Skip to main content

  • Kilka miesięcy temu grupa pokrzywdzonych przez ks. Mariana W. pozwała diecezję tarnowską na gigantyczną kwotę 12 mln zł. Kuria odpowiedziała już na pismo, ale argumenty, które podaje pełnomocnik biskupa momentami są wręcz zaskakujące
  • „Należy rozważyć kwestię przyczyniania się powodów do rozmiaru szkody, poprzez przyczynianie się do częstotliwości i intensyfikacji zachowań powodujących szkody” — czytamy w dokumencie, do którego dotarł Onet
  • — Czytając argumentacje obrońcy, czuję się zdradzony przez instytucję, która miała być moralnym drogowskazem, a zamiast tego ukazała twarz obojętnej i wyrachowanej korporacji — mówi nam jeden z pokrzywdzonych
  • — Jestem zdziwiony tym, że dysponuje pan materiałami z postępowania cywilnego, w którym jest wyłączona jawność. W związku z tym nie mogę odnosić się szczegółowo co do tego twierdzeń — odpowiada pełnomocnik kurii
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Historię ks. Mariana W. oraz pokrzywdzonych przez niego ministrantów ujawniliśmy cztery lata temu w reportażu „To był ojciec parafii, on musiał przytulać”. Już wówczas z naszych ustaleń wynikało, że duchowny mógł molestować chłopców niemal na każdej parafii, na której służył, między innymi w Grywałdzie (pow. nowotarski); Grobli (pow. bocheński); Kiczni (gmina Łącko), czy Szalowej (powiat gorlicki).

W związku z tym od samego początku o sprawie byłego już księdza Mariana W. mówi się jako o jednej z największych afer pedofilskich w polskim Kościele. Kilka miesięcy temu były duchowny został skazany na spędzenie kolejnych 12 lat w więzieniu w systemie terapeutycznym. Zaś po odsiedzeniu wyroku ma trafić na leczenie psychiatryczne lub farmakologiczne.

Niedawno informowaliśmy w Onecie, że grupa pokrzywdzonych złożyła pozew przeciwko tarnowskiej kurii. Mężczyźni, którzy przez lata mieli być molestowani seksualnie przez duchownego, żądają od kurii zapłaty 12 mln zł zadośćuczynienia. To po 1,5 mln zł dla jednego zranionego.

Sprawa trafiła już do Sądu Okręgowego w Tarnowie. W ostatnim czasie wpłynęła także odpowiedź pełnomocnika kurii.

Choć postępowanie, z uwagi na dobro pokrzywdzonych i sprawcy, toczy się za zamkniętymi drzwiami, Onetowi udało się dotrzeć do stanowiska kurii, które w pewnych momentach jest wręcz szokujące. W związku z tym zdecydowaliśmy o ujawnieniu jego fragmentów.

Szokująca odpowiedź kurii na pozew molestowanych przez księdza. Sugeruje, że sami są winni

To, co najbardziej zaskakuje w stanowisku kurii, to zarzut, że pokrzywdzeni sami są sobie winni.

Choć pełnomocnik zaznacza wprawdzie, że „absolutnie nie można obarczyć powodów w żadnym stopniu winą za zaburzenia preferencji seksualnych księdza Mariana W., ani też za podejmowanie przez niego bezprawnych działań”, to jednak uważa, że „nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż kwestie związane z powtarzalnością takich zachowań księdza W., ich częstotliwością oraz czasookresem, w którym były podejmowane, są jednak powiązane z reakcjami i działaniami powodów”.

Prawnik swoje stanowisko argumentuje tym, że bezprawne działania księdza „nie spotkały się bowiem ani ze stanowczym sprzeciwem powodów, ani z próbami szukania przez powodów pomocy u innych osób”.

„Należy zatem rozważyć kwestię przyczyniania się powodów do rozmiaru szkody, poprzez przyczynianie się do częstotliwości i intensyfikacji zachowań powodujących szkody” — czytamy w dokumencie, który trafił już do sądu.

Dalej pełnomocnik tarnowskiego biskupa wprost sugeruje, że „z analizy zeznań powodów oraz innych osób przesłuchiwanych […] można wyprowadzić wniosek, że powodowie akceptowali zachowania księdza Mariana W. wobec nich”.

Kuria nie zamierza brać odpowiedzialności za przestępstwa księdza

Co więcej, kuria podnosi także argument, że w momencie, gdy Marian W. miał dopuszczać się przestępstw na ministrantach, problematyka molestowania seksualnego, również przez duchownych Kościoła Katolickiego, także w Polsce, nie była tematem tabu.

„Po reakcji mediów, opinii publicznej oraz organów ścigania można było spodziewać się, że gdyby powodowie zgłosili, że dzieje im się krzywda, otrzymaliby wsparcie społeczne, a także spowodowałoby to podjęcie należytych czynności przez organy ścigania. Powodowie jednak nie podjęli żadnych tego typu działań. Notabene, sami nie dokonali zawiadomienie wobec organów ścigania również w późniejszym czasie – w dniu 11 maja 2018 r. zgłoszenia dokonał ks. Robert Kantor” — wskazuje adwokat kurii.

