Cyrankiewicz był bohaterem niezliczonych dowcipów i anegdot. Niektórzy twierdzili, że nie tylko je kolekcjonował, ale niektóre wręcz sam wymyślał. Wedle jednej z nich miał w 1967 r. zapytać przebywającego w Polsce premiera Szwecji Tage Erlandera (w tym czasie sprawującego nieprzerwanie funkcję szefa rządu od ponad dwudziestu lat) o tajemnice jego sukcesu. „Widocznie mam szczęśliwy numer” – miał odpowiedzieć Erlander, nawiązując do istniejącego już wówczas w Szwecji późniejszego polskiego odpowiednika numeru PESEL. A następnie zapytał Cyrankiewicza dlaczego z kolei jemu udaje się tak długo przetrwać. „Bo zawsze jestem numerem dwa” – brzmiała odpowiedź.
W rzeczywistości Cyrankiewicz nie był nigdy drugą osobą w hierarchii Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, której kierownictwo sprawowało realną władzę w powojennej Polsce. Jednak przez pierwszych ponad dwadzieścia lat jej istnienia zasiadał w Biurze Politycznym KC PZPR, co czyniło go osobą należącą do ścisłej elity władzy. Trafił do niego w grudniu 1948 r., czyli w chwili ostatecznego wchłonięcia Polskiej Partii Socjalistycznej przez komunistyczną PPR. I to właśnie rola żywego symbolu dawnych socjalistów, na której zależało kolejnym liderom PZPR, była jednym z powodów, dla których trzymali Cyrankiewicza w swoim otoczeniu.
Socjalista i więzień
Z PPS urodzony w 1911 r. Cyrankiewicz związał się już podczas studiów prawniczych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Polityka wciągnęła go od razu tak mocno, że studiów tych ostatecznie nie ukończył. W rezultacie w wieku 24 lat zamiast magistrem, został sekretarzem Okręgowego Komitetu Robotniczego PPS w Krakowie.
Szybko dał się poznać jako dobry organizator i jeszcze lepszy mówca, w rezultacie czego w drugiej połowie lat 30. stał się faktycznym liderem krakowskich socjalistów. W tym czasie, podobnie jak większość działaczy PPS był wrogo nastawiony wobec komunistów, uznając ich, podobnie jak cała polska klasa polityczna, za sowiecką agenturę. Impuls do zmiany stanowiska pojawił się u niego dopiero w pierwszych latach niemieckiej okupacji, gdy Cyrankiewicz po uczestnictwie w wojnie obronnej 1939 r. w stopniu porucznika i ucieczce z transportu jenieckiego, stał się czołową postacią socjalistycznej konspiracji niepodległościowej w Krakowie.
Po klęsce Francji w 1940 r. Cyrankiewicz miał podzielić się z innymi liderami wojennej kontynuacji PPS czyli organizacji Wolność-Równość-Niepodległość (WRN) opinią, że powinno się nawiązać współpracę ze Związkiem Sowieckim na odcinku antyniemieckim. Chciał do tego wykorzystać swoją znajomość z Wandą Wasilewską, która przed wojną należała do władz PPS.
W kwietniu 1941 r. Cyrankiewicz wpadł do „kotła” urządzonego przez gestapo w mieszkaniu szefa sztabu krakowskiego Związku Walki Zbrojnej, ale Niemcy nie zorientowali się, z kim mają do czynienia. Kilka miesięcy spędził w słynnym krakowskim więzieniu przy ul. Montelupich, jednak gdy podjął nieudaną próbę ucieczki trafił do obozu Auschwitz. Numer obozowy 62933 jaki wytatuowano mu na ręce okazał się dlań szczęśliwy.
Przez kilka kolejnych lat znajdował się wielokrotnie na krawędzi śmierci, ale udało mu się przetrwać. Czasem dzięki dobrej znajomości języka niemieckiego, czasem zaś wskutek szczęśliwego przypadku, jak w listopadzie 1943 r., gdy z bunkra śmierci (gdzie trafił po wykryciu jego przygotowań do ucieczki) uwolniła go decyzja nowego komendanta obozu. Artur Liebehenschel, który zastąpił wówczas diabolicznego Rudolfa Hössa, postanowił zacząć swoje urzędowanie od aktu łaski wobec kilkudziesięciu więźniów czekających już na egzekucję. Szczęście nie opuściło go też podczas słynnego marszu śmierci, w trakcie którego Niemcy w środku zimy 1945 r. pędzili tysiące więźniów z Oświęcimia do Mauthausen.
