Te sceny mogliście wziąć za wygenerowane komputerowo lub z udziałem kaskaderów. Maciej Maciejewski opowiada nam o tym, jak nakręcono sceny katastrofy i akcji ratunkowej w „Heweliuszu”.
W najnowszym odcinku podcastu zabieram zabieram Was za kulisy jednej z najbardziej ambitnych i wymagających produkcji ostatnich lat – polskiego serialu Netflixa „Heweliusz”. Naszym gościem jest Maciej Maciejewski, doświadczony koordynator kaskaderów, który stanął przed monumentalnym zadaniem: przekształcenia wizji reżysera Jana Holoubka w przerażająco realistyczne sceny na ekranie.
Skala wyzwań była ogromna. Reżyser nie pozostawił nic przypadkowi: na rok przed zdjęciami rozrysował całą katastrofę w szczegółach, tworząc setki precyzyjnych rysunków, które stały się biblią wizualną wypadku. Ta dokładność pozwoliła na idealne dobranie środków inscenizacyjnych, ale jednocześnie postawiła przed ekipą kaskaderską i aktorską niezwykle wysoką poprzeczkę.
Heweliusz na Netflix. W tych scenach oglądacie aktorów, a nie kaskaderów
Maciej Maciejewski opowiada o kulisach kręcenia kluczowych scen w specjalistycznym basenie w Belgii, którego unikalna technologia pozwalała na generowanie potężnych, lecz kontrolowanych efektów sztormu i gwarantowała absolutne bezpieczeństwo. Dowiecie się, dlaczego realizacja „Heweliusza” była tak wyjątkowa. Zespół postawił na autentyczność emocjonalną, nakręcając niemal 90% scen katastrofy z udziałem samych aktorów, a nie kaskaderów. To działo się naprawdę na planie i nie generowano tych scen na komputerze!
To wymagało rygorystycznych, dwutygodniowych, intensywnych treningów podwodnych i na symulatorach sztormu. Maciejewski zdradza, jak to ryzykowne, lecz podyktowane dążeniem do prawdy podejście wpłynęło na finalny efekt i dlaczego ta produkcja stała się kamieniem milowym w jego karierze, poszerzając jego kompetencje w realizacji ekstremalnych scen wodnych. Miłego słuchania!

