
Sejm wyraził zgodę zarówno na uchylenie immunitetu, jak i na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie Zbigniewa Ziobry. Według Prokuratury Krajowej dowody wskazują na to, że były minister sprawiedliwości miał popełnić 26 przestępstw.
Polityk PiS miał założyć i kierować zorganizowaną grupą przestępczą, która miała wyprowadzić z Funduszu Sprawiedliwości 150 mln zł. Najpoważniejsze zarzuty dotyczą właśnie wykorzystywania środków z Funduszu Sprawiedliwości na osobisty użytek polityków Suwerennej Polski. Na razie nie wiadomo, kiedy dojdzie do zatrzymania Zbigniewa Ziobry, ponieważ aktualnie przebywa on na Węgrzech. Pytany o powrót do kraju, polityk odpowiada, że wróci wtedy, kiedy Polska znów będzie państwem praworządnym.
Z ustaleń Newsweeka wynika, że problemy byłego ministra sprawiedliwości miały ucieszyć nie tylko przeciwników politycznych Prawa i Sprawiedliwości. – Wiemy, że za prokuraturę Waldemara Żurka trzymają kciuki nie tylko przedstawiciele rządzącej koalicji, ale też dzisiejszej opozycji, czyli poprzedni koledzy Zbigniewa Ziobry – przekazał dziennikarz Jakub Korus. Powód? Jak się okazuje, Zbigniew Ziobro miał zbierać haki nie tylko na oponentów, ale również na osoby związane ze środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości.
– Fundusz Sprawiedliwości, z którego sfinansowano m.in. zakup Pegasusa, był tak naprawdę funduszem Suwerennej Polski, a jego zadaniem było zapewnienie im politycznego przeżycia. Pieniądze były im potrzebne, bo chcieli być suwerenni w ramach Zjednoczonej Prawicy – tłumaczył dziennikarz Newsweeka. Przy okazji przypomniał, że po 2015 roku prezes PiS odmówił ziobrystom dostępu do środków finansowych z subwencji budżetowej.
W opinii Jakuba Korusa Zbigniew Ziobro i jego współpracownicy stworzyli rozbudowany system zależności. – osiadali władzę nad ministerstwem sprawiedliwości, prokuraturą, a nawet stworzyli własną służbę specjalną, którą nazwali Inspektoratem Wewnętrznym Służby Więziennej. Oni próbowali nawet budować swoje środowisko medialne za te pieniądze – wyliczał.