Jego nazwą można sobie połamać język, ale to nie dlatego parazaurolof od lat przyciąga uwagę naukowców. Ten już dawno wymarły rodzaj dinozaura, wciąż nie daje spokoju badaczom, którzy chcą poznać jego sekret.
Skamieliny dinozaurów nie tylko cieszą odwiedzających w muzeum, ale dają naukowcom wyjątkowy środek do spojrzenia w przeszłość naszej planety. Szczególnie w parze z dzisiejszymi osiągnięciami technologicznymi, mogą dokonywać rzeczy, które wcześniej były poza jakimkolwiek zasięgiem. Jeden z nowojorskich badaczy, właśnie prowadzi taki projekt i w jego ramach drukuje czaszki parazaurolofa.
Chce odzyskać głos dawno wymarłych dinozaurów
Chociaż sama nazwa tego dinozaura może niewiele mówić albo niczego w ogóle, to na pewno każdy z nas od razu go rozpozna. Jest to prawdopodobnie jeden z najpopularniejszych rodzajów i mimo występowania w wielu filmach, jak mówi Hongjun Lin z Uniwersytetu Nowojorskiego to wszystko bujda. Dlaczego właściwie to zwierzę wzbudza takie zainteresowanie? Wszystko przez charakterystyczny kształt czaszki, z długim przedłużeniem biegnącym od jego kaczego pyska. To właśnie ono może dać odpowiedź na pytania, jak naprawdę brzmiało to zwierzę?
Sprawa nie była łatwa, do tego celu, badacz potrzebował wykorzystać jego własny model matematyczny, imitujący co się mogło rzeczywiście dziać wewnątrz tuneli tego elementu czaszki, a także fizycznej rekreacji kości do testów empirycznych. Model był złożony z dwóch połączonych i otwartych rurek naśladujących wibracje strun głosowych. Poprzez zmianę częstotliwości dźwięków odtwarzanych przez głośniki, Hongjun Lin zbierał dane rezonujących dźwięków przy pomocy trzech mikrofonów umieszczonych w różnych miejscach.
Wyniki były jednoznaczne. Zupełnie jak współczesne ptaki, tak i parazaurolof mógł wykorzystywać wypustki do rezonacji dźwięków. Badacz opisuje te dźwięki jako podobne do instrumentów dętych, ale w skali godnej dinozaurów. Można by zatem pomyśleć bardziej o trąbkach, lecz zaznacza, że obecność miękkiej tkanki strun głosowych, łagodziłaby dźwięk do poziomu klarnetu. Lin wciąż pracuje nad swoim modelem matematycznym, z nadzieją, że będzie mógł być szerzej wykorzystywany do innych, podobnych badań.
Badania mogą zmienić przyszłość filmów, do tej pory to była bujda
„Gigantyczne zwierzęta fascynują mnie, odkąd byłem dzieckiem. Spędzałem godziny, czytając książki, oglądając filmy i wyobrażając sobie, jak by to było, gdyby dinozaury nadal istniały?”
Tak Hongjun Lin, skomentował swoją fascynację tematem, która niejako dała początek drodze do rozpoczęcia badania. Jego wynikami, podzielił się podczas cyfrowej telekonferencji z ramienia Zrzeszenia Akustyków Ameryki (Acoustical Society of America). Do tej pory, dźwięki, które możemy kojarzyć z tymi zwierzętami to tak naprawdę hollywoodzka sztuczka mieszania różnych, ziemskich zwierząt. Na przykład młodych waleni i krokodyli, tak jak to uczyniono w serii ParkJurajski (Jurassic Park i Jurassic World).
„Dopiero na studiach zdałem sobie sprawę, że dźwięki, które słyszymy w filmach i programach — choć hipnotyzujące — są całkowicie sfabrykowane przy użyciu dźwięków współczesnych zwierząt. Wtedy postanowiłem pogrzebać głębiej i zbadać, jak mogłyby brzmieć dinozaury, ale tak naprawdę”, kontynuował Lin
Ta czaszka fascynuje naukowców od stu lat
Tego dinozaura pierwszy raz odnaleziono w 1920 roku w Kanadzie. Co ciekawe od tamtej pory wciąż nie odkopano kompletnego szkieletu parazaurolofa, a jego charakterystyczna głowa od razu przyciągnęła uwagę. Hipotez w ciągu ostatniego wieku było na pęczki. Jedna z nich była bardzo bezpośrednia, nawiązywała do maski z rurką nurkujących osób. Podejrzewano, że dinozaur mógł wykorzystywać tę część do przebywania pod wodą przez dłuższy czas.
Inne, równie oczywiste teorie, sugerowały przeznaczenie obronne w przypadku ataku. Sugestia, że to może być jednak swoisty instrument do komunikacji, pojawiła się pierwszy raz w 1931 roku, zaproponował ją szwedzki paleontolog Carl Wiman.
Źródło: arstechnica, eurekalert!