W czasach gdy Cyrankiewicz był już premierem, ale i później, pojawiały się plotki wedle których miał on być obozowym kapo, wysługującym się Niemcom i dopuszczającym rozmaitych okrucieństw. Rzetelne badania historyczne pokazały inne oblicze Cyrankiewicza – uczestnika obozowej konspiracji, który omal nie stanął na czele struktur Armii Krajowej w Auschwitz. Badania te pokazały też, że Cyrankiewicz zradykalizował wówczas swoje poglądy i przestał traktować przebywających w obozie komunistów różnych narodowości jako swoich przeciwników. Dlatego, w przeciwieństwie do części więźniów obozu Mauthausen, wyzwolonego dopiero na początku maja 1945 r. przez Amerykanów, nie miał wątpliwości, czy wracać do zajętej przez Armię Czerwoną Polski.
Wybranek Stalina
„Sojusznicy nas zdradzili – nie mamy innej drogi, jak oprzeć się Rosji. Dlatego przechodzę na tamtą stronę„. Takie słowa miał wypowiedzieć Cyrankiewicz po powrocie do Polski do Zygmunta Zaremby – dawnego bliskiego współpracownika i jednego z przywódców WRN. Wiosną 1946 r. Zaremba, który nie chciał przechodzić „na tamtą stronę”, zagrożony aresztowaniem przez UB, uciekł do Francji. W tym czasie Cyrankiewicz był już sekretarzem generalnym odbudowanej za zgodą komunistów PPS, a na początku 1947 roku, po sfałszowanych wyborach do Sejmu, został premierem. Miał wówczas niespełna 36 lat.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, w jakim stopniu zwrot Cyrankiewicza w kierunku komunistów wynikał z dokonanej analizy sytuacji geopolitycznej powojennej Polski, w jakim zaś był efektem postawy cynicznego hedonizmu, jaką prezentował w kolejnych latach, uzasadniając ją wobec swoich niektórych rozmówców piekłem, jakie przeszedł w Auschwitz. Początkowo zresztą mógł się też łudzić, że Kreml rzeczywiście pozwoli na budowę „polskiego” modelu socjalizmu, w co wierzył Gomułka, sprzeciwiający się bezmyślnemu kopiowaniu sowieckich wzorców.
Nadzieje takie mógł mieć jeszcze po rozmowie ze Stalinem w sierpniu 1946 r., gdy wraz z urzędującym premierem Edwardem Osóbką-Morawskim, poskarżył się na Kremlu na kierownictwo PPR, które z pomocą grupy działaczy pod przewodnictwem Stefana Matuszewskiego (notabene byłego księdza katolickiego) przygotowywało przewrót w partii, by całkowicie podporządkować ją komunistom.
Sowiecki dyktator orzekł wówczas, że obie partie powinny współrządzić, działając w jednolitym froncie. Dzięki temu po powrocie do Polski Cyrankiewicz mógł pozbyć się z władz partii Matuszewskiego i jego ludzi, ale w rzeczywistości było to tylko odroczenie wyroku, jaki był już wówczas na PPS wydany. „PPS jest i będzie potrzebna narodowi polskiemu” – powtórzył Stalin w listopadzie 1946 roku w Soczi, gdzie Cyrankiewicz pojechał w sześcioosobowej delegacji przywódców PPR i PPS. Stalin miał wówczas wystąpić w roli arbitra między liderami obu rywalizujących stronnictw.
