Rozmówca przekazał gazecie „Wierstka” zbiór tajnych danych resortu, zgodnie z którymi w ciągu ostatniego miesiąca w całym kraju zatrzymano ponad 1 tys. wojskowych poszukiwanych za opuszczenie jednostki bez zgody.
Nie więcej niż 10 spośród nich zostało aresztowanych, a reszta została formalnie zwolniona za poręczeniem i przekazana inicjatorom poszukiwań — dowódcom jednostek wojskowych, pracownikom prokuratury wojskowej, komendantury wojskowej lub żandarmerii wojskowej. Według źródła w ten sposób ministerstwo obrony narodowej próbuje sprowadzić jak najwięcej żołnierzy na front.
„Za samowolkę odsyłają do jednostek, a w niektórych przypadkach niektórzy są natychmiast zabierani na front, innych mogą marynować w dołach i prowizorycznych więzieniach na terenie jednostek lub komendantur. Zmuszają do podpisania zgody na szturm lub próbują sprzedać innym dowódcom, którzy i tak rzucą ich na mięso” — ujawnił rozmówca.
„Od razu do oddziałów szturmowych”
Dodał, że sprawy karne za opuszczenie jednostki nie są umarzane, ale śledztwo zostaje zawieszone. Proceduralnie wszystko odbywa się na wniosek dowództwa, które prosi o zawieszenie sprawy. Informację tę potwierdził prawnik Artem Kłyga. „Wymyślili taki sposób, aby sprowadzić tych, którzy samowolnie opuścili jednostki, z powrotem do strefy działań wojennych” — wyjaśnił.
O powrocie na front i wysłaniu zbiegów do oddziałów szturmowych opowiedziało kilku żołnierzy na linii frontu.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
„Niewielu ucieka, a tych, którzy uciekają, sprowadza się z powrotem i od razu wysyła do oddziałów szturmowych. Najpierw do dołu, a potem wysyła się ich do gorących punktów. Z dołu wojskowa policja w jakiś sposób dostarcza ich na linię frontu, gdzie stoją już oddziały blokujące, nie ma odwrotu” — wyjaśnił wojskowy z okolic Charkowa.
Jednocześnie wielu żołnierzy, którzy samowolnie opuścili swoje jednostki, zatrzymuje się za pomocą biometrycznego systemu rozpoznawania twarzy. Dzieje się to głównie w Moskwie, ale także na dworcach kolejowych w innych miastach, na przykład w Woroneżu, Mineralnych Wodach, Krasnodarze i innych.
Ranni na front
To nie jedyny problem w rosyjskiej armii. Jak podał serwis Libertatea, żołnierze, którzy stracili oko, rękę, mają odłamki pocisków w ciele lub poruszają się o kulach, również są zmuszani do walki w Ukrainie. Władze odmawiają demobilizacji ciężko rannych, wysyłając ich z powrotem na linię frontu, aby zaoszczędzić pieniądze.
— Po operacji został odesłany z powrotem na front. Ma skierowanie na kolejną operację za miesiąc. Ale ich to nie obchodzi, z kulą w płucu i bez śledziony będzie na pierwszej linii frontu! Jest w niebezpieczeństwie — skarży się krewna jednego ze zmobilizowanych żołnierzy.
Przedłużająca się wojna sprawiła, że siły Władimira Putina mają też coraz większy problem z dezercją. Na początku roku na jaw wyszło kolejne miejsce, w którym władze karzą odmawiających walki lub rannych Rosjan. W Jurdze, w obwodzie kemerowskim, utworzono obóz dla „ukaranych żołnierzy” — rannych żołnierzy i dezerterów, którzy są przetrzymywani w trudnych warunkach i zmuszani do powrotu na front w Ukrainie i obwodzie kurskim — poinformowało Astrę czterech uwięzionych w obozie i ich krewni.
— Są ludzie bez palców, są dziadkowie, którzy nie zdają sobie sprawy, gdzie się znajdują, są tacy, którzy poruszają się o kulach — relacjonował jeden z żołnierzy w obozie. Warunki w tym miejscu są tragiczne.