Dodatkowo kuria broni się także tym, że w sprawie ks. Mariana W. nie dopuściła się zaniechania.

Kuria „niezwłocznie po powzięciu informacji o nieprawidłowościach, jakich miał się dopuszczać ksiądz Marian Wójcik wobec małoletnich wówczas powodów, podjęła stosowne kroki, przeprowadziła postępowanie kanoniczne, kolejne działania zostały uruchomione poprzez złożenie […] zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa […] i ostatecznie skazanie duchownego na najwyższą karę przewidzianą w prawie kanonicznym tj. wydalenie ze stanu duchownego” — czytamy w odpowiedzi.

W efekcie pełnomocnik kurii wnosi o oddalenie pozwu w całości oraz nieobciążanie diecezji z tytułu naruszenia dóbr osobistych pokrzywdzonych. Domaga się także, by to pokrzywdzeni wpłacili na rzecz Mariana W. zwrot kosztów postępowania sądowego.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Pokrzywdzony przez księdza Mariana: czuję się zdradzony przez instytucję, która miała być moralnym drogowskazem

Taka argumentacja jest nie do przyjęcia przez osoby, które wprost mówią, że w przeszłości zostały pokrzywdzone przez Mariana W. Jeden ze zranionych mówi wprost, że gdy przeczytał odpowiedź na pozew, poczuł falę gniewu, smutku i ponownego zranienia.

— Najbardziej uderza fakt, że dokument, który mógłby być chociaż małym uznaniem naszej krzywdy, okazał się zimnym, prawniczym jedynie wywodem. Diecezja nie tylko zaprzecza odpowiedzialności, ale zdaje się również umniejszać nasze cierpienie, traktując je bardziej jako niewygodny problem prawny, niż jako realny ból, który nosimy od lat — wskazuje dziś dorosły mężczyzna.

— Czytając argumentacje obrońcy, czuję się zdradzony przez instytucję, która miała być moralnym drogowskazem, a zamiast tego ukazała twarz obojętnej i wyrachowanej korporacji — uważa.

Marian W. w sądzie, 2020 r. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl

Marian W. w sądzie, 2020 r.

Pokrzywdzony nie ukrywa, że „najbardziej bolesna jest próba przerzucania winy na nas”.

— Jak miałem się sprzeciwić jako dziecko osobie, która była duchowym autorytetem, owinęła sobie rodziców wokół palca, była wzorem zaufania, a często jedyną osobą w małej społeczności, do której można było się zwrócić? — pyta skrzywdzony.

Uważa, że ten argument kurii jest nie tylko absurdalny, ale i jawnie sprzeczny z duchem Ewangelii.

— W tym kontekście warto przypomnieć Ewangelię Mateusza, którą diecezja tarnowska zdaje się zapominać lub ignorować w swoim nauczaniu: „Dzieci są najmniejszymi z najmniejszych” i „kto by zgorszył jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej by mu było kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” — cytuje nasz rozmówca.

Prawnik pokrzywdzonych: ta sytuacja pokazuje, że najświętszym sakramentem Kościoła są pieniądze

Adwokat, który w imieniu pokrzywdzonych, złożył pozew do sądu, zwraca uwagę, że osoby pokrzywdzone przez lata pozostawały w stosunku podległości wobec księdza jako autorytetu, przed którym na kolanach wyznawali swoje grzechy. Taka relacja nigdy nie jest równa.

— W regionie, w którym dochodziło do nadużyć, duchowni cieszą się szczególną pozycją. Zarzucanie pokrzywdzonym, że nie przeciwstawili się sprawcy, nie zerwali tej relacji, wydaje się krzywdzące wobec moich klientów — uważa adw. Artur Nowak.

— Doświadczenie sądowe pokazuje, że kościół przegrywa tego typu sprawy, a jednak w nie brnie. Jestem zdumiony, że biskup Jeż, bez konsultacji z wiernymi, tak lekkomyślnie wydaje pieniądze na proces, który przegra. Ale, jak wiele razy mówiłem, najświętszym sakramentem kościoła są pieniądze — twierdzi.

Prawnik w zachowaniu biskupa tarnowskiego dostrzega nawet cynizm.

— Jest cyniczne, że Kościół, który nie zrobił nic w kierunku wyeliminowania tej patologii, a wręcz ją tuszował, czyni zarzut bezbronnym chłopcom, że się nie sprzeciwili. Panie biskupie Jeż, niech Pan nie idzie tą drogą — apeluje Nowak.

Kuria nie chce płacić za księdza pedofila. Prawnik tłumaczy powody

O stanowisko w tej sprawie zapytaliśmy także pełnomocnika tarnowskiej kurii.

Potwierdza on, że na obecnym etapie lokalny Kościół nie zamierza wypłacać pokrzywdzonym żadnego zadośćuczynienia.