Najpewniej właśnie podczas wizyty w Soczi Stalin uznał, że Cyrankiewicz będzie się mimo wszystko nadawał do roli nowego szefa rządu, jaki miał powstać po „wyborach” do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1947 r. „Ten Cyrankiewicz, choć pepeesowiec, to niezły marksista-leninista” – usłyszeli podczas pożegnania od sowieckiego dyktatora Władysław Gomułka, Jakub Berman i Roman Zambrowski, czyli reprezentanci PPR. „Cyrankiewicz robił dobre wrażenie, gdyż umiał dotrzymać Stalinowi towarzystwa przy kieliszku” – kwaśno zauważył po latach Gomułka, który sam nie lubił pijackich imprez, z których organizacji słynął władca Kremla.
Formalnie o tym, że Cyrankiewicz obejmie stanowisko premiera zdecydowała umowa między władzami PPR i PPS zawarta w listopadzie 1946 r., a przewidująca, że pierwsza z tych partii wskaże wybieranego również przez Sejm kandydata na prezydenta (został nim Bolesław Bierut), druga zaś otrzyma fotel premiera. Teoretycznie rząd tworzony przez Cyrankiewicza miał charakter koalicyjny i tworzyły go cztery partie uczestniczące w tzw. Bloku Stronnictw Demokratycznych (PPR, PPS, Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne), który wedle oficjalnych danych miał uzyskać 80,1 proc. wszystkich głosów, podczas gdy jedyna opozycyjna partia, jakiej pozwolono na udział w wyborach czyli PSL Stanisława Mikołajczyka, zaledwie 10,3 proc. W rzeczywistości z koalicjami partyjnymi w dzisiejszym tego rozumieniu BSD nie miał nic wspólnego i był tylko szyldem, za którym kryli się wyłącznie komuniści i ich współpracownicy, do których zdecydował się dołączyć Cyrankiewicz.
W kolejnych miesiącach i latach gorliwie wspierał kolejne dyrektywy Stalina. Ponieważ temu ostatniemu zależało na podtrzymywaniu pozorów, a po stronie socjalistów nikt nie nadawał się do tego lepiej niż Cyrankiewicz, to bez wahania uczestniczył w zarządzonym na Kremlu procesie „zjednoczenia” ruchu robotniczego, zakończonego ostatecznie w grudniu 1948 r. powstaniem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR).
Wprawdzie jeszcze rok wcześniej, na kongresie PPS, powtórzył zdanie: „PPS jest i będzie narodowi polskiemu potrzebna”, czym wywołał owację na sali, ale wkrótce potem po kolejnej wizycie w Moskwie (styczeń 1948 r.) sam zainicjował proces stopniowej samolikwidacji swojej partii, do którego wstępem stały się masowe czystki w jej szeregach. Nagrodą było członkostwo w jedenastoosobowym Biurze Politycznym KC PZPR, do którego poza Cyrankiewiczem ze zlikwidowanej PPS trafili też Adam Rapacki i Henryk Świątkowski.
Inwigilowany premier
W czasach stalinowskich nawet przynależność do ścisłej elity władzy, w jakiej znalazł się jako premier i członek Politbiura, nie dawała gwarancji bezpieczeństwa. Cyrankiewicz był zresztą inwigilowany przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zanim jeszcze został szefem rządu, a objęcie stanowiska premiera niczego tu nie zmieniło.
Jednak o skali tej inwigilacji możemy jedynie spekulować, bowiem w 1956 r. Cyrankiewicz wykorzystał kryzys, w jakim znalazła się wówczas bezpieka, do przejęcia i najpewniej zniszczenia niemal wszystkich materiałów na ten temat. Wiadomo jednak, że w 1948 r. donosy na jego temat gromadzono przy okazji przygotowywania procesu jego dawnych towarzyszy z WRN, a niektórzy funkcjonariusze MBP (jak płk Józef Różański) przechwalali się, że przyjdzie pora na osadzenie za kratami samego premiera. „Od początku lat pięćdziesiątych” – pisze Robert Spałek – „Cyrankiewicza podsłuchiwano w domu i w pracy, choć jako prezes Rady Ministrów był zwierzchnikiem resortu bezpieczeństwa. Co więcej, Stalin sugerował w tym czasie, że należałoby go aresztować”.
