oksykodon i tramadol.
Tylko że te dane to nie ilość opakowań leków, czy ich dawek – chodzi o pieniądze, jakie Polacy wydali na leki. Te dane niewiele więc pokazały, bo to złotówki, a była inflacja. 
Profesor Wojnar zrobił więc własne „śledztwo”. Sprawdził, że w 2024 roku w Polsce rozeszło się 10 mln 700 tys. opakowań oksykodonu i tramadolu.
Opakowania leków mają różną ilość tabletek, a te są w mniejszych i większych dawkach. Przeliczył wiec dawki i okazało się, że w zeszłym roku (a dokładnie od listopada 2023 do listopada 2024), sprzedano w naszym kraju 171 mln dawek. 
Prof. Marcin Wojnar zauważył jeszcze, że każdego roku liczna sprzedanych dawek rośnie o średnio o prawie 10 procent, a oksykodonu aż o 20.
– Leki opioidowe, doustne, są masowo sprzedawane w Polsce. I co więcej, tylko 25 procent tych leków pochodzi z recept lekarzy. 75 procent rozchodzi się na czarnym rynku – mówi prof. Marcin Wojnar. I dodaje: – Mamy problem. Nie z fentanylem. Być może Polsce grozi inna epidemia.