- Po debatach w Końskich pojawił się zaskakujący sondaż prezydencki. Jednak według Dumy to nie sama debata miała kluczowe znaczenie dla wyników. – Prawda jest taka, że przełom zawsze dojrzewa i tych czynników, które do niego doprowadzają, jest dużo więcej – wyjaśnia
- Duma przyznaje, że sondaże Sławomira Mentzena mogą niepokoić Konfederację, która przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi miała świetne notowania, ale finalnie osiągnęła rozczarowujący wynik. – Możliwe są tu dwa scenariusze – ocenia
- – W zasadzie jedynym, który się wyróżniał w tym gronie, był Krzysztof Stanowski, który ma ten komfort, że nie stara się o głosy, a w związku z tym może być wyrazisty i nie ponosić z tego tytułu żadnej odpowiedzialności – dodaje, komentując poniedziałkową debatę w Republice
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
W poniedziałek pojawił się zaskakujący sondaż prezydencki, zrealizowany przez United Surveys dla Wirtualnej Polski już po debatach w Końskich. Rafał Trzaskowski zanotował w nim poparcie na poziomie 33,5 proc. i jest to wynik niższy aż o 4,8 pkt proc. w porównaniu do badania z początku kwietnia. Zyskuje natomiast Karol Nawrocki. Główny rywal kandydata KO zdobył w nowym badaniu 25,5 proc. głosów, poprawiając swoje notowania o 5,4 pkt proc.
Oprócz Trzaskowskiego stracił także Sławomir Mentzen, który nie brał udziału w debacie w Końskich. W nowym sondażu kandydat Konfederacji na prezydenta zdobył 13,4 proc. głosów, notując spadek o 5,4 pkt proc.
„Przełom zawsze dojrzewa”
Według Marcina Dumy to nie sama debata w Końskich miała kluczowe znaczenie dla tych wyników. – Publicystyczna opowieść zawsze jest bardziej atrakcyjna, gdy wskazujemy na określony moment, w którym dochodzi do przełomu. Natomiast prawda jest taka, że przełom zawsze dojrzewa i tych czynników, które do niego doprowadzają, jest dużo więcej – wyjaśnia.
– Tak że to nie jest tak, że sama debata w Końskich doprowadziła do zmian. Ona raczej była katalizatorem dla procesów, które gdzieś na obrzeżach już się tliły. I jeżeli popatrzymy sobie na przykład na wyniki Mentzena, to jest tak, że ten spadek notowań był widoczny już we wcześniejszych badaniach, innych pracowni, a to jest niejako pewne potwierdzenie tej tendencji – argumentuje.
– Jeżeli jednak policzymy sobie zbiorczo, jaką siłę mają kandydaci strony liberalno-demokratycznej, tacy jak Trzaskowski, Biejat, Hołownia oraz strony prawicowej, czyli Nawrocki, Mentzen, Jakubiak, czy Braun, to okaże się, że między tymi sondażami tak naprawdę niewiele się zmieniło. A w zasadzie zmieniła się tylko dystrybucja w ramach tych elektoratów. Nawrocki ma o tyle więcej, co Mentzen mniej. Strata Trzaskowskiego została skompensowana wzrostem Hołowni i Biejat. Czyli bilans właściwie jest na zero – ocenia ekspert.
„Co dziesiąty Polak zrezygnował z głosowania”
Marcin Duma zwraca natomiast uwagę na to, że w poniedziałkowym sondażu widać znaczy spadek frekwencji w porównaniu do poprzedniego sondażu z początku kwietnia.
– Jeżeli szukalibyśmy głównej przyczyny, dla której te wyniki mogą się różnić, to należałoby wskazać właśnie na frekwencję wyborczą, która zmniejszyła się między sondażami o dziewięć punktów procentowych. To oznacza, że co dziesiąty Polak zrezygnował z głosowania i to jest bardzo duża zmiana. Czy to wynik debaty w Końskich? Byłby to odważny wniosek. Myślę, że tych czynników jest więcej. Wymienię tylko dwa – mówi prezes pracowni sondażowej IBRiS.
– Pierwszy jest dość oczywisty, a mianowicie jesteśmy w Wielkim Tygodniu i ludzie bardziej myślą o jajku z majonezem, pasztecie, świętach i zbliżającym się weekendzie majowym, niż o wyborach prezydenckich – tłumaczy.
– Drugi czynnik, to sytuacja międzynarodowa i wycofanie się Polaków do małych struktur społecznych, takich jak rodzina, ewentualnie najbliższe sąsiedztwo. To wynika z pewnego przytłoczenia wydarzeniami, na które niespecjalnie mamy wpływ, a które postrzegamy jako zagrożenie dla naszej przyszłości. Dlatego społeczną reakcją jest częściowe odcięcie się od informacji, której napływają do nas ze świata, ale też z Polski – podkreśla.