Jednak Bierut, który był głównym adresatem tej sugestii, postanowił grać na czas, przekonując Stalina, że Cyrankiewicz może być jeszcze przez jakiś czas przydatny. A w listopadzie 1952 r., wykorzystując fakt, że przeprowadzono akurat kolejne „wybory” do Sejmu, sam zdecydował się stanąć na czele rządu. Cyrankiewicz został wówczas zdegradowany do roli jednego z ośmiu wicepremierów.
Stalin zmarł w marcu 1953 r., ale musiał minąć jeszcze rok, zanim Bierut – tym razem motywowany płynącymi z Moskwy sygnałami o konieczności przywrócenia tzw. kolegialnego kierownictwa – zdecydował się na ponowne rozdzielenie stanowisk I sekretarza KC PZPR i premiera. Pretekstem okazał się II zjazd PZPR w marcu 1954 r. Wtedy też nastąpił powrót Cyrankiewicza do roli premiera, który w nowej atmosferze politycznej – wyznaczanej przez proces stopniowej destalinizacji – czuł się coraz lepiej. Wciąż jego osobista władza była dość iluzoryczna, ale nie musiał się już obawiać najgorszego scenariusza.
Po śmierci Bieruta i wstrząsie, jaki wywołał tajny referat Chruszczowa z lutego 1956 r., w PZPR zarysował się podział na dwie zwalczające się frakcje: dogmatycznych natolińczyków oraz liberalnych puławian. Ostrożny Cyrankiewicz unikał wobec nich jasnych deklaracji, orientując się na nowego przywódcę PZPR czyli Edwarda Ochaba. To na jego polecenie udał się pod koniec czerwca 1956 r. do zrewoltowanego Poznania, gdzie wygłosił najsłynniejsze w swej karierze przemówienie, transmitowane przez radio: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podniesienie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej ojczyzny”.
To przemówienie postawiło Cyrankiewicza po stronie natolińczyków, uznających bunt poznańskich robotników za dzieło imperialistycznych agentów oraz liczących, że interwencja Moskwy zapewni im zwycięstwo w walce o władzę nad PZPR. Było to o tyle paradoksalne, że Cyrankiewiczowi bliżej było do zwolenników ostrożnej liberalizacji systemu niż do partyjnego betonu, który zawsze traktował go nieufnością jako dawnego socjalistę. Zwrot o „obcinaniu rąk” przylgnął do Cyrankiewicza, tym bardziej, że nigdy za to przemówienie przeprosił i nawet po latach przekonywał, że było ono niezbędne, aby uspokoić nastroje w stolicy Wielkopolski.
W rezultacie burzliwych wydarzeń Polskiego Października 1956 r. nowym I sekretarzem KC PZPR został Władysław Gomułka, który wszedł w taktyczny sojusz z frakcją puławian, zapowiadając dokonanie rozliczeń ze stalinizmem. Chruszczow, choć niezadowolony z takiego obrotu sprawy, nie zdecydował się ostatecznie na zbrojną interwencję nad Wisłą i pogodził z odesłaniem do Związku Sowieckiego marszałka Konstantego Rokossowskiego – nieformalnego patrona frakcji natolińskiej. Wielu jej przedstawicieli zostało skierowanych na boczny tor. Nie było wśród nich jednak Cyrankiewicza, bowiem kilka tygodni wcześniej zdecydował się na pokerowe zagranie, które zapewniło mu fotel premiera na kolejnych 14 lat.
W połowie września 1956 r. Edward Ochab udał się z wizytą do Chin. Żegnając go na płycie lotniska, Cyrankiewicz nawiązał do rozmów z Gomułką, jakie prowadzili w minionych tygodniach zarówno natolińczycy, jak i puławianie, próbując pozyskać byłego przywódcę PPR, owianego sławą człowieka, który odważył się powiedzieć „nie” samemu Stalinowi i zdołał to przeżyć.
Premier przekonywał niezdecydowanego Ochaba, że trzeba Gomułce zaproponować jakieś stanowisko państwowe, na co ten – sam niezbyt lubiący „Wiesława” – miał ostatecznie stwierdzić: „To zaproponuj mu coś, co leży w granicach twojej kompetencji jako premiera”. Cyrankiewicz, który dobrze wówczas wyczuł społeczne nastroje, szybko spotkał się z Gomułką i zaproponował mu… swój fotel szefa rządu.