Biskup tarnowski Andrzej Jeż Tadeusz Koniarz/REPORTER / East News

Biskup tarnowski Andrzej Jeż

— Diecezja tarnowska kwestionuje roszczenia strony powodowej zarówno co do zasady, jak i co do wysokości. Mówiąc krótko, uważamy, że powództwo powinno zostać oddalone w całości, ponieważ kluczowe w tej sprawie jest to, że odpowiedzialność cywilną za dokonanie przestępstwa pospolitego byłego już księdza powinien ponosić bezpośredni sprawca, a nie diecezja — mówi Onetowi w rozmowie telefonicznej adwokat Krzysztof Nocek.

Prawnik nie odpowiada jednak na pytanie, dlaczego sugeruje, że pokrzywdzeni przez Mariana W. sami sobie byli winni.

— Jestem zdziwiony tym, że dysponuje pan materiałami z postępowania cywilnego, w którym jest wyłączona jawność, ponieważ stosowny wniosek złożyła strona powodowa, a nadto jest to postępowanie o ochronę dóbr osobistych. W związku z tym nie mogę odnosić się szczegółowo co do tego twierdzeń i zarzutów w stosunku do roszczenia, które zostało przedstawione w kilkudziesięciostronicowej w odpowiedzi na pozew — wyjaśnia krótko.

Adwokat przyznaje z kolei, że odpowiedź na pozew, którą wysłał do sądu, jest oficjalnym stanowiskiem strony pozwanej, czyli kurii. Kto dokładnie akceptował jej treść?

— Siłą rzeczy odpowiedź na pozew jest w swej istocie stanowiskiem strony pozwanej. Pełnomocnictwo zostało sygnowane przez osobę umocowaną do reprezentowania diecezji tarnowskiej — ucina Nocek, nie ujawniając, czy pełnomocnictwo zostało wystawione własnoręcznie przez biskupa Jeża.

Pełnomocnik kurii: to nie pokrzywdzeni złożyli zawiadomienie do prokuratury, tylko diecezja

Dopytujemy pełnomocnika kurii, czy zwykle w podobnych sprawach wnosi o to, by sąd stwierdził, że osoby molestowanie seksualne same się do tego przyczyniły.

— Nie, nie ma takiej praktyki. Jak mówiłem, w tej konkretnej sprawie przede wszystkim należy wskazać, że odpowiedzialność bezpośredniego sprawcy nie przesądza o odpowiedzialności cywilnoprawnej diecezji w ramach tzw. winy w nadzorze — wyjaśnia nam prawnik.

— Niezależnie od powyższego, obowiązkiem pełnomocnika jest podnoszenie wszelkich faktów, nawet tych niewygodnych i trudnych dla strony przeciwnej, przy zachowaniu umiaru i oględności. Ostatecznie jednak sprawę rozstrzygnie niezawisły sąd — zastrzega.

— Przypominam, że to nie pokrzywdzeni złożyli zawiadomienie do prokuratury, tylko właśnie diecezja, więc tutaj wszystkie działania ze strony diecezji były ukierunkowane na zabezpieczenie dobra pokrzywdzonych — powtarza Krzysztof Nocek.

Przypomnijmy, że na początku kwietnia biskup Andrzej Jeż został oskarżony przez prokuraturę o to, że mimo posiadania wiarygodnej informacji o przestępstwach dwóch księży, miał nie powiadomić organów ścigania. Jak ustaliliśmy, biskup usłyszał już zarzuty, a niedawno sąd w Tarnowie zwrócił się w tej sprawie do Sądu Najwyższego.

Andrzej Jeż to pierwszy hierarcha, który może odpowiadać przed sądem za krycie pedofilii.

„Diecezja nie ma żadnych specjalnie zgromadzonych środków na wypłatę tak wysokich zadośćuczynień”

Pytania o to, czy biskup widział i zaakceptował odpowiedź sporządzoną przez pełnomocnika, wysłaliśmy do biura prasowego kurii w Tarnowie.

— Istotą procesu i sporu nie jest kwestionowanie sprawstwa byłego księdza, albowiem władze kościelne dodatkowo suspendowały, a następnie wydaliły go ze stanu duchownego, dochowując wszelkiej staranności w tym zakresie. Rdzeniem jest fakt, że diecezja nie uznaje swojej odpowiedzialności cywilnoprawnej, albowiem sprawca odpowiada zarówno karnie i cywilnie — wyjaśnia nam ks. Ryszard St. Nowak, rzecznik prasowy kurii.

— Kuria jednak z najwyższą troską i uwagą odnosi się do cierpień osób, które doświadczyły krzywdy i przedstawiają swoje bolesne doświadczenia. Każda osoba pokrzywdzona, jeśli tylko zechce, może skorzystać z takiej pomocy, a także otrzymać środki na pokrycie kosztów terapii. Natomiast diecezja, która utrzymuje się głównie z datków wiernych, nie ma żadnych specjalnie zgromadzonych środków na wypłatę zwłaszcza tak wysokich zadośćuczynień — oświadczył ks. Nowak.

Rzecznik poinformował nas także, że „diecezja tarnowska nie będzie odnosić się szczegółowo do zarzutów i ich podstaw, które zostały wywiedzione w odpowiedzi na pozew”.

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: szymon.piegza@redakcjaonet.pl

Czytaj inne artykuły tego autora tutaj.