Dodaje przy tym, że w badaniach widać generalny spadek zainteresowania obywateli bieżącymi sprawami politycznymi.
– Pytamy w badaniach o to, jak ludzie subiektywnie oceniają swoje zainteresowanie polityką. I okazało się, że ono spadło dzisiaj do poziomu najniższego od jesieni 2020 r., czyli tuż przed wybuchem protestów aborcyjnych. Co oznacza – mówiąc nieco złośliwie – że ekscytacja debatami nie objęła polskie społeczeństwa w całości – ocenia.
– Czy kwestia niższej frekwencji może mieć znaczenie? Oczywiście, że tak. Ona może skutkować redukcją tych wyborów do uczestnictwa w nich najbardziej zaangażowanego elektoratu. A to z kolei może prowadzić nas do wniosku, że kandydaci Koalicji Obywatelskiej i PiS-u mogą się nie martwić o to, czy znajdą się w drugiej turze – zaznacza.
Debata prezydencka w Telewizji Republika
Alarm w Konfederacji?
Marcin Duma przyznaje w rozmowie z Onetem, że sondaże Sławomira Mentzena mogą niepokoić Konfederację, która przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi miała świetne notowania, ale finalnie osiągnęła rozczarowujący wynik.
– Możliwe są tu dwa scenariusze. Z jednej strony może być tak, że rzeczywiście obserwujemy w jakimś stopniu podobne zachowanie wyborców, którzy najpierw zachwyceni Konfederacją masowo zamierzają na nią głosować, a potem, kiedy przyglądają się bliżej i widzą więcej szczegółów, to wychodzą z założenia, że jednak nie jest to dobry pomysł. No bo niewątpliwie ze spadkiem notowań Mentzena współwystępuje ten wywiad, w którym powiedział o płatnych studiach, czy swoim stosunku do aborcji w przypadku gwałtu – argumentuje.
– Z drugiej strony, to może być ten efekt sezonowy. Wyborcy Konfederacji, to znacznie częściej elektorat centrowy, któremu łatwiej oderwać się od polityki i skupić na świętach, czy majówce. W związku z tym jest taka możliwość, że te osoby powrócą na rynek wyborczy po długim weekendzie. Dlatego dzisiaj nie potrafię udzielić w sposób odpowiedzialny jednoznacznej odpowiedzi, który z tych scenariuszy jest bardziej prawdopodobny – podkreśla.
„Najbardziej wyróżnił się Stanowski”
Czy poniedziałkowa debata prezydencka w TV Republika może przełożyć się na najbliższe sondaże? Zdaniem szefa IBRiS częściowo tak, ale może mieć ona mniejsze oddziaływanie niż wcześniejsza debata w Końskich.
– Debata w Republice znacznie różniła się od tej w Końskich, przede wszystkim zasięgiem. Z tego co widziałem, to oglądalność debaty w Końskich w mediach tradycyjnych sięgnęła 6 mln. Jeśli dodamy do tego jeszcze transmisje w internecie, to wynik będzie naprawdę przyzwoity – zauważa.
– Debata w Republice miała mniejszą oglądalność, a jej widzami byli raczej wyborcy centro-prawicowi, a to powodowało, że również jej charakter było nieco inny. Tam mieliśmy do czynienia przede wszystkim ze starciem Sławomira Mentzena z Karolem Nawrockim o to, który z nich zaprezentuje się lepiej. Czy któryś okazał się lepszy? Na dzisiaj to trochę wróżenie z fusów, bo trudno było przy tej formule o zdobycie takiego lauru pierwszeństwa – wyjaśnia.
Krzysztof Stanowski podczas debaty prezydenckiej w Końskich
– W zasadzie jedynym, który się wyróżniał w tym gronie, był Krzysztof Stanowski, który ma ten komfort, że właściwie nie stara się o głosy, a w związku z tym może być wyrazisty i nie ponosić z tego tytułu żadnej odpowiedzialności przed wyborcami. Natomiast występy takich kandydatów jak Adrian Zandberg czy Joanna Senyszyn, jakkolwiek oczywiście interesujące, to wydaje się, że skierowane do wyborcy prawicowego, nie miały specjalnego znaczenia – dodaje.
– Na pewno występ Szymona Hołowni w tej debacie w Końskich mu pomógł. A nawet nie tyle sam występ, co właściwie doprowadzenie do sytuacji, w której Nawrocki z Trzaskowskim nie spotkali się jeden na jeden. Uważam, że wyborcy w jakimś stopniu są w stanie to docenić. Czy to będzie efekt, który zauważymy już dzisiaj, czy odłoży się i skumuluje w finalnym momencie, znowu pozostaje kwestią otwartą – konkluduje ekspert.