Ryzyko nie było wielkie, bo Cyrankiewicz zdawał sobie sprawę, że „Wiesława” interesuje pełnia władzy, a ta leżała w ręku przywódcy PZPR. Dlatego, gdy Gomułka odmówił, zaangażował się w torowanie mu drogi do zajęcia stanowiska I sekretarza. Robił to na tyle gorliwie, że Gomułka, choć był krytyczny wobec poznańskiego „ogona” ciągnącego się za Cyrankiewiczem i miał do niego pretensje o gorliwe zwalczanie w minionych latach tzw. gomułkowszczyny (w PZPR nazywano tak w pierwszej połowie lat 50. „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”) ostatecznie postanowił pozostawić go w roli szefa rządu.
Po 1956 r. Cyrankiewicz zyskał wreszcie szansę na odgrywanie znacznie większej roli politycznej niż dotąd. Oczywiście najważniejsze decyzje pozostawały w ręku Gomułki i jego najbliższych współpracowników, z których najważniejszym był Zenon Kliszko. Jednak szybko okazało się, że Cyrankiewicz woli koncentrować się na korzystaniu z przywilejów jakie dawało stanowisko premiera niż zmagać się z trudnościami codziennego administrowania państwem, w tym zwłaszcza zarządzania scentralizowanym systemem państwowej gospodarki.
Kolejne lata upływały premierowi na licznych podróżach zagranicznych, za którymi Gomułka nie przepadał, a także wizytowaniu różnych malowniczych zakątków Polski. „Na posiedzeniach Biura Politycznego najchętniej czytał kryminały. Dostawał z wydawnictw maszynopisy, które wyglądały jak rządowe dokumenty” – przytacza jedną z licznych krążących na jego temat anegdot Piotr Lipiński. Ten nasilający się coraz bardziej brak zainteresowania sprawami urzędowymi irytował Gomułkę, który od połowy lat 60. zaczął się zastanawiać nad zmianą premiera.
Nie jest do końca jasne, dlaczego jej nie przeprowadził. Być może doceniał osobistą popularność szefa rządu, który do końca urzędowania w tej roli zachował spore talenty retoryczne i przy okazji kolejnych rocznic, zjazdów oraz akademii „ku czci” potrafił przemawiać w sposób pozostający poza zasięgiem innych przywódców PZPR, z samym „Wiesławem” włącznie.
Powstanie antygomułkowskiego spisku w okresie rewolty robotniczej na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Cyrankiewicz obserwował z życzliwą neutralnością. Nie ośmielił się jednak przeciwstawić decyzji I sekretarza o użyciu broni wobec demonstrantów, wygłosił też potępiające ich przemówienie w telewizji. Jednak gdy tylko uznał, że Gomułka nie zdoła się utrzymać u władzy, natychmiast przeszedł do obozu zwolenników Gierka, którego zresztą prewencyjnie kokietował już od lat. Nie tyle z przekonania, że ten utrzyma go w roli premiera, ile z nadziei, że zapewni mu miękkie lądowanie. Gierek nie zawiódł jego oczekiwań. Odwołany ze stanowiska szefa rządu Cyrankiewicz formalnie nawet awansował. Został bowiem nowym przewodniczącym Rady Państwa, a zatem organu powołanego w miejsce nie istniejącego w PRL urzędu prezydenta. Przetrwał w tej roli do aż do marca 1972 r., kiedy w dbającej o swój wizerunek ekipie Gierka uznano, że głową państwa powinien zostać ktoś nie kojarzący się „odrąbywaniem rąk”, a zwłaszcza z wydaniem rozkazu użycia broni palnej w grudniu 1970 r. Decyzję w tej ostatniej sprawie podjął oczywiście Gomułka, ale pod formalną decyzją widniał podpis premiera.
Ostatnich kilkanaście lat życia (zmarł w 1989), spędził Cyrankiewicz w roli przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Pokoju, czyli fasadowej organizacji popierającej rozbrojeniowe inicjatywy Związku Sowieckiego. W tej roli dalej podróżował po całym świecie, co niemal do końca życia pozostało jego wielką pasją.
Antoni Dudek